Tuesday, February 28, 2012

Jack Frost is tagging up those window panes, hot java, english muffins, locked and loaded.


I hope these are the last throes of winter. Especially, that I recently managed to lose my gloves.
And this is what winter looked like when I had my Pentax frozen to my face.

Mam nadzieję, że to już ostatnie podrygi zimy. Zwłaszcza że udało mi się ostatnio zgubić rękawiczki.
A tak wyglądała zima kiedy miałam Pentaxa przymarzniętego do twarzy.









Saturday, February 25, 2012

This little piggy went to the market.


Today, for the first time ever, a post entirely composed of pictures that are not mine (well they almost are - Lee took them). And also, for the first time, I think, I'm showing Stary Kleparz food market. These pictures were a part of a project Lee did for school.

We love Kleparz. We have our regular go-to stands and favorite sellers. I like how eco-friendly shopping at a market can be. We always try to bring canvas shopping bags and reused plastic bags with us. We return egg containers and beet kvass glass bottles to the sellers, and bring our own jar to get sour cream. We buy lentils and beans from a place that packages them in paper bags.

Kiosks are mostly just mini-stores, but the open stands are full of miracles. Local farmers sell vegetables, fruits, nuts, dairy, and meat. Here, you can find old varieties of apples and pears that you can not buy in a store - their cultivation is simply not profitable anymore. On Saturdays, old ladies appear, selling huge loafs of traditionally baked bread, goat's milk cheese, chickens, ducks, and rings of sausage. In the spring, Kleparz entices with fresh vegetables, in the summer - with ripe fruit; and in the fall, it fills with wild mushrooms and smells a-mazing.

The history of Stary Kleparz is fascinating. The market has been in place since at least the 14th century. Kleparz was a separate settlement (or actually an unwalled town), situated right outside Kraków's city walls. It was famous for trading horses, grain, and cattle. It's location was its blessing and its curse. On one hand, it laid between two city gates, through which two important trade routes lead. On the other, during invasions, it was repeatedly intentionally burned down by Kraków's defenders to make sieges more difficult on the enemy.


Dzisiaj po raz pierwszy post w całości złożony z nie-moich zdjęć (no, prawie moich, bo zrobił je Lee) i chyba po raz pierwszy na zdjęciach pojawia się Stary Kleparz. Zdjęcia pochodzą z projektu, który Lee zrobił na zajęcia.

Uwielbiamy Kleparz. Mamy swoje stałe stoiska i ulubionych sprzedawców. Lubię to jak ekologiczne są zakupy na targowisku. Staramy się zawsze mieć ze sobą płócienne torby na zakupy i używane plastikowe torebki. Zwracamy sprzedawcom wytłoczki na jajka i butelki po kwasie z buraków, po śmietanę chodzimy z własnym słoikiem. Soczewicę i fasolę kupujemy tam, gdzie sprzedaje się je na wagę w papierowej torebce.

Budki to w większości zwykłe mini-sklepy. Ale za to otwarte stoiska to prawdziwe cuda. Swoje warzywa, owoce, orzechy, nabiał i mięso sprzedają tu lokalni rolnicy. Można tutaj znaleźć stare odmiany jabłek i gruszek, których nie sprzedaje się już w sklepach, bo ich uprawa nie jest opłacalna. W sobotę pojawiają się baby z wielkimi bochnami tradycyjnie wypiekanego chleba, kozim serem, kurami, kaczkami i pętami kiełbasy. Wiosną Kleparz kusi nowalijkami, latem owocami, a jesienią zapełnia się leśnymi grzybami i pachnie nieziemsko.

Historia Starego Kleparza jest fascynująca. Targowisko istnieje od co najmniej XIV w. Kleparz był osobną osadą (a właściwie nieogrodzonym miastem), położoną tuż poza murami miejskimi Krakowa. Słynął z handlu końmi, bydłem i zbożem. Jego położenie było zarówno jego dobrodziejstwem, jak i przekleństwem. Z jednej strony, usytuowany był pomiędzy dwoma bramami miasta, przez które prowadziły ważne szlaki handlowe (przez Floriańską na Toruń i przez Sławkowską na Śląsk i Wielkopolskę). Z drugiej strony, podczas najazdów, był przez obrońców Krakowa z premedytacją wielokrotnie palony aby utrudnić nieprzyjacielowi oblężenie.


photo/fot. Lee

photo/fot. Lee

photo/fot. Lee

photo/fot. Lee

photo/fot. Lee

photo/fot. Lee

photo/fot. Lee

photo/fot. Lee

photo/fot. Lee

photo/fot. Lee

photo/fot. Lee

That day we came home with potatoes, sour cream, dill, and a piece of cold-smoked salmon. What did we make with it? Potato pancakes!!!
Tego dnia wróciliśmy z Kleparza z ziemniakami, śmietaną, koperkiem i kawalątkiem wędzonego na zimno łososia. Co z tego zrobiliśmy? Placki!!!

Thursday, February 23, 2012

Ostrzenie łokci to podstawa higieny.



Tramwajowy Savoir Vivre - czyli jak należy korzystać z komunikacji miejskiej w Krakowie:

1. Aby tramwaj nadjechał szybciej, należy ustawić się dokładnie pośrodku chodnika i wypatrywać.

2. Kiedy już nadjedzie, należy otoczyć drzwi wianuszkiem, we współpracy z innymi wsiadającymi, tak aby uniemożliwić pasażerom wysiadającym opuszczenie pojazdu. Dodatkowe punkty przyznawane są za wejście do środka zanim nastąpi wysiadanie.

3. Już w środku, należy rozpocząć wyścig do miejsc siedzących. Bonus za prześcignięcie staruszek. W przypadku zajęcia miejsca stojącego przy kasowniku, należy całym ciałem chronić go przed próbami użycia przez innych pasażerów.

4. W połowie drogi do przystanku docelowego, należy rozpocząć wędrówkę do drzwi. Współpasażerów należy zmusić do puszczenia trzymanych rurek bądź uchwytów dokładnie w tym momencie, kiedy następuje hamowanie.

Tuesday, February 21, 2012

Zis is vhat happens vhen you break ze rules!


On the day we were leaving for Kraków, I left just to get the cheeses, RIP. Yet somehow I ended up at a open-air market in Goutte d'Or, a predominantly African neighborhood. I got there just as a truck full of cow carcasses was being unloaded. Feel my pain, I did not have my camera on me. I couldn't get over it, so an hour later, on the way to the airport, accompanied by my camera, several pounds of cheese, 2 backpacks and 1 disabled traveler, I came back to snap a few photos of the market. Unfortunately, the carcasses did not wait for my return.

W dniu naszego powrotu do Krakowa, wyszłam tylko na chwilę, żeby kupić świętej pamięci sery. Od kwiatka do kwiatka zawędrowałam jednak na targ w Goutte d'Or, dzielnicy zamieszkanej głównie przez imigrantów z Afryki. Trafiłam na moment wyładunku ciężarówki pełnej tusz wołowych, o zgrozo, bez aparatu. Nie mogłam tego przełknąć, więc godzinę później, już w drodze na lotnisko, w towarzystwie aparatu, kilku kilogramów sera, dwóch plecaków i jednego niedołężnego podróżnego, wróciłam na targ żeby zrobić kilka zdjęć. Tusze niestety nie poczekały na mój powrót.













Saturday, February 18, 2012

By the goddess! What is this madness that has overtaken all of you?


Today, just some random shots from Paris from a brain dead gal who forgot she's getting too old to party like that. Ouch.
Dzisiaj kilka zabłąkanych zdjęć z Paryża od dziewczęcia o martwym mózgu, które zapomniało, że jest za stare żeby aż tak imprezować. Ała.


I'm a total sucker for mosaics, so I loved this fish store front.
Mam wielką słabość do mozaik, więc zakochałam się w tym sklepie rybnym.

This Montmartre street covered with tangled weave pieces is home to many hair salons. You can easily recognize the Haitian ones as they feature pictures of Erzulie Dantor, a voodoo spirit. She looks just like The Black Madonna of Częstochowa, Poland! A coincidence? No. Depictions of The Black Madonna were brought to Haiti by Polish soldiers in early 1800s.

Na tej pokrytej kłakami ulicy na Montmartre jest mnóstwo zakładów fryzjerskich. Te haitańskie łatwo można rozpoznać po obrazkach z Erzulie Dantor, boginii voodoo. Wygląda ona całkiem jak częstochowska Czarna Madonna! Zbieg okoliczności? Bynajmniej. Obrazki z Czarną Madonną przywieźli na Haiti polscy żołnierze na początku XIX wieku.



Here, we had the Menu Maxi 900g and the Menu Hummer 3, of course.
Tutaj zjedliśmy Menu Maxi 900g i Menu Hummer 3, rzecz jasna.

Montmartre is full of little quirky stores. I wish we had more time to explore!
Montmartre jest pełen małych dziwacznych sklepików. Żałuję, że nie mieliśmy więcej czasu, żeby się po nich posnuć!




Wednesday, February 15, 2012

Zere are many fish een ze sea, but you are zee only one for me!


When we got out at the metro stop, we expected to see it right away. We looked around. Where is it? And then we looked up... I've got to confess, my knees got soft. After all, you live through this moment just once and I was about to live through mine. Is it as big as I imagined? (no! way bigger!) Can it live up to all the hype? (yes, it can!) What will it be like to look at it from up close? (hmm, it's better to keep the distance).
And then we set out to meet her. The Tower.

Kiedy wyszliśmy z tunelu metra, spodziewaliśmy się zobaczyć ją od razu. Rozglądaliśmy się dookoła. Nie ma. Ki licho? Ale potem spojrzeliśmy w górę... Muszę wyznać, ugięły się pode mną kolana. W końcu tę chwilę przeżywa się tylko raz, a ja za chwilę miałam przeżyć swoją. Czy będzie tak wielka, jak sobie wyobrażałam? (nie, znacznie większa!) Czy dorówna swojej sławie? (o, tak!) Jak to będzie, spoglądać na nią z bliska? (hmm, lepiej jednak z daleka)
Ruszyliśmy na spotkanie z nią. Z Wieżą.








How is this for a location? What you see in the second picture is what these lucky people see every time they take a look out their windows.
Co za lokalizacja... Widok z drugiego zdjęcia to to, co ci szczęśliwcy widzą za każdym razem kiedy wyglądają przez okno.

Residents of these barges on the Seine have nothing to complain about in the view department either. They too get to see the Tower in its full glory. Living on a riverboat has always been a dream of mine. I leave sailboats to the more adventurous, slow pace of river travel is more my style. Maybe one day...

Mieszkańcy tych barek na Sekwanie też nie mogą narzekać na widoki. Oni też widzą Wieżę w pełnej krasie. Życie na barce to jedno z moich wielkich marzeń. Żaglowce pozostawiam większym niż ja awanturnikom. Powolna podróż rzeczna jest bardziej w moim stylu. Może pewnego dnia...

Monday, February 13, 2012

You mean ze circus is just behind zose trees?


A climb to the top of the Montmartre Hill.
A look at the Sacré-Cœur Basilica.
Staring into the Paris skyline.
An antique carrousel at Place St. Pierre.
Crowds of tourists everywhere.
Next time we'll be there at dawn.

Wspinaczka na szczyt wzgórza Montmartre.
Spojrzenie na Bazylikę Sacré-Cœur.
Wpatrzenie w paryską panoramę.
Zabytkowa karuzela na Place St. Pierre.
Wszędzie tłumy turystów.
Następnym razem przyjdziemy o świcie.