Szczęśliwego 2019, internetowy gangu!
2018 był dla mnie strasznym roller coasterem.
Rok zaczęłam zmianą pracy i stres zamieniłam na sielankową nudę. Przełom stycznia i lutego spędziłam w Wietnamie (jeszcze trochę Wam opowiem), potem straciliśmy Little Mana i wpadłam w czarną dupę. W maju zaszyliśmy się w Montanie (opowiem Wam i o tym), a w czerwcu porwałam mamę na Hawaje (już wszystko wiecie, moje banialuki tu, tu, tu, tu i tu). Lato Lee spędził w Lublinie, a ja w czarnej dupie. We wrześniu poleciałam do Kolorado na rozkazach firmowych i tym samym na placu boju został tylko jeden stan do odwiedzenia: Idaho. Potem długo długo nic, bo w ramach maratonu chorobowego przerobiłam zapalenie oskrzeli, grypę i krztusiec (trudno wybrać faworyta, wszystkie takie fajne). Pół grudnia spędziłam z moimi ulubionymi ludźmi, nasłuchując kojotów na kalifornijskiej pustyni, wypatrując lwów morskich na wybrzeżu, oraz jedząc zupę z kawiarki (opowiem!).
Najlepszego! Keep it gangsta, keep it real :)
ReplyDeleteHaha, dzięki i wzajemnie :)
Delete