Thursday, May 31, 2012

Can you keep a secret, my monochromatic friend?

Jak ja uwielbiam Kapuścińskiego! Czytam Podróże z Herodotem. Ryszard jest w Chartumie i właśnie spędził noc na pustyni paląc po raz pierwszy w życiu haszysz w towarzystwie swoich nowych sudańskich przyjaciół. 
     
     "Po dwóch dniach przyszli do hotelu Sudańczycy spytać, jak się czuję. Jak się czuję? Och, przyjaciele, jak ja się czuję? Właśnie, jak się czujesz, bo przyjeżdża Armstrong, jutro na stadionie jest koncert.

     Natychmiast wyzdrowiałem."



On Starowiślna Street, we discovered a charming courtyard. I'm planning on returning there with a wide angle lens in tow. We've heard that there is another beautiful one a few doors down, at number 10. Too bad it's gated. We're hoping to sweet talk one of the residents into letting us see it.

Na ulicy Starowiślnej odkryliśmy urokliwy dziedziniec. Planuję wrócić tam z szerokim obiektywem pod pachą. Słyszeliśmy, że piękne jest również podwórko kilka domów dalej, pod dziesiątką. Niestety zamykane jest na klucz. Mamy nadzieję, że uda nam się któregoś z mieszkańców ubłagać i podwórko obejrzeć.

Tuesday, May 29, 2012

Easy peasy, lemon squeezy.



Pisałam, że zaczynam Master Cleanse i że prowadzę dziennik, więc Wam opowiem jak było. No to dzisiaj opowiadam. Było tak:



Dzień 0.
Trwające od tygodnia wielkie wyjadanie wszystkiego z lodówki miało dzisiaj swoją kulminację. Resztka do resztki i w efekcie zjedliśmy trochę za dużo. Plus pierwsza kawa od kilku tygodni i butelka wina. Brawo! Da mi to jutro po dupie. Oddaliśmy w dobre ręce ostatniego banana, pół pojemnika surówki będzie musiało nam wybaczyć marnotrawstwo.

Dzień 1.
Kiedy obudziłam się w nocy, trwały przewalanki w brzuchu. To odzywała się wypita wieczorem herbatka przeczyszczająca. Na przewalankach się skończyło.

Coś czuję, że poranny SWF to będzie dla mnie chyba największe wyzwanie. Nie dość, że smakuje tak topienie się w Morzu Martwym, to jeszcze ta objętość - cały litr! Wypić do trzeba duszkiem lub prawie-duszkiem. Dla mnie każdy łyk to walka z napierającym wodnym pawikiem.

Czekając na efekty SWF myślę sobie, że nie powinniśmy byli oboje pić tego w tym samym czasie. Obawiam się, że dojść może do krwawych walk o toaletę...

4:30pm, Lee zmienił zdanie i poszedł jeść.

Czuję się świetnie. Jestem głodna, ale nie natarczywie głodna. Dopisuje mi humor i mam sporo energii. Obejrzałam sporo filmików na youtube o Master Cleanse trwającej 40 dni i teraz 10 dni wydaje mi się pestką.

Myślę o jedzeniu, ale chyba nie więcej niż zwykle. Chce mi się tych samych niedostępnych rzeczy, co zawsze. Mmm... sushi. Z jednym wyjątkiem... Zapachniało mi (wytwór wyobraźni) mięsnym gulaszem, którego nie jadłam od... hmm... kilkunastu lat.

Dzień 2.
Postanowiłam ułatwić sobie picie SWF przez skupienie uwagi na ciekawych rzeczach w internecie. W rezultacie piłam go przez ponad pół godziny (wczoraj mniej niż 5 minut). Może to dlatego nie do końca zadziałał tak jak powinien. Łatwiej za to było mi go zmieścić w brzuchu. Jutro wypiję go szybciej, wolę wszystko wydalić niż wchłonąć taką ilość soli.

Nastrój mam dobry i trzymam się nieźle, tyle że ciągle mi zimno. No ale na zewnątrz też jest zimno. Moje zawsze ciepłe dłoni są chłodne i mam ciarki siedząc w bluzie pod kołdrą.

Miałam dzisiaj pierwszy kryzys. Silny ból głowy sprawił, że miałam ochotę zjeść banana i sięgnąć po tabletkę przeciwbólową. Drzemka uratowała sytuację, poczułam się trochę lepiej.

Dzień 3.
Przewalanki w brzuchu obudziły mnie o 4:30. Ale za to potem odkryłam tajemnicę znośnych SWF: bardzo ciepła woda. Spieszę donieść, że po 60 godzinach od ostatniego posiłku nadal wychodzi ze mnie... jak by to ująć... przetrawione jedzenie.

Lee kupił mi na targu świeżą miętę. Czekałam na ten kubek herbaty jak na najlepszą wyżerkę. Mmm, co za smak...

Jedzenie węszę na coraz większe odległości. Kiedy szłam przez miasto, mój nos podpowiadał co serwowane jest w każdym okienku, w każdej knajpie. A na hiszpańskim musiałam strącić ze stołu ziarno słonecznika z bułki sąsiadki, bo się na mnie bezczelnie patrzyło.

Lee je posiłki za zamkniętymi drzwiami (i to takie, które nie pachną mocno, to druga zasada), więc niewiele mam pokus.

Dzień 4.
A jednak to prawda z tymi kiepskimi pierwszymi trzema dniami (choć ja nie mogę właściwie narzekać, w kość dał mi tylko dzień drugi) i następującą po nich euforią. Mam dzisiaj niespożytą energię, świetny humor, czysty umysł, nawet czytam znacznie, znacznie szybciej.

Kolejna nowa rzecz: przestało mi przeszkadzać jedzenie wokół. Mało, poszłam do sklepu kupić jedzenie (lodówka zgodnie z planem jest pusta, Lee jada głównie na mieście) i ugotowałam Lee obiad. I kolację. Wygląda na to, że za przyrządzaniem jedzenia tęsknię bardziej niż za samym jedzeniem.

Lista rzeczy, o których jedzeniu myślę nie jest długa: arbuz, zielona sałatka z soczewicą i czosnkowym vinaigrettem, zupa, hmm, to chyba tyle. To dobrze, szkoda byłoby mi od razu marnować efekty detoksu zażerając się pizzą.

Jedyny mankament dzisiajszego dnia, to ponowna pobudka nad ranem. Herbatka działa szybciej niż powinna. Właściwie działa już po 30 minutach. Ugh.

Dzień 5.
Wygląda na to, że to będzie najlepszy dzień do tej pory. Słowo daję, czuję się lepiej każdego dnia i o niebo lepiej niż się spodziewałam. Naprawdę byłam przygotowana na mordęgę. Śmieję się, że zawsze myślałam, że jestem stworzona do jedzenia, a okazuje się, że jestem stworzona do niejedzenia!

Bogowie herbaciani wyjątkowo dzisiaj łaskawi, nie obudzili mnie aż do 7. rano. Może to z powodu niedzieli.

Nie przebierając w słowach, w kupie nadal kupa.

I picie SWF nie jest już problemem. Pierwszego dnia mdliło mnie przez cały dzień na samo wspomnienie. A teraz smak jeż mnie nie rusza, choć zmieszczenie takiej ilości płynu w moim (kurczącym się) brzuchu nadal nie jest łatwe.

Energii mam zdecydowany nadmiar, rzuciło mnie nawet do sprzątania.

Półmetek!

Dzień 6.
Herbatka nie obudziła mnie przed czasem, SWF zadziałał książkowo, jednym słowem poranek minął jak marzenie. Ale potem cały dzień byłam głodna. Pewnie dlatego, że wybyłam z domu i zrobiłam sobie zbyt dużą przerwę pomiędzy lemoniadami. Potem, choćbym nie wiem ile ich wypiła, nadal czułam głód. Lekcja zapamiętana! Od teraz żadnych większych przerw!

No i męczą mnie alergie. Głównie dlatego, że na czas trwania detoksu odstawiłam loratadynę, ale również dlatego, że śnieży farfoclami z topoli.

Z lekkim niepokojem czekam na jutro, dzień 7. to podobno typowy dzień kryzysowy.

Dzień 7.
No najwyraźniej na błędach się nie uczę. Znowu zrobiłam dłuższą przerwę. I znowu burczało mi cały dzień w brzuchu.

No więc głodna i zła jestem. Jadłospisy planuję i torturuję się gotowaniem różnych pysznych rzeczy dla Lee. A przy okazji odkrywam, że nieźle sobie radzę bez próbowania dań. No chyba, że Lee z obawy przed moim humorem tak tylko mi mówi, a potem skręca go od przesolonych ziemniaczków...

Nie mieści mi się w głowie, że mój ostatni posiłek jadłam tydzień temu. 7 dni. Ale to zleciało...

Dzień 8.
Tęsknię za jedzeniem. I pomimo przykładnego picia lemoniady w równych odstępach czasu znowu cały dzień byłam głodna. Jest równocześnie łatwiej (przyzwyczajenie) i trudniej (głód). W sobotę będę pić soki, a w niedzielę na obiad mogę zjeść zupę warzywną. Nie mogę się tej zupy doczekać!

Dzień 9.
Popadłam w wygodną rutyną. Od kilku dni herbatka działa jak należy i polubiłam nawet jej smak. Również SWF działa jak marzenie i nie mam już żadnych problemów z jego piciem. Już teraz rozumiem jak można to kontynuować przez 40 dni. Życie jest o tyle łatwiejsze: nie trzeba robić zakupów (oprócz eko cytryn), nie trzeba planować posiłków, przygotowywać ich, zmywać po nich. Nie trzeba biegać za ratującą życie kawę, bo energii jest aż za dużo. Łatwe życie!

Dzień 10.
Czekałam na ten dzień (choć tak naprawdę czekam na ten 12. - zupa!), ale teraz kiedy nadszedł, wcale się nie cieszę. To już koniec?

Lee mówi, że wyglądam zdrowo i bije ode mnie blask. Hehe, 'pregnancy glow' bez skutków ubocznych w postaci pregnancy. 


Podsumowanie:

Ciało. Domyślam się, że w brzuchu mam znacznie czyściej. Przez 10 dni niejedzenia wciąż ze mnie coś wychodziło. Naczytałam się o ludziach, którzy robili MC po wielu latach diety obfitej w mięso (które jak wiadomo, rozkłada się powoli) i wychodziły z nich nagromadzone wzdłuż ścianek jelita cuda. Czasem w jednym kawałku. Trochę żałuję, że tego nie doświadczyłam, ale może to znaczy, że nie było ze mną i moimi jelitami tak źle. A poza tym na bank dostałabym zawału, gdyby wyszła mi ze mnie jakaś rura!
Ale hitem sezonu jest bezbolesny okres. Czytałam, że sok cytrynowy pomaga, ale nigdy się nie spodziewałam, że aż tak! Mówi Wam to osoba, której w przeszłości przepisywano leki narkotyczne na specjalną receptę. MC, wielbię Cię.

Waga. Ważyłam się 10. dnia. 
Ubyło mi 3,5 kilo. Byłam przed okresem, więc może tak naprawdę więcej? 

Umysł i samopoczucie. Miałam 2-3 zwykłe dni i jeden kiedy czułam się rozdrażniona, ale przez większość czasu miałam więcej energii niż mam przeważnie i cieszyłam się mózgiem na sterydach. Miałam wrażenie, że myślę szybciej, kojarzę szybciej, czytam szybciej, miałam też przypływy natchnienia do pisania i napady kreatywności.
Nic w tym właściwie dziwnego, bo kiedy ciało nie dostaje wystarczająco dużo energii z pożywienia, umysł pracuje na podwyższonych obrotach żeby rozwiązać problem niedoboru jedzenia. W ramach oszczędności energii spowalniają się też procesy życiowe, dlatego niedojadający przez całe życie generalnie żyją dłużej.

Trudności. Było znacznie łatwiej niż się spodziewałam. Nie byłam ani razu głodna aż tak, żeby mnie to doprowadzało do szału. Nie tęskniłam aż tak bardzo za jedzeniem. Trudne było natomiast przetrwanie migreny na żywca.


Co teraz? Mój plan to jeść jeszcze zdrowiej niż do tej pory - mniej deserów, pierogów i piwa. Na razie do kofeiny nie wracam, radzę sobie bez niej, ale wiem, że pewnie długo to nie potrwa. Chcę też utrzymać nawyk picia dużych ilości wody. Zawsze miałam z tym problem, a teraz w końcu piję jak smok wawelski. Nie wróciłam też do ryb, jajek i nabiału. Czy wrócę, jeszcze nie wiem. Na razie dobrze mi z warzywami strączkowymi.

Sunday, May 27, 2012

Backing away from a house cat and hiccuping.


It's been a while since I published a house post, but this is where we spend the majority of our time. At home, we work, read, cook, eat and tease the cats.
Dawno już nie było posta domowego, a przecież większość czasu spędzamy właśnie w domowych pieleszach. Pracujemy, czytamy, gotujemy, jemy i zaczepiamy koty.

IMG_2536
IMG_3060
IMG_3048
Miśka came for a visit that was too short (as always). Lemonade at Drukarnia.
Miśka wpadła ze zbyt krótką, jak zwykle, wizytą. Lemoniada w Drukarni.

IMG_3055
At Momo with Miśka and Aga.
Z Miśką i Agą w Momo.

IMG_3067
As it turned out, Little Man is obsessed over garbanzo beans.
Okazało się, że Little Man ma obsesję na punkcie ciecierzycy.

IMG_3070
IMG_3075
Sometimes, when feeling extra lazy, we open up the futon and take nap breaks from work.
Czasem, gdy dopada nas wielkie lenistwo, rozkładamy kanapę i robimy w pracy przerwy na drzemki. 

IMG_3078
A little while back, we caught the stomach flu. That made us nap a lot too.
A niedawno zamiast lenistwa dopadła nas grypa żołądkowa. Wtedy też sporo drzemaliśmy.

IMG_3079
Rice and mushy carrots was the only thing we could stomach.
Ryż z rozgotowaną marchewką był jedyną rzeczą, z którą poradziły sobie wtedy nasze żołądki.

IMG_3219IMG_3191
IMG_3195
We cat-sat Kira for 5 days. At first the cats avoided each other.
Przez 5 dni mieszkała u nas Kira. Na początku koty się unikały.

IMG_3199
IMG_3207
On day 2, they ate dinner together in the kitchen.
Ale już drugiego dnia jadły razem w kuchni.

IMG_3209
Later, Little Man turned into Kira's sleeping buddy, and Monkey into her partner for wild chases around the apartment.
Potem Little Man okazał się kumplem od spania, a Monkey od gonienia się po całym mieszkaniu.

IMG_3211
IMG_3221

Friday, May 25, 2012

It is almost impossible to bear the torch of truth through a crowd without singeing somebody’s beard.


As you may know already, Lee's writing his Master's thesis on self-immolation as a means of protest against Soviet oppression. Emotionally, the topic is a difficult one, although I think we have already managed to come to terms with it a bit.

The most famous case of self-immolation in Europe is the one of Jan Palach, a young student from Prague, who set himself on fire in Wenceslas Square in protest against the Warsaw Pact invasion of Czechoslovakia.

We really wanted to visit Palach's grave on this trip, so on our last day, we got up very early. The beautiful Olšany Cemetery was all ours.

I swear, I could spend hours and hours wandering around a necropolis like this one. 


Jak być może wiecie, Lee pisze pracę magisterską na temat samospalenia jako politycznego protestu przeciwko sowieckiej opresji. Temat jest emocjonalnie trudny, choć myślę, że trochę udało nam się już z nim oswoić.

Najbardziej znany przypadek samospalenia w Europie to czyn Jana Palacha, młodego studenta z Pragi, który podpalił się na Placu Wacława w proteście przeciwko interwencji wojsk Układu Warszawskiego w Czechosłowacji. 

Chcieliśmy koniecznie odwiedzić grób Palacha jeszcze podczas tego wyjazdu, więc w ostatni dzień wstaliśmy bardzo wcześnie. Piękny Cmentarz Olszański był tylko nasz.

Słowo daję, mogłabym po takich nekropoliach wędrować całymi godzinami.


IMG_2997
IMG_2993
IMG_3014
IMG_2994
IMG_3011
IMG_2998
IMG_2995_1
IMG_2999
IMG_3002
IMG_3004

Food on Roma graves.
Jedzenie na romskich grobach.

IMG_4998_1
photo/foto: Lee
Palach's grave.
Grób Palacha.

IMG_3009
IMG_3012
IMG_3033
Later, we paid a quick visit to a store that caught our eye the night before to get gifts for Heather's kids.
Potem pojechaliśmy jeszcze do upatrzonego poprzedniego wieczoru sklepu po prezenty dla dzieci Heather.

Three2
Please note Lee's face in the middle picture. No animals were harmed in the making of this photo, but one man's foot and hand were.
Proszę zwrócić uwagę na minę Lee na środkowym zdjęciu. Przy realizacji tego zdjęcia nie ucierpiały żadne zwierzęta. Ale stopa i ręka jednego człowieka tak.

IMG_3037
And then Lee and I, and the dinner leftovers got on a train that took as out of Prague.
A potem ja, Lee i resztki obiadu wsiedliśmy w pociąg, który wywiózł nas z Pragi.

Wednesday, May 23, 2012

I'm not posh. Is my voice posh?


Untitled.001
Jonathan spent the night with us, so while Heather was taking care of her conference obligations, we walked down to get (free) breakfast. Show me your breakfast and I'll tell you who you are...

Jonatan został u nas na noc, więc rano, kiedy Heather dopełniała swoich konferencyjnych obowiązków, zeszliśmy w trójkę po (darmowe) śniadanie. Pokaż mi swoje śniadanie, a powiem Ci kim jesteś...

IMG_2900-2
IMG_2903
Obviously, Prague's art nouveau architecture is beautiful, but I like this face of the city as well.
Wiadomo, secesyjne praskie kamienice są przepiękne, ale taką twarz miasta też bardzo lubię.
  
IMG_2909_1
There was a huge anti-government protest on Wenceslas Square, and choppers and balloons were flying over the city.
Na placu Wacława trwał ogromny antyrządowy protest, a nad miastem co rusz przelatywały helikoptery i balony.

IMG_2914
We spent a long time searching for a bar I found on the internet, but failed in finding it. Therefore, we decided to just follow the Czechs returning from the protest. This is how we ended up at Bredovský dvůr (Politických vězňů 13). 
Długo szukaliśmy upatrzonej wcześniej na internecie knajpy, bez skutku. Postanowiliśmy więc pójść tam, dokąd szli wracający z protestu Czesi. I tak wylądowaliśmy w Bredovský dvůr (Politických vězňů 13). 

IMG_2916
The food was pretty sweet. Heather, Lee and I ordered two kinds of cheese, a salad, potato pancakes and some fantastic fried stinky cheese in a potato dough with sauerkraut. Looking at Jonathan's plate, I wish we ate knedlíky (bread or potato dumplings) more than once.

Jedzenie było niezłe. My i Heather zamówiliśmy dwa rodzaje sera, sałatkę, placki ziemniaczane oraz genialne smažené olomoucké syrečky v bramborákovém teštíčku z kysaným zelím, czyli smażone śmierdziele w ziemniaczanym cieście z kiszoną kapustą. Patrząc na talerz Jonathana zatęskniłam za knedlikami. Na tym wyjeździe jedliśmy je tylko raz.

IMG_2934
Jonathan decided that one night spent on the floor is enough for his bones and asked me to go online book him a place to stay for the next night. I picked a new hostel in downtown, Fusion, which did not have any reviews yet and was therefore offering great deals. After arriving at the address, we discovered that it is more of a swanky hotel than a hostel, and that the hotel bar is a place to see and be seen.

Jonathan uznał, że jedna noc spędzona na podłodze wystarczy jego kościom i poprosił, żebym zarezerwowała mu nocleg przez internet. Wybrałam nowy hostel Fusion w samym centrum, który nie miał jeszcze recenzji, a co za tym idzie, oferował noclegi w bardzo niskich cenach. Po dotarciu pod właściwy adres okazało się, że to właściwie bardziej niezły hotel niż hostel, a hotelowy bar jest miejscem, w którym wypada się w Pradze pokazać.

IMG_2920
It was still early but when we were walking by at night, the hotel and the bar were filled with a very fashionable crowd.
Było jeszcze wcześnie, ale kiedy wieczorem przechodziliśmy obok, hotel i bar tętniły (bardzo modnym) życiem.

IMG_2932
Note the TV in a picture frame.
Zwróćcie uwagę na telewizor w ramie do obrazu!
IMG_2928
IMG_2925
A plexiglass 'picture' in the hotel restaurant.
'Obraz' z pleksi na ścianie hotelowej restauracji.

IMG_2930
IMG_2944
IMG_2942
IMG_2939
As it turned out, instead of a bed in a dorm room, Jonathan got a room to himself. I can't remember the exact amount but I think he paid around $13 for it. In the near future, Fusion will be charging 50 euro ($63) for a bed in a 8 people dorm.

Okazało się, że zamiast łóżka w wieloosobowej sali, Jonathan dostał pokój na wyłączność. Nie pamiętam dokładnej ceny, ale zdaje się, że kosztowało go to 10 euro. W niedalekiej przyszłości Fusion będzie sobie liczył 50 euro za łóżko w ośmioosobowej sali.

IMG_2935
IMG_2940
IMG_2936
IMG_2956
What's crazy about Prague is that behind almost every corned there is something that will take your breath away: a balcony, a tower, a decorative doorway, a gargoyle. Turning this corner was extra exciting. This 11th century rotunda (the Holy Cross Rotunda) I hadn't even heard of is one of the oldest buildings in the city.

Niesamowite jest w Pradze to, że niemal za każdym rogiem czai się coś, co potrafi zwalić z nóg: a to balkon, a to wieżyczka, ozdobna brama, rzygacz. Za tym rogiem czekało coś wyjątkowego. Ta XI-wieczna rotunda (Rotunda Świętego Krzyża), o której istnieniu wcześniej nawet nie wiedziałam, jest jednym z najstarszych budynków w mieście.

IMG_2968
This bakery smelled insanely good. But I've got to say that I'm pretty tired of Prague's Old Town. I'm annoyed by the crowds, cheap Chinese trinkets, McDonald's, KFC, Pizza Hut, Starbucks. I think on our next visit we'll stick to discovering the charms of Vyšehrad, Vinohrad, Žižkov i Holešovice. 

Ta cukiernia pachniała obłędnie. Ale muszę przyznać, że jestem zmęczona praską starówką. Irytują mnie te tłumy, zalew chińskiego badziewia, McDonald's, KFC, Pizza Hut, T.G.I. Fridays, Starbucks. Myślę, że następnym razem skupimy się na odkrywaniu uroków Wyszehradu, Vinohradu, Žižkova i Holešovic. 

IMG_2969
IMG_2975
We made a plan to have a dinner in the hotel room. Lee and I got a carry-out from a Pakistani-Indian place. In the 90s, Prague got a decent sized Muslim community, so now there are 2 mosques in the city, as well as Muslim stores and restaurants serving halal food.

Obiad postanowiliśmy zjeść w hotelu. Ja i Lee kupiliśmy na wynos jedzenie z pakistańsko-indyjskiego baru. W latach 90. Praga dorobiła się sporej mniejszości muzułmańskiej, dzięki czemu w mieście są teraz dwa meczety, oraz muzułmańskie sklepiki i restauracje serwujące jedzenie spełniające normy halal. 

IMG_2980-2
IMG_2981
We got ourselves set up on the floor. We laughed comparing Heather's fancy tray from the hotel restaurant and our ghetto dinner sitting on newspapers. Unfortunately, our food (a vegetable masala, mattar paneer, fried 'dirty' rice, and white rice) was pretty bad. It was so promising... I guess this time our intuition played a joke on us.

Rozłożyliśmy się na podłodze. Uśmialiśmy się porównując elegancką tacę Heather z hotelowej restauracji z naszym getto obiadem siedzącym na gazetach. Nasze jedzenie (warzywna masala, mattar paneer, smażony ryż z dodatkami i biały ryż) było niestety dość kiepskie. A zapowiadało się tak dobrze... Tym razem zawiodła nas intuicja.

IMG_2986-2
Every night, Heather talked on Skype with her two kids. These two black and white photos from this post are my favorite from the whole trip.
Codziennie wieczorem Heather rozmawiała przez Skypa z dwójką swoich dzieci. Te dwa czarno-białe zdjęcia z tego posta są moimi ulubionymi z całego wyjazdu.