Monday, November 28, 2016

God, there's so many people in here. It's like a Mormon orgy.

Trochę się przejaśnia. Ruszam w drogę i natychmiast robię z siebie frajera na stacji benzynowej. Wjeżdżam, ustawiam się złą stroną. Wyjeżdżam, wjeżdżam, ustawiam się znowu złą stroną. Pracownik stacji lituje się nade mną i napełnia mi bak. Od złej strony.

Potem wodospad Wairēinga. Idę sama przez las i mi dziwnie, bo idę sama przez las. No, strasznie frajerstwo znowu, bo nie po to na drugi koniec świata poleciałam żeby tyłkiem z byle powodu trząść. 

Zaczyna lać. Jechać do Kawhia, czy nie jechać? Jadę. Asfaltówka szybko się kończy. Zatrzymuję się co chwilę żeby w deszczu robić zdjęcia. Kiedy mija mnie jeden jedyny samochód, kierowca pyta czy nic mi nie jest. 

Nowozelandzkie tarasowe wzgórza są jak mormońskie świątynie - udają większe niż są. Stoisz, gapisz się na wielką dolinę, a nagle pojawia się krowa-gigant i okazuje się, że drzewa są miniaturowe. Głowa nie nadąża. 

W Kawhia najlepsza jest… droga to Kawhia. Same miasteczko to senne letnisko przed sezonem. Jadę zobaczyć plażę z gorącą wodą. Działa to tak: wybierasz miejsce, kopiesz łopatką dołek, czekasz aż dołek napełni się ukrywającą się pod piaskiem wodą z gorących źródeł, włazisz do dołka, siedzisz. Jest tak zimno, że nawet Terry Richardson nie zmusiłby mnie do zdjęcia ubrania. Do głupiego prysznica zagrzewam się jak bokser do walki. Zerkam na plażę z wysokiej wydmy. Ok, wystarczy.

Następnego dnia zahaczam o jaskinię Ruakuri. Nie w parze jestem tylko ja i Mustafa z Niemiec. W pewnym momencie przewodnik dla hecy wyłącza światło. ‘Wyciągnijcie rękę i zatrzymajcie ją tak blisko twarzy towarzysza jak tylko możecie, bez dotykania jej’ - nakazuje. Co za koszmarny pomysł. Ja własnej twarzy brudnymi paluchami nie dotykam. Całe szczęście Mustafa zgubił się gdzieś w ciemności.


Zatrzymałam się zrobić zdjęcie i wywołałam sensację. Zbiegli się wszyscy kolesie z pastwiska. Zobaczcie tutaj.

Te konie wyglądały tak majestatycznie... Ale jak tylko się zatrzymałam, jeden strzelił kupona i oba zajęły się pogłębionym badaniem organoleptycznym.


4 comments:

  1. Trzeba przyznać, że miałaś tam samych profesjonalnych modeli (no może poza jednym, czy raczej dwoma wyjątkami ;)) Za to jeśli chodzi o ludzi, to faktycznie NZ wydaje się być jakby niezamieszkała przez ten gatunek.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Owce były wielce podejrzliwe i często czmychały kiedy tylko wyjmowałam aparat (a mówią, że kto ma owce, ten ma co chce... no ściema!).

      Delete
  2. Wow ! No teraz to poleciałaś po bandzie z tymi zdjęciami ! Zwłaszcza cztery pierwsze. Aż człowiek chce pojechać i zobaczyć to na własne oczy. Oczywiście wiem, ze nie pojadę dlatego muszą wystarczyć mi Twoje zdjęcia :) A ustawiane się źle do tankowania to chyba raczej nie wiem norma ? Ja ciągle zapominam gdzie mam wlew xD

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ach, dzięki! Haha, czyli nie jestem sama? Ja jestem straszną samochodową sierotą. Jechałam kiedyś narzekając, że nic nie widzę we wstecznym lusterku, okazało się że bagażnik był otwarty. Jechałam przez pół nocy autostradą na światłach postojowych. Wymyśliłam nową technikę jazdy do tyłu i zjechałam z drogi do rowu. Każdy krawężnik jest mój. No i nadal mylę gaz z hamulcem.

      Delete

Tyler: Can I ask your name?
Ally: Anonymous.
Tyler: Anonymous? Is that Greek?