Thursday, November 5, 2009

Day 66 / Dzien 66.

Vancouver... I can't imagine it hosting the Olympics in just a few months. It's a pretty city, cosmopolitan and with an amazing ethnic food scene, but also dirty, sketchy and ridden with drugs and prostitution.
We chose busy time for our arrival - Saturday night, Halloween and a big football game.
We went out to dinner before heading back to our nice hotel. We chose one with a plug-in internet so that I could use our back up laptop (it doesn't work with wi-fi) and I was able to post a few updates before... it died too. I feel like I lost a leg.

Vancouver... Nie moge sobie wyobrazic, ze to miasto bedzie za kilka miesiecy gospodarzem Igrzysk. To ladne miasto, kosmopolityczne i z niesamowia etniczna scena kulinarna, ale rowniez brudne, niebezpieczne i trapione problemami z narkotykami i prostytucja.
Wybralismy wielce ruchliwy czas na nasz przyjazd - sobotni wieczor, Halloween i wazna gra futbolowa. Poszlismy na obiad a potem zaszylismy sie w hotelu. Wybralismy jeden z kablowym internetem wiec moglam uzywac naszego zapasowego laptopa (nie dziala z bezprzewodowym) i udalo mi sie zuaktualizowac nieco zanim... on tez padl. Czuje sie jakbym stracila noge.






No comments:

Post a Comment

Tyler: Can I ask your name?
Ally: Anonymous.
Tyler: Anonymous? Is that Greek?