Pamiętacie jak sto lat temu w ostatnim odcinku jeden nieszczęśliwie trzeźwy amator sztuki skalnej przeciągał dwóch szczęśliwie nietrzeźwych amatorów drzemek po Joshua Tree? No to jedziemy dalej.
Kilka tygodni wcześniej, przetrząsając internet, natrafiłam na wzmiankę o miejscu poza granicami parku. Autor bezceremonialne instruował: zaparkuj tu i tu, maszeruj 10 minut, znajdziesz petroglify i moździerze lepsze niż w Joshua Tree, nikogo nie spotkasz, bo o tym miejscu wiedzą tylko miejscowi. O tym miejscu wiedzą tylko miejscowi. Majtki w dół, mapa na stół.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgRrvIAdRxzf-KobMqtrloV2Ufkqm2-QB7H7ImUopxEWF2Eem26CopLwQDLCUXAwCc2VhMPIha3fNw67QxfLixZBAN-VoDUg9kkq6Dcp0WFPu_CV8VkgBvqDf5FgPbQgsiZuh_RDPxiGZg/s1600/000004710027.jpg)
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhASz7VzZnU5moep4yNBr1QUmyotg6gaKazpuqGvP3WDeuFdhsVSiHlLny4YeEs56ndJuD8RRqFm1dD_z6oYEefOhPwHNP_gZBPhZKgkkubk9IorQGtoEu7LX-voCMYzsR1ZBP8C6G4ZsY/s1600/000004710022.jpg)
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj4toCLkN8RVrT-fEfqBlr4EO9-I2P52Kq05g9tdVj3pKffw46vclQhq5RiKztr8K9s9zv0ZSbBJKNT5fDplAYTwJqEgKRGudfeQ3pges67ph-fDNVsmJGDFIK9F4nnrofKrGU4cqC5HlU/s1600/000004710026.jpg)
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi1_f0cFSiBsv0PACLdu7KZucK_K4x-OASNQ1F_YghKmtISKGErjAOwowJEBIEmvKjr0RKxPAXqyt2J6_ZN2eGW6LpOAhWl9sgg5_JSP1I2YBuJ72CoMZ2GIwLlSYvm2H5SxUkYPufQYrA/s1600/000004710024.jpg)
Nie o takie petroglify walczyliśmy.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj3I7kWw7_UmqwgNiemSbkHlKf5yV_FQ1VUtyN1Wi_rdqL-1duFz5lyBuv__g3NBX0IfyJwBQw_eh_ULZBfWuYqdYw2vuANUyApQiCbc7Zi1VrQlXubj0AhceXCZFGufVbw5E6vb1pELew/s16000/000004710020.jpg)
No, o takie już bardziej. Ale zanim zdążyliśmy dokonać monumentalnych odkryć, amatorom drzemek skończyła się cierpliwość. Pojechaliśmy zobaczyć drugi punkt programu: pobliskie Pioneertown.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhVVYbVcxd-MK4mzmq6CsF0H5AxtqH9Bx3yARb5FWYsl-rwiBmMONhqIALdyqDwqy5kNmoImXiGsePe6rztk2xzxWdfuDuEaIyJ9hJ-U4Xm3u7_9WPz7zHKmruZBd8GWoKNXIrGH9zfuFs/s1600/000004710032.jpg)
Jeśli oglądaliście westerny z lat 40-tych i 50-tych, to bardzo prawdopodobne, że powstały właśnie tu. Pioneertown zbudowano na potrzeby Hollywood - jako plan filmowy i letnisko. A potem skończyła się i moda na westerny, i woda pitna też. Miasteczko niemal całkowicie opustoszało.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhCt6lYN_TsCjm9WDwio6iOfOlUxfUKIBTTVcvn4oCdOT9HCYCncNS-Qz8Ya19o4-zrqtdBMK-1tjp0ruKQxTAngobZb36hXjk0c3UBANxfW8TmAcSuKFAJ_wI4Eq0ZC9575nX4BcHJyXg/s1600/000004710028.jpg)
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgH-esABYx1Yzr8_NLwHQc6C1TmMluN4atcQ6UlkNV4nmLokUPpdbM_EMmbwUoorYb07E6E8-VmXBho84nDl8CB-s5-XwG55VfTU8sCJu-BJK8KLlAD43R42xPxpKedoxiYR9szEL7AtZs/s1600/000004710033.jpg)
Od kilku lat trwa renesans i w Pioneertown osiedlają się artyści, dizajnerzy, restauratorzy, filmowcy. Nowy Dziki Zachód jest modny. Kojarzycie fantastyczną Magdalenę Wosińską i jej portrety gwiazd, reportaże oraz jej serię aktów? Jeśli nie, to bardzo polecam. Magda niedawno przemieniła brzydki dom w Pioneertown w genialne Desert Milk Adobe (a jeszcze bardziej niedawno ratowała je przed pożarami). Wzdycham od pierwszych zdjęć wbudowanej platformy na łóżko i stuletniego kamiennego zlewu.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhVnRca_Xrt1ZqvAYZJ0eiNkS-bfp919BCqM6f1aUEeFT8qbSSYNY6YiOgvtbn5BLK-_5QAoVoWrA9U1fEplkNVvnrOIe2f_SwI1LZmLD2bpj6Odb-Z_3Vfnsudc2TvZ2Y4Jk0EsE9q4LI/s1600/000004710031.jpg)
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhy9ok5zj4kSPUHmZlDF3buF8mt9SC4T1hDzrTO9cG54NzbV4WXAlPPo4q1HMqW-zfiOS0Egy5IZAbw7abDa6zUmAYlOlheQRnbwiJOWmwidxzWvvKmrZLvQAWig0hdic01Qsdc4ebW2cU/s1600/000004710035.jpg)
Pioneertown Motel był początkowo bazą noclegową dla aktorów. Potem długo hulał w nim wiatr, aż kilka lat temu kupili go młodzi bracia z Portland. Po dwuletnich pracach rekonstrukcyjnych motel znowu zaczął przyjmować gości. To estetyczna bonanza - pokoje są urządzone w drewnie i skórze, udekorowane sukulentami i tradycyjnymi tkaninami. Ceny kalifornijskie - $250-300 za noc.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEglndl2dC7Wys2Hr3UxBt7Glc3VyJ-HTSL_MZKQfokWg7DSD1GOD51EFb5rpVx4zcSoFslAhsoyccA4OUVucsQ-5ZqxbrOHKTuG8mWy_DqiKNNw8LT5uIudYAiLbqo6DGFbOBkTHIE_TQ0/s1600/000004710034.jpg)
Nie mdlejcie, to tylko recepcja, nie pokój za trzy stówy.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi4EV9yoQpKBawYev9quZuapd54t44xyHwiIB9lxvMjcc6RPac5lLdGTS2L_R9t9k0QZcA6WD0DfaPzVzfodrLGD2ZtrYSIRICKYzQ2yWJjDP1qlHce9lDUv9oNgbmhCk3Kl3Sk0N5whx0/s1600/000004710029.jpg)
Pappy & Harriet's to legenda. Najpierw był makietą baru w westernach, potem prawdziwym lokalem serwującym burritos gangom motocyklowym. Teraz jest miejscem wokół którego planuje się weekendy, punktem orientacyjnym na mapie. Niemal każdy hotel i dom na Airbnb wylicza w opisie jak daleko jest do parku Joshue Tree i do Pappy & Harriet's właśnie.
Pamiętacie odcinek Cudownych lat, w którym roznosi się plotka, że w jednej z miejscowych spelun zagra The Rolling Stones? W Pappy & Harriet's takie rzeczy naprawdę się zdarzają. Niespodziewanie wpadli tu zagrać m.in. Paul McCartney, Vampire Weekend i Arctic Monkeys. W pewną niedzielę do grającego do kotleta zespołu dołączył nagle Robert Plant z Led Zeppelin. A w czasie wieczoru amatorów na scenę wyszła Ke$ha.
W dzień naszej wizyty Pappy & Harriet's był zamknięty. Do nadrobienia. Będę trzymać kciuki, że do mikrofonu akurat dorwie się Lenny Kravitz.