Tuesday, December 6, 2016

Colder than a witch's thing in a brass whatchamacallit.


Ośmiogodzinny szlak przez Tongariro to jedno z tych miejsc, które na zdjęciach wyglądają nierealnie. Ośnieżone wulkany. Jeziora w kolorach tęczy. Od początku wiem, że muszę to zobaczyć.

Jadę do Tongariro. Im bliżej, tym gorsza pogoda. Jestem głodna jak wilk. Głodna w Nowej Zelandii jestem cały czas. Drewniany Piper’s Lodge jak teleportowany z Alaski. Wącham zimne powietrze. Pachnie jak Talkeetna. 

W recepcji przemiła Jordan serwuje kopa w brzuch: pogoda nagle się pogorszyła. Jutro wygląda kiepsko. Mój plan wyruszenia w góry o szóstej okazuje się być nierozsądny - powinnam poczekać na poranną prognozę. 
Z zadowoleniem notuję w głowie, że przestaję potykać się o nowozelandzki akcent - z Jordan rozmawia mi się tak łatwo jak z Amerykanką. Okazuje się, że Jordan jest Amerykanką.

Mijam siedzące przy kominku dwie dziewczyny. Potem mijam je raz jeszcze. Dociera do mnie skrawek rozmowy. Polki!

Z balkonu podgląda mnie kot i wygląda apetycznie. Czas znaleźć obiad! W deszczu zasuwam do lokalnego pubu. Atmosfera ostrożnego podekscytowania jutrem.

Przed świtem w pustej jadalni wyczekujemy z dziewczynami właścicielki Piper’s. W końcu pojawia się z wydrukiem prognozy ze szczytu. Może być niezbyt znośnie, albo bardzo źle. Raczej bardzo źle. Czy mamy wystarczająco ciepłe ciuchy? Wystarczająco nieprzemakalne kurtki? Wystarczająco dobre buty? Wystarczająco dużo oleju we łbach? No, nie wiem, ale decydujemy się spróbować. 

W drodze na parking przy początku szlaku zatrzymujemy się zrobić zdjęcie i znajdujemy w rowie trupa. On pewnie też zdecydował się spróbować.

Ruszamy. Pierwsza część jest zupełnie płaska. Idziemy drewnianymi kładkami. Trochę pada. Potem zaczynają się podejścia. Deszcz zamienia się w śnieg. Im wyżej i bardziej stromo, tym bardziej wieje. Coraz mniej widać. Zaczynamy mijać wracających z góry facetów z zamrożonymi brodami. ‘Jak jest na szczycie?’ - zaczepiamy. ‘Śnieżyca, zerowa widoczność. Bardzo, bardzo zimno’ - szczekocą. Eeeech. Smutna narada. Zawracamy. Trzeba będzie tu wrócić.

Odwożę dziewczyny do Piper’s i ruszam na północ. Przede mną dwie noce w pachnącym gotowanym jajkiem Rotorua. 




No comments:

Post a Comment

Tyler: Can I ask your name?
Ally: Anonymous.
Tyler: Anonymous? Is that Greek?