Sunday, December 17, 2017

That's one small step for a krill, one giant leap for spineless invertebrates.


O mojej dość dziwacznej obsesji z ciężkim sprzętem wojskowym pisałam już tutaj. No nie wiem dlaczego na widok wojskowych samolotów, okrętów i helikopterów miękną mi kolana. A na widok okrętów podwodnych, lotniskowców i lodołamaczy z napędem nuklearnym mięknie mi wszystko.

W każdym razie kiedy odkryłam, że przerobiony na muzeum lotniskowiec USS Hornet zacumowany jest 20 min od nas, trochę poszło mi do głowy. Lee na moje ekscytacje około-wojskowe reaguje podobnie jak na ekscytacje około-pustynne - ze zdziwieniem i niedowierzaniem. Po latach w armii i miesiącach na pustyni wystarczy mu obu na resztę życia. Wie jednak, że z wariatami się nie dyskutuje. 20 min później dosłownie biegłam z parkingu na pokład. 


USS Hornet z emerytury do służby wracał dwa razy, ale ostatecznie w stan spoczynku przeszedł 47 lat temu. Nadal jest jednak bestią.

W tle San Francisco i Bay Bridge.

USS Hornet tak nas nastroił, że zaraz po powrocie do domu obejrzeliśmy Top Gun. I okazuje się, że nudziarski Mike Monroe z Przystanku Alaska nudził już w latach osiemdziesiątych jako Goose.


Po dwóch górnych pokładach można chodzić samemu, ale w prawdziwe bebechy okrętu wejść można tylko z przewodnikiem. Przewodnikami są siedemdziesięcioletni wolontariusze - emerytowani marynarze, którzy służyli kiedyś na USS Hornet. Dziadkowie są niesamowici. Wszystko wiedzą, znają każdy zakamarek i biegają po stromych schodach tak, że trudno za nimi nadążyć.


Zwiedzać mieliśmy tylko siłownię i kotłownię, ale zadałam tyle pytań na temat kubryk, łazienek, kuchni i jedzenia, że nasz dziadek wydłużył plan zwiedzania i przeciągnął całą grupę po bardziej ekscytujących częściach bebechów.

USS Hornet służył przez dwadzieścia lat, najbardziej aktywnie na Pacyfiku w czasie II wojnie światowej. Zaatakowany był prawie 60 razy. Okręt i jego flota stu myśliwców i bombowców zatopiła ponad 70 statków, zestrzeliła prawie 700 japońskich samolotów i drugie tyle zniszczyła na ziemi. Zrzuciła prawie 18 tysięcy bomb, wystrzeliła 6 tysięcy rakiet i ponad 100 torped. Ponad 300 marynarzy straciło życie na pokładzie - w akcji, w strasznych wypadkach i z własnych rąk. USS Hornet miał najwyższe samobójcze statystyki w amerykańskiej marynarce. Wiecie pewnie do czego zmierzam. To podobno najbardziej nawiedzona jednostka w Stanach. O swoich doświadczeniach ze zjawami z II w.ś. opowiadają i dawni marynarze, i goście, i pracownicy odnawiający elementy statku. Historii jest naprawdę zatrzęsienie, a niektóre zjawy pojawiają się tak często, że od razu wiadomo kto zacz - np. ten co zawsze pali fajkę przy windzie, albo ten w białym mundurze co zawsze znika w składziku. 

Kilka razy w roku USS Hornet organizuje zwiedzanie połączone z noclegiem na pokładzie.  Trzeba przynieść ze sobą śpiwór, butelkę na wodę i latarkę. Śpi się w kubrykach załogi i je w mesie. Niewiele osób wraca. Narzekań jest w internecie cała masa. A to ktoś nie mógł spać bo ktoś mu od spodu w koję kopał, ale nikt pod nim nie spał. A to na kogoś nakrzyczała zjawa, że zajął jej miejsce. A to kogoś w pustym pomieszczeniu ktoś popchnął.


Tace na jedzenie. Coś w tych tacach z wytłoczonymi miejscami na jedzenie jest. I w bento też. Co nieee? Z cyklu zwierzenia OCD.


Ta kuchnia wydawała posiłki dla 2600 osób. W menu często przewijały się podobno kanapki z tęczową szynka - z wielkie zamrożone szynki rozmrażano, gotowano, krojono i często ponownie zamrażano. W jednej kanapce trafiały się więc plasterki w bardzo różnym wieku.

Okrętowa piekarnia. Dopytywałam się jaki chleb pieczono, bo wydawało mi się, że lata 40-ste to były jeszcze czasy chleba przedgąbkowego, ale doczytałam potem, że Amerykanie gąbkę jedzą już od lat 20-tych. Ech. Co przypomina mi, że miałam spróbować chleba w puszce. W zeszłym roku w ramach wolontariatu segregowałam dary w bostońskim banku żywności i taśmą nadjechał chleb w puszce. Z mojego zdziwienia rechotała cała grupa.

Wymęczyłam również zobaczenie łazienek i teraz choruję na taką podłogę.

Ostatnie misje USS Hornet nie wyprodukowały chyba żadnych umęczonych zjaw. Był on okrętem poszukiwawczym dla wracających z Księżyca misji Apollo 11 i 12. Nurkowie pomagali w transferze astronautów z modułu dowodzenia do helikoptera, który dostarczał  ich prosto do kwarantanny na okręcie. Zobaczcie tutaj jak Nixon wita Armstronga, Aldrina i Collinsa na pokładzie. Zastanawiacie się w czym astronauci siedzą? Ano w kultowej przyczepie Airstream przerobionej na izolatkę. Okręt przyczepę z wkładką dostarczył na Hawaje, a stamtąd samolotem przetransportowano ją do Houston, gdzie astronauci dokończyli kwarantannę w Centrum Lotów Kosmicznych.





Sunday, November 19, 2017

She was a tigress surrounded by hamsters.


Po tygodniu w bostońskich klimatach biurowo-łokciowych, zimowo-grypowych i dzieciowo-kupowych, po wylądowaniu w San Francisco miałam ochotę płytę całować. Błogosławione Oakland/Berkeley z językiem w policzku, dwoma porami na kolację i wielofunkcyjnym gestem Kozakiewicza. 

Z okazji powrotu do nienadętej ziemi świętej akumulacja zdjęć z okolic (i nieokolic). 


Wanny powracające po śmierci jako kwietniki to pokazowy trik Berkeley. 

"Waste isn't waste until it's wasted" (czyli niezręczne "śmieci nie są śmieciami dopóki nie zostaną zmarnowane") przyświeca idei Urban Ore, gigantycznej hali o powierzchni 12 tysięcy metrów kwadratowych pełnej używanych drzwi, okien, mebli, umywalek, sprzętów, sztuki, książek i ciuchów. Podczas naszej pierwszej wizyty ja i Lee byliśmy wniebowzięci, nasz znajomy zamartwiał się, że wyjdzie z żółtaczką. 

Brałabym.

Ambo to podobno najstarsza woda mineralna świata. Produkowana jest w Etiopii od lat trzydziestych, zawsze w szklanych butelkach. Dopiero niedawno wtrąciła się Coca-Cola, przejęła firmę i teraz leje wodę w plastik.

To nie garażówka, to dekoracje. Uwielbiam to w Berkeley, że można tutaj otwarcie być dziwakiem. Kilka tygodni temu poznałam babkę, która wieczorami dekoruje głowy manekinów, a potem wiesza je na drzewie przed domem. Nie á propos bycia dziwakiem, ale á propos cudownie otwartego Berkeley, seks-surogatka Cheryl Cohen Green (pierwowzór postaci Helen Hunt z Sesji) pracuje właśnie tu (w mieście, nie w domu powyżej). Jeśli nie wiecie o co chodzi, obejrzyjcie ten dokument na youtube.


Z wizytą u Barbary i jej psów. Po drugiej stronie zatoki lądują samoloty na lotnisku w Oakland. Prawie jak na Castle Island!

Ohmega Salvage, kolejne kultowe miejsce do polowań na dziwactwa różne.

Więcej wannokwietników.

Pomimo stu warstw linoleum i cipkowych kafelków, lubię nasze mieszkanie. Zwłaszcza od kiedy wszelkie brudy po poprzednich lokatorach zostały zamalowane. Ale desperacko brakuje mi balkonu albo chociaż kawałka niezacienionego podwórka. W weekendy wygrzewamy stare kości w parku.

Gang w końcu razem w jednym miejscu! Wynajęliśmy na weekend mieszkanie pod Seattle. Justin (może pamiętacie go z różnych wygłupów tu i tu) przyjechał z Tacomy, Michelle  przyleciała z Baltimore, a my z Oakland. Pomiędzy obściskiwaniem się i gadaniem po nocach, łaziliśmy po West Seattle.


Maharaja Cuisine of India. Lee ma wielką słabość do indyjskich bufetów all-you-can-eat. Wyżera na dwa talerze, potem pielgrzymki po dokładki. 

Michelle ma straszne parcie na wszelkie glutenowe żarcie i na obiad najchętniej je śniadanie. Ostatniego dnia poszłyśmy więc nakarmić Michelle penkejkami w Dave's Diner & Brews.


Wzgórza nad Berkeley. Jak się okazuje, troszkę trzeba uważać na zboczeńców i pumy. Od teraz będę chodzić po nich z anteną samochodową i kocimiętką.