Toskania, część druga: miasto. Już mówiłam, że ten wyjazd miał być bez stania w kolejkach i bez przepychania się przez tłumy. O Florencji nie mogło być mowy. Stanęło na Arezzo, etruskim mieście z IV w. p.n.e. Niewielkim, nierozdeptanym. Zupełnie nie żałujemy.
Zatrzymaliśmy się w przerobionej na mieszkanie XIII-wiecznej stajni z oknami wychodzącymi na mur kościoła. Strasznie lubię 100% prywaty.
Pewnie już kiedyś o tym wspominałam, że mam taką brzydką przypadłość, że kiedy jestem w nowym miejscu, to natychmiast zaczynam fantazjować co bym wypieprzyła. W stajni zostałyby gołe ściany. I te przepiękne sklepienia. Mam okropne uczulenie na sztuczne kwiaty, pseudorustykalne dekoracje i falbany.
Z góry przepraszam. Zaraziłam się włoskim drzwiowirusem.
Główny plac miasta, Piazza Grande. Tutaj, od XVI wieku odbywa się Giostra del Saracino (Turniej Saracenów) podczas którego panowie w rajtuzach nadziewają kopiami popiersie wroga z jedną ręką i jedną brwią. Impreza wygląda fantastycznie, całkiem jakby organizował ją Monty Python. Zobaczcie koniecznie (!) tu i tu.
Restaurację wybraliśmy na czuja. Ostatni wolny stolik, karta wypisana długopisem na kartce, wrzawa, gnocchi w sosie pomidorowym i ravioli z truflami. Trufle pachniały tak specyficznie, że zaczęłam podejrzewać, że kucharz żartowniś spuścił nam się do talerza. Nigdy wcześniej nie mieliśmy takich skojarzeń, więc po powrocie rzuciłam się do internetu. I okazuje się, że zapach trufli, zamiast umami, opisywany jest czasem jako cumami.
The New Yorker w artykule o zbieraczach pisze tak:
A few weeks later, when Paterson and I went truffling with an obliging local carabiniere named Bruno Craba and his two truffle terrier mutts, one of the dogs surrendered so helplessly to the intoxicating smell of semen that the tubers emit--known to foodies as the truffle umami--that she swallowed half a truffle the size of a tennis ball before presenting the rest of it to her master.
Ile można jeść słodkich śniadań! Tego dnia w ramach protestu zjedliśmy smażoną rybę w sosie, ser i pizzę na kawałki.
Polip w pomidorach.
Najwyraźniej podziałał na nas 'the intoxicating smell' bo następnego dnia zameldowaliśmy się z powrotem w Antica Osteria l'Agania tuż po otwarciu. A potem stolik po stoliku zaczęli się pojawiać goście z poprzedniego wieczoru. Restauracyjna narkomania.
Nocne Polaków i Polaków honorowych rozmowy.
No comments:
Post a Comment
Tyler: Can I ask your name?
Ally: Anonymous.
Tyler: Anonymous? Is that Greek?