Wiecie, że z wakacji często wracamy w zupełnym amoku i natychmiast zaczynamy knuć, żeby się przeprowadzić tam, skąd właśnie wróciliśmy. Lee to już w ogóle jest specjalny przypadek, nawet z Lublina wrócił zachwycony.
Pisałam już o tym tutaj: "Od powrotu z meksykańskiej wyspy Holbox ciągle łapię się na szukaniu biletów do rzeżączkowego Cancun. Od powrotu z Etiopii zawsze rozglądam się za pracą w Addis Ababa, rozważałam już nawet Departament Stanu i dopiero Trump wybił mi ten pomysł ze łba. Od powrotu z Nowej Zelandii przekonuję Lee, że powinien zostać profesorem na uniwersytecie w Auckland."
Do Montany polecieliśmy na dziesięciodniowe pracowakacje i zupełnie straciliśmy rozum. Lee głowił się nad tym, jaki dom nam zbudować, ja nad tym, jaki kawałek ziemi kupić. Zamęczaliśmy sąsiadów piosenkami country i planowaliśmy wizyty na strzelnicy.
Czy czeka nas kowbojskie życie? Pewnie jednak nie. Zimy w Montanie są brutalne. Lata również. A już najbrutalniejsze są komary. A poza tym w międzyczasie zdążyliśmy już napalić się na inne miejsca i teraz ja przeglądam nieruchomości na Hawajach, a Lee fantazjuje o życiu w Odessie. Ale do Montany jeszcze wrócimy.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjcHamPKsx26tXPwtIpQ0JmvngTvuAHNVjUa50zBLZh5PQxXguZ5tnDJ1XxG8nw1jm30sEaM15lqgZOuuH-eM69O6_NN_3nBQfEyTPV97c0LWNW3JgqpkdxJLi-ay14vt2CZk4eWRQTLXQ/s1600/IMG_0335.jpg)
Jak już kiedyś wspominałam, na widok krów mam odruch bezwarunkowy, na który składa się wskazanie palem i eksklamacja 'patrz, krowa!'. Podobny mam na widok koni. I owiec. I innych ciekawych zwierząt. I innych ciekawych nie-zwierząt. Jak tak teraz o tym myślę, to w sumie dziwię się, że Lee nie podaje mi narkozy przez wpuszczeniem do samochodu.
No więc, ku nieszczęściu Lee, obok tych mułów przejeżdżaliśmy niemal codziennie. I dopiero teraz dotarło do mnie, że to chyba jednak nie muły. Przeglądnęłam zdjęcia koni, osłów i ich mieszanek (wiecie, że jest coś takiego jak osłomuł?) i najbardziej przypominają mi one konie Przewalskiego, no ale przecież to niemożliwe. Jest tu ktoś od koniowatych?
No więc, ku nieszczęściu Lee, obok tych mułów przejeżdżaliśmy niemal codziennie. I dopiero teraz dotarło do mnie, że to chyba jednak nie muły. Przeglądnęłam zdjęcia koni, osłów i ich mieszanek (wiecie, że jest coś takiego jak osłomuł?) i najbardziej przypominają mi one konie Przewalskiego, no ale przecież to niemożliwe. Jest tu ktoś od koniowatych?
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiu65rr2snVoEAcpZ7BU8I4xBH189L9PbRgfUeIyBn69q1bH6HIeXhLwbPEiMLfXJXfmmTbzXdy1co6xtHDbrvogw818uqZyXZ60D1HxFcBZU0wn3R4HxhO0g_5I0x004JFucr0u5MzBcg/s1600/IMG_0337.jpg)
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhLB6nPv4voNaw8nPmRMV-ru_05TbpmS8zNtfctnuepFgLL49uNpxT6hK5YLNCApEJtVUAGoIzGrT6jU-QCe3R2zGy9UqkQYQBKtpFndX-nkuG1Z-Gpu9KSroRwwlYYJVnTNGHFWgtOfHI/s1600/IMG_0406.jpg)
Mobilne kurniki dla kur-nomadek.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiX7kOa-zb3nho45l_HZqzQf7Huo7ReHjKhEhk14NI59xHBzqJzrub0dhfG8Q6KQpoQ5d804UXmXDxFF2Z3-ZOlXdHuKPKg5Djs0WMb218eCxAzBC0mx4PXhyphenhyphen3GwGtAx_hWbzPyRTmz7tk/s1600/IMG_0346.jpg)
W pewnym momencie drogę przecina brama na kod. Dostęp mają tylko mieszkańcy doliny i ich goście. Listonosze i kurierzy paczki zostawiają w budce, w której ukrywa się też telefon, bo zasięg w okolicy jest conajmniej humorzasty.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgkdNT_vkW-VXtiBvkAmpWPFqq-2MliQcw9NKLEUrDao9XCFkuFvMfN6tLQ0yDULcXvhsOeiU5AvgjjjOf4FjzfEZCVSWqZ6EfZ2j3Sr94hP06BvrT3xyU7D1gEd3EFZIUnyEJJhpkRfpU/s1600/IMG_0358.jpg)
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjk1t6m3Xd5HxnurC4m1LhK6tp4Sq_g00lhSEIlHyaCdcdCBE8qIf7m4k_hay4lSghEXNtLTIQuuObhb4vtuZgPBs6mAEYSZSExW55ElqqxAMAiQGDq7bojcZJxa5xBEg0BCo2EYyzkY1I/s1600/IMG_0757.jpg)
Jeszcze kilometr krętą drogą i dojeżdżamy na miejsce. Po lewej nasza chatka, po prawej dom właściciela. Dopiero po przyjeździe dowiedzieliśmy się, że jest nim współzałożyciel Greenpeace i były dyrektor Oceany, który część roku spędza tu, a część na Majorce. Niestety Xavier jeszcze bawił w Europie, ale zajął się nami Wayne, który porzucił karierę w Nowym Jorku na rzecz spokojnego życia w montańskim lesie, gdzie drogę potrafi zajść 350-kilogramowy grizli (true story).
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEja2YQ9jPp39H5ZRxIL6tonTjBekq6ycC7A6UpPBjhtwq1H4h7SQZWeQsDIyKQMzdD5lJ6I0hFgtrYJGZ24tJ9oHBBBi7K6maB15f8txRxaXkKc2AxkdoVs6NhmX1TlGnHb00YkBPFe6qk/s1600/IMG_0748.jpg)
Mieszkamy w bardzo lewackim mieście, światopoglądowo jesteśmy liberałami, religijnie gdzieś pomiędzy ateistami a apateistami, kulinarnie wegetarianami. Rzadko poznajemy kogoś, kto jest od nas pod każdym względem inny. Wayne jest republikaninem, chodzi do kościoła, a w zamrażarce ma jelenia z własnego odstrzału. Obwąchiwaliśmy się ostrożnie, ale końcówkę naszego pobytu w Montanie spędziliśmy już w domu Wayna i przy pożegnaniu wszyscy ocieraliśmy oczy. Strasznie się w Stanach od siebie wszyscy oddaliliśmy i nawzajem zdemonizowaliśmy, zwłaszcza po ostatnich wyborach prezydenckich. A świetnie by nam wszystkim zrobiło, gdybyśmy częściej mieli okazję zwyczajnie usiąść przy jednym stole z kimś, kto myśli inaczej. W Polsce też.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi9Mne9cgy1IlWKh2fZHcx3Y38Q2rTCCiRs-ZbX0Eg810ayxQ30OpUkF_lbfKVKr3oKuG0tX_9RQPomWvJx6eVuipzzWaLrTQivHGR6ZfFehED9u0B6cKblAvJnTQxhJntm1a3tHzC-ujs/s1600/IMG_0690.jpg)
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhn6CneIkSvp6YwbEt1edbEtmatfzlzIIN8vS5dz4o5L_lZVeAk8njoR5NIk1VLBiF_dT6D-KkGv9tCU-1ld3JpgAiShAnkutn71HaurTkglUwPiXM_LeiDPZ-xHpGSg5RxwvpsoCErdUM/s1600/IMG_0700.jpg)
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhnNUMZtic-9yLJrL726CJkWVxszsaHmy7Mhq4NhROdrmsONrSWeYpL6M_EK3XiUdVmdqIIjA4G5Agn6qi6C4F6oiBp_l_Dm_gWOY_ipy-kRMJZ0KVQ32PPp0fL-YtqcUrRgumaRWSlIN8/s1600/IMG_0703.jpg)
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhtGNI2h6M2pMr4l-rurZmyn2xes97VmIBDxc_mpkNVocme8Vr_2cS8nFiswvSSXXd2H-U8fTLP1ZGGrUsp0EG6Y9BXZhg4U4JgE7GKYBrwTEOrbxMsAphJ-WPr8fF_vcOiq5ckEhxAsuo/s1600/IMG_0351.jpg)
Śniadania na werandzie, lunche na werandzie, praca na werandzie.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj1CUj6y3yyutnxH3yTB3wPkZEVeBYixMNSqZw8_srJGmdB3qqPoeAMDGUIl9I1qTUCmp-N-jGgRJ47U2EOjcq_HJKMnxrNtEUyGwDCKnu7EwA9CwL03_C1JjkKFYLWefgL4BG-Qw6VQUs/s1600/IMG_0348.jpg)
Z miejscowego targu wróciliśmy z chlebem, kwitnącym szczypiorem, rukolą, jajkami i czerwoną kiszoną kapustą o nazwie 'Little Polish Girl'. Jako little Polish girl nie mogłam się powstrzymać.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhJvRjYkKMyO9NuI65s7kC4l-BrUb7IAehqISp8l-4G6lH6AJGq42BFr5AZPfJIq5iUqfWLevbJ0yndTn8khByDYPjqolJgagZvITpHG3rSZ_2kx9cpk77S-2aMYjvVcYNzZqqvFUlubag/s1600/IMG_0355.jpg)
Nie mówiłam w pracy, że wyjeżdżam, więc kiedy niespodziewanie zwołano ważne zebranie, postanowiłam po prostu nie włączać kamery w laptopie. Ale i tak zaraz wszystko się wydało, bo ktoś zapytał u kogo tak drą się ptaki, a potem okazało się, że wszyscy poza mną mają włączone wideo i widać, że są w biurze.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg85yTMVjvxDFYpvl_xUWV5s5Nvgr9uu5AlyFou1p2HUlo3dq96h9BMLBVlUwBwISdXrq9p2djupLYIvl6bbwohUOvW_003Mvj1H7QEw5hFgGSUDNaz7J_vzC83V3gZrc53m3LKBPgXVAQ/s1600/IMG_0331.jpg)
Konie były naszymi jedynymi sąsiadami.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiW4kjwcc5LjpgF5kKgMP1rbRzKzHSsN5DZdPpP3HqkjnEkjg9QFUArZA1nCAOjYtiOF9uX-oHbbzJrUa3YadVQQxhrh3vZ2w51iBjBPps02O4UUL_GBph9G21M4r3j666lzVXKjbHRZlo/s1600/IMG_0465.jpg)
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjsIrUmgnTeseIvCiq1-dA0toHZPmWgwaL69R-Z6ZfVQWJQCVQ-wkByVEGUy_5l8Xv-uVY-JqbeQ9CeX8I3C7MeAXIklSU16kokKtT1G3ATY4Eu5jZ3ZuGND9cS_g2-9b_qZx2A8Shg2dA/s1600/IMG_0476.jpg)
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgdfXltGenJYxDNa1n_-NvcQOIDPmQ74iJ-GFWBGxbC6-QJu3IYIcn68GKM-kWOulXUBla6J4CHTFIjn6q4ul9Nb6ZnOChMPM1lqieRbjfoQFHVrbgDzy5vvv5SyAqUmhSGKobjVnonSOo/s1600/IMG_0486.jpg)
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi4okOUeEuiPzfcacJkq31NOPUD7Wjgj-BC3530_A8YR7b8twt5k9hOFodE85RnMkTbDhctyWtCtym4v-bYO5-3vR8NBxkk8Kjn1dSm4lE5EzdNkQPOJ-EqDzw7W8AiNcU-0xC85XC4AZM/s1600/IMG_0487.jpg)
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgysbpacdB-Lb6hfgBueYyrstN8q90yzk2DVx5mbwHQoJTSWw5Cy1ZbAgXJh8MFy3V6PBz9hyphenhyphenA1bcywmvhOzXl994wPIKIBzSrdjwg4RKzWXg0f3AH8x3qtkyNX2sHJ6oaBjpK2p4PVKTM/s1600/IMG_0492.jpg)
Lee cały czas czymś rzuca: śmieciami do kosza z odległości pięciu kroków, zakupami do wózka, kamykami w znaki drogowe, skarpetkami w świętej pamięci kota. Musiałam w domu zdelegalizować piłki, bo nie dało się żyć. Tutaj Lee moment po tym, jak niechcący wrzucił koszulkę na dach. Na pierwszym zdjęciu z serii Lee jeszcze ma wyciągnięte w powietrzu ręce, jakby właśnie zdobył trzy punkty, ale minę już rozpaczliwą. Zdaję się na Waszą wyobraźnię, bo cenzor nie przepuścił zdjęcia.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjl1TCRvznXQqgH7gSTQSV9jnIrb1cL6x0uDNq5tFIVJhngb512vlT0jKdHFCpOr6o3W4hYbcf7ZGxFrJThDPErqRY-LglSBTjwTktwNIFQpWvVCB9yuMtg4IpPXSCWym5I62O08K8HYDc/s1600/IMG_0398.jpg)
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh00IUHWFZ25csmZV2Ja55jCpd7EXdAUu6_7C6O-13xjfSP5cpi3NVIam2vwyY2CE5F9EJ4Fn3K6zurkj6-dMxQKr_bUpbMMInvCp8yyRESjRqWEDiqdOfJCVKP603z-Z1TG8UaF7OaMh0/s1600/IMG_0450.jpg)
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj_i6BEsQBxA9PfxhtKHFoHEjOKBf_JZXE-qM0mqgQ79s8WZcA7ZxXNKazJ1ytGt9w74eJoewA-mh5YXAIGi6wpLHKCCtfOKnxPC5wFaNlwLK4FgwUS-qT3ICXXrfNINbSoVxBy157HLQY/s1600/IMG_0455.jpg)
Pewnie już się przyzwyczailiście, że czasem robimy głupie rzeczy, ale w przyszłym odcinku będziemy robić naprawdę głupie rzeczy. To do zobaczenia!