Sunday, November 25, 2018

Yeah, but John, if the Pirates of the Caribbean breaks down, the pirates don't eat the tourists.


Strasznie zazdroszczę ludziom, którzy pamiętają filmy. Dyskutują po latach o ulubionych scenach, cytują ulubione dialogi, wiedzą kto w czym grał, kto co reżyserował. Ja właściwie mogłabym sobie zupełnie darować oglądanie filmów, bo już następnego dnia niewiele pamiętam, a po tygodniu nic.

A piszę o tym dlatego, że kiedy wspinałam się grzbietem Waihee, przez cały czas przychodził mi do głowy Jurassic Park. Oglądałam go 25 lat temu, czyli nigdy. Nic nie pamiętam, oglądając wczoraj fragmenty byłam zdziwiona, że tam jacyś aktorzy byli? Nie tylko dinozaury? A jednak, jakoś ten mój dziwny łeb połączył kropki. Bo odkryłam, że ta scena, w której helikopter ląduje na wyspie (jaka scena?), to wypisz wymaluj ta dolina. Pewnie wlatujące w nią helikoptery pomogły w reaktywacji mojej prehistorycznej nastoletniej pamięci. 
Tak naprawdę ta scena kręcona była na drugim końcu Maui (a cała reszta na Kaua'i). 

W górach, jak to w górach, warunki do latania są trudne i od czasu do czasu helikoptery z turystami rozbijają się o zbocza. W 2000 roku katastrofa miała miejsce w tak stromym i niedostępnym miejscu, że ekipa ratunkowa musiała opuścić się z helikoptera na szczyt ściany, a potem zjechać z niej po linach, a w akcji udział brał zespół, który normalnie zajmował się niszczeniem nielegalnych upraw trawy ukrytych w górach. Teraz już pewnie nie są potrzebni, bo Hawaje (podobnie jak 10 innych stanów) marihuanę zupełnie zalegalizowały, nie tylko w celach medycznych.

Myślałam, że Pentax znowu sobie jaja robi i nakłada klatki, ale to tylko chmura.

Przeczytałam, że parking jest bardzo ograniczony, a im wcześniej tym lepiej, bo później chmury schodzą na jeszcze niższy pułap, no i szybko robi się gorąco. Przez zamkniętą jeszcze bramką na szlak pojawiłyśmy się więc już przed siódmą. Tylko my i para emerytów (o polskich duszach kolejkowych pewnie). W tym samym czasie ruszyliśmy wszyscy w górę. Byłyśmy może w jednej trzeciej kiedy nas minęli schodząc już ze szczytu. Bo my maskowałyśmy pięćdziesiąt twarzy zadyszki przystankami na zdjęcia.

Przed każdym podejściem mówiłam, że to już napewno szczyt. A potem ukazywało się kolejne podejście. I kolejne. I kolejne. Tutaj jakiś pomarańczowy szczęściarz już schodzi.

Trochę Nowa Zelandia, trochę Toskania.

Czaple złotawe trzymają sztamę z krowami, bo opychają się tłustymi muchami i kleszczami, które krowy przyciągają. I dlatego też sprowadzono je na Hawaje. Ale kiedy okazało się, że od czasu do czasu zamiast muchami czaple lubią się objeść pisklakami zagrożonych hawajskich ptaków, rząd zaplanował masowe wybicie gatunku. Ten sam los spotka też sowy, które sprowadzono na wyspy żeby polowały na myszy i szczury.

W miasteczku Lahaina rośnie największy figowiec bengalski na świecie, sprowadzony 400 lata temu z Indii. Po zdjęcia figowca, czy raczej z figowcem była kolejka, a ja mam wykruszoną cierpliwość. Zrobiłam zdjęcie warkoczy i uciekłam.

Shave ice to hawajski deserowy klasyk. Przepis na wyspy przywieźli Japończycy, którzy przypływali pracować na plantacjach trzciny cukrowej. Nie należy mylić go z popularnym w kontynentalnych Stanach shaved ice, którego podstawą jest kruszony lód - według Hawajczyków zupełne buractwo. Shave ice jest robiony z lodu skrobanego, polanego słodkimi syropami, niestety coraz częściej syntetycznymi. Na dnie kubka często lądują lody śmietankowe, waniliowe lub fasolowe. Jak większość deserów, it's not my thing.

Tych kilka zdjęć nie pasowało mi do żadnego posta, ale jako że dotarliśmy to końca relacji z Hawajów, to opcje się skończyły. No tą są. Ogród Botaniczny w Kula. Smutny i zaniedbany, z przygnębionymi ptakami w za małych klatkach.

Ogród ma dwa kameleony trójrogie w klatkach, ale udało nam się natknąć również na fuksiarza żyjącego na wolności. Samce są bardzo terytorialne. Walczą na rogi z rywalami i spychają ich z gałęzi. Gatunek został przytaszczony z Afryki w latach 70-tych, więc pewnie za jakiś czas powieli los czapli i sów.

Kto widział anturium o tak nieprzyzwoicie dużym kwiatostanie? Pewnie kurczaki z hormonami wzrostu jadło w dzieciństwie.

Tuesday, November 13, 2018

I'm halfway through designing a bamboo gazebo as a tribute to the founders of Motown.


Tak jak Kraków należy do gołębi i wycieczek, Maui należy do turystów z przypieczoną skórką i leżaków Tommy Bahama. Ale na północy jakby mniej. Tu nadal rządzą lokalsi i surferzy.

Baldwin Beach. Plusy: duża plaża, mało ludzi. Minusy: strasznie wieje (miałyśmy kilka komicznych momentów z naszym latawcem namiotem plażowym*) i warunki w wodzie bardziej do topienia się niż do pływania.

Jeśli siedzicie w surfingu, windsurfingu albo windsurfingu, to napewno słyszeliście o Ho'okipa. To kultowa miejscówka, gdzie odbywają się zawody, trenują profesjonaliści, a zimą dziewięciometrowe fale bombardują brzeg.


A na plaży Ho'okipa wylegują się kamienie żółwie. Zaraz obok siedzą pilnujący ich wolontariusze. To znaczy pilnują oni raczej turystów, którzy próbują na żółwiach siadać do zdjęć lub nawet na nich jeździć. Tracę wiarę w nasz gatunek.

Nasze drugie Airbnb. Mieszkanie spoko, gospodarz mniej. 

Moja ulubiona plaża na północnej stronie wyspy: wschodnia część Kanaha Beach. Spokojna woda, bardzo mało ludzi, rafa blisko ale nie za blisko (lekcję o optymalnej odległości dostałyśmy kiedy na zachodzie wyspy rzuciło nas o koral tak, że ja z wakacji przywiozłam kolekcję siniaków, a mama rozciętą stopę). 
Mama wywinęła tutaj niezłą sztuczkę magiczną. Oto sztuczka: mama siedzi w namiocie, zanurzam na moment głowę w wodzie, mama siedzi na namiocie. Podobno przez jakiś gigantyczny podmuch wiatru. Czy wierzymy? Chyba nie.

Na Maui jest kilka buddyjskich świątyni (jest też największy poza granicami Japonii posąg Buddy), ale ta jest wyjątkowa, bo poświęcił ją sam Dalai Lama.

Bambusowy las. Na Hawajach trwa boom na uprawę bambusa, który na wyspach wykorzystywany jest do budowy domów i mebli, do dekoracji i do jedzenia. Jedna ze szkółek na Maui oferuje aż 45 odmian!

Bambus używany do konstrukcji domów rośnie zaledwie kilka lat, a największe okazy osiągają nawet 30 cm średnicy! Prawdziwy materiał przyszłości!

Maui jest podobno rajem. Ale nie dla wszystkich. Oficjalne statystyki przekonują, że bezdomnych ubywa, miejscowi twierdzą, że te statystyki to przedwyborcze mydlenie oczu. Tu Baldwin Beach jeszcze raz. W zeszłym roku z lasu przy plaży władze usunęły obozowiska. Ruch czysto kosmetyczny, bo przesuwanie bezdomnych z miejsca na miejsce problemu przecież nie rozwiązuje.


*zdecydowanie wiocha, ale ten cień!

Thursday, October 25, 2018

A'ohe pu'u ki'eki'e ke ho'a'o 'ia e pi'i, czyli wulkan Halaekalā na Maui.


Na mapie droga na wulkan Halaekalā wygląda jak jelito z książki do anatomii. Zza szyby samochodu wygląda natomiast tak, że sama nie wiem jak udało mi się ją przejechać bez zamykania oczu i puszczania kierownicy, zwłaszcza na 180-stopniowych ślepych zakrętach nad niezabezpieczonymi przepaściami.

W połowie wspinaczki wjechałyśmy w chmurę. Widoczność była tak marna, że nadjeżdżające z naprzeciwka samochody widziałyśmy dopiero wtedy, kiedy nas mijały. Dobrze, że nie było gdzie zawrócić, bo ostatecznie jednak z chmury wyjechałyśmy.

Codziennie o trzeciej nad ranem tę drogę przebywają tysiące turystów żeby ze szczytu oglądać wschód słońca. Te zakręty, te przepaście po ciemku, ta ruletka z chmurami, ta pizgawica, te sardynki w okrąglaku. Zapłaciłabym żeby nie jechać. To już chyba ten wiek. Gdzie moje pampersy dla seniorów?


Na szczycie panują wyjątkowo dobre warunki do badań astrofizycznych (kiedy nie ma chmury). W tle Obserwatorium Halaekalā. Dzielą je m.in. Departament Obrony, Siły Powietrzne, Uniwersytet Hawajski i Instytut Smithsona.

Pogoda na szczycie zmienia się bardzo gwałtownie i zawsze jest o 15-25 stopni zimniej niż na plażach. Dolny parking (powyżej) i dolny parking po 2 minutach (poniżej). Zima zaskakuje amerykańskich turystów nawet bardziej niż polskich drogowców, na szczycie trzęsą się w żonobijkach i japonkach. Nic tylko stoisko z kakao otwierać.

Te jasne placki to Halaekalā silverswords, bardzo zagrożona wyginięciem roślina, która występuje tylko tutaj. Rośnie przez nawet 90 lat, raz zakwita, rozrzuca nasiona i umiera. Przez lata turyści zrywali ją na pamiątkę, teraz park staje na uszach żeby ją uratować.

Dla rdzennych Hawajczyków krater był i jest miejscem świętym. To tutaj stał półbóg Maui kiedy złapał na lasso słońce żeby spowolnić jego wędrówkę po niebie i wydłużyć dzień. Ceremonie odbywają się tutaj do dzisiaj. Wiele rodzin przyjeżdża żeby zakopać w kraterze pępowinę. Słowo daję, nie zmyślam.

Po raz ostatni Halaekalā wybuchł około 1790 roku, lawę z tej erupcji pokazywałam w poprzednim poście. Jeszcze kiedyś pierdyknie, kiedy byłyśmy na Maui, opluwał się akurat wulkan Kīlauea z sąsiedniej wyspy. 

Punkt widokowy. W dobry dzień pewnie widać stąd conajmniej dwie wyspy. W kiepski tylko watę.

 
Owłosiona twarz na każdym zdjęciu ze szczytu.