Maui to dwa sklejone ze sobą wulkany. Wygasły Kahalewai tworzy mniejszą, zachodnią część wyspy, drzemiący Haleakalā większą, wschodnią. Budowa dróg na Maui to nie była łatwa sprawa - urwiska magmowej skały wyrastającej prosto z wody, erozja, gęsta dżungla. Zachodniej części nie da się nawet w pełni objechać, droga na południe w pewnym momencie kończy się w polach lawy. To rezerwat 'Āhihi-Kīna'u.
Ten kawałek wyspy to prawdziwy pan Hyde. Piękne plaże, palmy, kwiaty i technikolor zmieniają się w bure rumowisko, zaczyna siąpić, robi się złowrogo, zapada się dusza. Ze zdziwieniem oglądam wywołane klisze i odnajduję na nich nieco zieleni. W mojej pamięci wszystko zapisało się na czarno-biało.
Ten dziwaczny krajobraz przypomniał mi drogę przez Dolinę Śmierci, gdzie za każdym zakrętem od nowa zastanawiałyśmy się czy to, na co patrzymy to dziwaczna natura czy cywilizacyjna tortura. Jedziemy wąską drogą, z jednej strony lawowe gruzy, z drugiej strony lawowe gruzy. Zakazy zatrzymywania się, tabliczki kategorycznie zabraniające wchodzenia na lawę. Strefę patroluje helikopter. Ki licho? W drodze powrotnej helikoptera nie było, zatrzymałyśmy się na inspekcję. Nic wartego ochrony nie wypatrzyłyśmy. Dopiero po powrocie do domu odkryłam, że chroniono tam nas. Tuż po wojnie amerykańska marynarka wojenna ćwiczyła tu bombardowanie. Niewybuchy nadal tu czekają na niewinne kozy i winnych ludzi.
W 'Āhihi-Kīna'u na każdym kroku są ślady lawowej architektury jeszcze sprzed europejskiej inwazji (donoszę z satysfakcją, że James Cook został zatłuczony pałkami na sąsiedniej wyspie podczas próby porwania hawajskiego króla) - lawowe murki, lawowe ściany domów niegdyś pokrytych liśćmi palmowymi, lawowe stawy rybne.
Gejzery morskie (ang. blowholes) to gejzery zupełnie udawane. Przez erozyjne dziury w skale fale wypychają wodę na wysokość nawet 30 metrów, a potem wsysają ją z powrotem, szokująco często z wkładką mięsną w postaci zdziwionych turystów. Reporterzy lokalnej stacji telewizyjnej mówią, że mają już dość jeżdżenia na relacje z tych wypadków, bo jeden z gejzerów (a jest ich na Hawajach sporo), wciąga nawet sześciu frajerów rocznie. Scenariusz jest zawsze taki sam - po ominięciu tablicy z ostrzeżeniami i wyłączeniu rozsądku ofiara ustawia się przy gejzerze do zdjęcia lub nagrywa filmik pląsając przy krawędzi.
No comments:
Post a Comment
Tyler: Can I ask your name?
Ally: Anonymous.
Tyler: Anonymous? Is that Greek?