Monday, March 28, 2011

Am I the only one who's always tempted to light the wick on top of a beret?


Beirette vsn and I met on eBay. It was love from the first sight. The camera was manufactured in East Germany in 1987.
Beirette vsn i ja poznaliśmy się na ebayu. To była miłość od pierwszego wejrzenia. Aparat został wyprodukowany w NRD w 1987 roku.

This model is made with plastic and aluminum, so the construction is extremely light.
Ten model jest zrobiony z plastiku i aluminium, więc jest niezwykle lekki.

The settings are very simple. To set the aperture, you pick a symbol reflecting the weather conditions. Focusing is a guessing game. You just set the distance from the object, measured in feet. The challenge is keeping the camera still when pressing the shutter-release button, awkwardly situated to the side of the lens.
Ustawienia są bardzo proste. Żeby ustawić przysłonę, należy wybrać symbol odzwierciedlający warunki pogodowe. Ustawienie ostrości to gra domysłów - należy oszacować odległość od obiektu, w dodatku mierzoną, o zgrozo, w stopach. Sporym wyzwaniem jest nieporuszenie aparatu przy naciśnięciu spustu migawki, bo przycisk jest niezręcznie usytuowany z boku obiektywu.

The camera is tiny and easily fits in my hand.
Aparat jest malutki i łatwo mieści się w mojej dłoni.

Here are some shots from the test roll. Keep in mind that Beirette is not an SLR, but only a primitive viewfinder.
Oto kilka zdjęć z testowej rolki filmu. Pamiętajcie, że Beirette nie jest lustrzanką, tylko prymitywną małpką.

I do like the results even though, as you can see, the focus is off. It might be a matter of getting used to the strange shutter-release. Or maybe I should finally (after how many years living in the US?) give in and make an effort to figure out how to measure distance in feet.
Podobają mi się te zdjęcia choć, jak widać, są dość rozmyte. Możliwe, że to kwestia przyzwyczajenia się do dziwnego spustu. Albo powinnam w końcu (po ilu latach mieszkania w Stanach?) poddać się i nauczyć się mierzenia odległości w stopach.

Some shots are surprisingly sharp. Funny, but I like them less this way.
Niektóre zdjęcia są zadziwiająco ostre. Zabawne, ale przez to podobają mi się mniej.

I brought it with me to Stockholm.
Zabrałam Beretkę do Sztokholmu.

And to my dad's birthday party.
I na urodzinową imprezę mojego taty.

Oh no... it used to be my playground.
Och nie... to był kiedyś mój plac zabaw.

More Beirette pics to come...
Wkrótce kolejne zdjęcia z Beretki...

Friday, March 25, 2011

Gee, there's a lot of food left over from the funeral.


I'm continuing my project of photographing my market hauls. Free-range eggs, homemade butter, cilantro (does anyone not like it? because it tastes like soap? if so, give it another go, I promise your affection for cilantro is just around the corner!), sunflower sprouts, potatoes, apples, three varieties of sheep milk cheese (it survives freezing very well!), bread, rolls and a sweet pastry from my favorite all-natural bakery.
Kontynuuję projekt fotografowania zakupów. Jajka od wolnych kur, domowej roboty masło, kolendra (czy ktoś jej nie lubi? bo smakuje jak mydło? jeśli tak, trzeba dać jej kolejną szansę, wielka miłość do kolendry czeka tuż za rogiem!), kiełki słonecznika, ziemniaki, jabłka, trzy rodzaje bundzu (świetnie przeżywa mrożenie!), chleb, buły i drożdżówka z Piekarni Mojego Taty.

Lee's discovery: a curious pattern on a dirty glass.
Wzorek na brudnej szklance. Odkrycia dokonał Lee.

And another haul. We eat wheat germ and bran almost daily. There's a funny story about bran. When I moved to the States, I was surprised how few people were familiar with wheat bran. One day I was telling someone about the health benefits of eating bran, but I confused the word 'intestines' with 'testicles'. His eyes were as big as saucers when I was explaining how, due to eating bran, my testicles are doing really well.
Kolejne zakupy. Zarodki pszenne i otręby jemy prawie każdego dnia. Z otrębami wiąże się śmieszna historia. W USA mało kto je zna i kupuje. Krótko po mojej przeprowadzce do Stanów wykładałam komuś walory zdrowotne otrębów. Ale pomyliły mi się słowa 'intestines' (jelita) i 'testicles' (jądra). Oczy mojego rozmówcy były okrągłe jak spodki, kiedy tłumaczyłam mu, że dzięki otrębom moje jądra mają się świetnie.

A very special day! Lee made breakfast and brought it to bed! He handed me the plate and then yelled at me when I started eating: 'How about a picture?!?'
Święto! Lee zrobił śniadanie. Do łóżka! Wręczył mi talerz, a potem nakrzyczał na mnie kiedy zaczęłam jeść: 'A zdjęcie?!?'

Little Man sporting a jogurt cup hat. Yes, I know I'll be frying in hell.
Little Man w czapce z pojemnika po jogurcie. Wiem, będę się smażyć w piekle.

Our reading couch lounge.
Nasze legowisko-czytelnia.

We visited Kraków's new multimedia Underground Vaults Museum. It's definitely lots of fun for the kids, but grown-ups might be a bit disappointed. It's definitely form over substance. But there are some great documentaries on Kraków's history playing in the screening rooms and those are way worth the trip.
Odwiedziliśmy Podziemia Rynku. Dobrze, że Kraków ma multimedialne muzeum, dla dzieciarni jest to wielka frajda. Ale dorośli mogą się czuć zawiedzeni. Forma zdecydowanie przerosła treść. Natomiast w salkach kinowych pokazywane są świetne dokumenty na temat historii Krakowa i one zdecydowanie warte są wycieczki.

Homemade pizza.
Pizza domowej roboty.

I made my own flour and corn tortillas for the first time. I used to buy them at a store but always felt uneasy about the amount of unnecessary chemicals that went into them. Too bad I didn't know how easy they are, otherwise I'd have been making them all along.
Po raz pierwszy sama zrobiłam pszenno-kukurydziane tortille. Zawsze kupowałam je gotowe, i zawsze żarło mnie ile jest w nich niepotrzebnej chemii. Szkoda, że wcześniej nie wiedziałam jakie to łatwe.

And ready refried bean tacos.
I już gotowe tacos ze smażoną fasolą.

Friday, March 18, 2011

Scoob and me don't do castles. Because castles have paintings with eyes that watch you.


It was Lee's first visit to the Wawel Castle. Certain parts of it can be visited for free on Sundays, so since we're pretty broke, that's exactly what we did. We'll go back to see more soon.

Wawel's history is quite overwhelming. It's location - at the crossing of several primary European trade routes - made the hill an important stronghold as early as the 7th century. The castle has been the residence of Polish kings since 11th century and Kraków was the capital of Poland, before Warsaw took over.

As you'd expect, it's been rebuilt many times, following changing architectural fashions. Some of its parts date to 11th century!


Lee po raz pierwszy odwiedził Wawel. Niektóre części są w niedziele dostępne do bezpłatnego zwiedzania, więc skoro jesteśmy spłukani, wybraliśmy się właśnie do nich. Niedługo wrócimy zobaczyć więcej. Jestem pewna, że Lee padnie z wrażenia kiedy zobaczy Dzwon Zygmunta.

Czym jest Wawel każdy wie. Pozwólcie więc, że skorzystam więc z okazji, żeby powiedzieć coś, o czym wstydzę się pisać po angielsku. Nie na temat, ale męczy mnie to od dłuższego czasu. Otóż, chodzi mi o lotniskowe zwyczaje Polaków. Już kiedyś chyba o tym wspominałam. Obserwujemy te zwyczaje z konsternacją za każdym razem kiedy latamy z Polski lub do Polski. Wiecie o czym mówię? O kolejce formującej się na godzinę przed podstawieniem samolotu? Czy to skrzywienie z czasów sklepowych niedostatków, że mamy potrzebę 'wystania swojego'? Kiedy wracaliśmy ze Szwecji, Polacy wynieśli z lotniskowej kawiarenki większość krzeseł i ku zdumieniu innych podróżnych... zasiedli do dłuuugiej kolejki do bramki. W takich momentach odmawiam ćwiczenia polskiego z Lee, bo jest mi zwyczajnie wstyd.


Taking pictures inside is strictly forbidden. But Lee really really loved this corky ceiling and asked me to take a shot of it anyways. I took one and got badly yelled at. But the pic turned out to be really dark. Things you do for love... I took another one.
Robienie zdjęć wewnątrz jest surowo zabronione. Ale Lee zakochał się w suficie z głowami wawelskimi i prosił mnie, żebym jednak jedno zdjęcie zrobiła. Zrobiłam, panie na mnie nakrzyczały, ale okazało się, że zdjęcie wyszło bardzo ciemne. Czego się nie robi z miłości... zrobiłam jeszcze jedno.


Monday, March 14, 2011

Little General Monck sat upon a trunk, eating a crust of bread.


Our trip to Sweden has significantly effected our budget, so back in Kraków we had to cut back on the spending. I can't remember if I had written here about my philosophy of not wasting food. In brief, I try to shop and cook in such a way, that nothing goes to waste.
Wycieczka do Szwecji znacznie naruszyła nasz budżet, więc po powrocie do Krakowa musieliśmy zacisnąć pasa. Nie pamiętam czy pisałam już kiedyś o mojej filozofii nie marnowania jedzenia. W skrócie: kupuję i gotuję tak, żeby nic się nie marnowało.

Bean and bread burgers are a frequent feature on our table since they utilize leftover bread. And they are super cheap, perfect for those times when the first of next month is a ways away and the wallet's empty.
Kotlety z fasoli i chleba są częstym gościem na naszym stole, bo wykorzystują resztki pieczywa. No i są genialnie tanie, w sam raz na momenty kiedy do pierwszego daleko, a w portfelu pustki.


It's important to store unused bread in paper bags. It dries nicely, it doesn't get moldy or dusty. I usually use bread stumps a.k.a. butts, so I call the dish 'butt burgers'.
Ważne, żeby niezużyty chleb przechowywać w papierowych torebkach. Wtedy pięknie wysycha, nie pleśnieje i nie kurzy się. Ja najczęściej używam piętek, czyli chlebowych dupek, stąd danie nazywam 'kotletami z dupek'.

This time I used mung beans (about half a pound), but any other beans would work too, as well as lentils or split peas. You'll also need an onion (I ended up using just one), garlic and a few dried mushrooms.
Tym razem użyłam fasolki mung (pół paczki), ale sprawdza się również każda inna fasola, soczewica lub groch. Oprócz tego cebula (skończyło się na jednej), czosnek i kilka suszonych grzybów.

Cook the beans with bay leaves.
Fasolkę gotujemy z listkami laurowymi.

Soak the mushrooms and bread.
Grzyby i chleb namaczamy.

Sauté onions, add garlic and chopped mushrooms. It's time for the spices! I use marjoram, oregano, black pepper, paprika, cayenne, dried ramsons, and onion salt in various combinations. I often add a splash of balsamic vinegar.
Smażymy cebulę, dodajemy czosnek i pokrojone grzyby. Czas na przyprawy! Ja dodaję w różnych kombinacjach majeranek, oregano, czarny pieprz, paprykę, cayenne, czosnek niedźwiedzi, sól cebulową. Często dodaję też chlust octu balsamicznego.

Mix all the ingredients. It's best to just do it by hand. If the mix is too dry, add some water left from soaking the mushrooms or from cooking the beans; if it's too wet, add some breadcrumbs or bran. The right consistency will make adding an egg unnecessary.
Wszystkie składniki mieszamy. Najlepiej masę wyrobić ręką. Jeśli jest za sucha, dodajemy wody z namaczania grzybów lub gotowania fasoli; jeśli jest za mokra, wsypujemy bułkę tartą albo otręby. Odpowiednia konsystencja pozwoli nam obejść się bez jajka.

The production line: form handsome burgers and roll them in breadcrumbs.
Linia produkcyjna: formujemy przystojne kotleciki i obtaczamy je w bułce tartej.

Fry them up.
Smażymy.

Voilà! We downed them with some simple stir-fry.
My zjedliśmy je z prostym stir-fry.

I got 12 quite large patties from the ingredients shown in pictures. I'm guessing the total cost would be less than $2. These are true poor people burgers.
I'm curious what you cook when there's a hole in your budget?
Ze składników na zdjęciach wyszło 12 sporych kotlecików. Koszt: w porywach do 4zł (a można taniej; z białej fasoli koszt wyniósłby niewiele ponad 2zł). Czyli ok. 33 grosze za sztukę. To się nazywa bida-kotlety!
Ciekawa jestem co Wy gotujecie kiedy dziura w budżecie?