Strasznie zazdroszczę ludziom, którzy pamiętają filmy. Dyskutują po latach o ulubionych scenach, cytują ulubione dialogi, wiedzą kto w czym grał, kto co reżyserował. Ja właściwie mogłabym sobie zupełnie darować oglądanie filmów, bo już następnego dnia niewiele pamiętam, a po tygodniu nic.
A piszę o tym dlatego, że kiedy wspinałam się grzbietem Waihee, przez cały czas przychodził mi do głowy Jurassic Park. Oglądałam go 25 lat temu, czyli nigdy. Nic nie pamiętam, oglądając wczoraj fragmenty byłam zdziwiona, że tam jacyś aktorzy byli? Nie tylko dinozaury? A jednak, jakoś ten mój dziwny łeb połączył kropki. Bo odkryłam, że ta scena, w której helikopter ląduje na wyspie (jaka scena?), to wypisz wymaluj ta dolina. Pewnie wlatujące w nią helikoptery pomogły w reaktywacji mojej prehistorycznej nastoletniej pamięci.
Tak naprawdę ta scena kręcona była na drugim końcu Maui (a cała reszta na Kaua'i).
W górach, jak to w górach, warunki do latania są trudne i od czasu do czasu helikoptery z turystami rozbijają się o zbocza. W 2000 roku katastrofa miała miejsce w tak stromym i niedostępnym miejscu, że ekipa ratunkowa musiała opuścić się z helikoptera na szczyt ściany, a potem zjechać z niej po linach, a w akcji udział brał zespół, który normalnie zajmował się niszczeniem nielegalnych upraw trawy ukrytych w górach. Teraz już pewnie nie są potrzebni, bo Hawaje (podobnie jak 10 innych stanów) marihuanę zupełnie zalegalizowały, nie tylko w celach medycznych.
Myślałam, że Pentax znowu sobie jaja robi i nakłada klatki, ale to tylko chmura.
Przeczytałam, że parking jest bardzo ograniczony, a im wcześniej tym lepiej, bo później chmury schodzą na jeszcze niższy pułap, no i szybko robi się gorąco. Przez zamkniętą jeszcze bramką na szlak pojawiłyśmy się więc już przed siódmą. Tylko my i para emerytów (o polskich duszach kolejkowych pewnie). W tym samym czasie ruszyliśmy wszyscy w górę. Byłyśmy może w jednej trzeciej kiedy nas minęli schodząc już ze szczytu. Bo my maskowałyśmy pięćdziesiąt twarzy zadyszki przystankami na zdjęcia.
Przed każdym podejściem mówiłam, że to już napewno szczyt. A potem ukazywało się kolejne podejście. I kolejne. I kolejne. Tutaj jakiś pomarańczowy szczęściarz już schodzi.
Trochę Nowa Zelandia, trochę Toskania.
Czaple złotawe trzymają sztamę z krowami, bo opychają się tłustymi muchami i kleszczami, które krowy przyciągają. I dlatego też sprowadzono je na Hawaje. Ale kiedy okazało się, że od czasu do czasu zamiast muchami czaple lubią się objeść pisklakami zagrożonych hawajskich ptaków, rząd zaplanował masowe wybicie gatunku. Ten sam los spotka też sowy, które sprowadzono na wyspy żeby polowały na myszy i szczury.
W miasteczku Lahaina rośnie największy figowiec bengalski na świecie, sprowadzony 400 lata temu z Indii. Po zdjęcia figowca, czy raczej z figowcem była kolejka, a ja mam wykruszoną cierpliwość. Zrobiłam zdjęcie warkoczy i uciekłam.
Shave ice to hawajski deserowy klasyk. Przepis na wyspy przywieźli Japończycy, którzy przypływali pracować na plantacjach trzciny cukrowej. Nie należy mylić go z popularnym w kontynentalnych Stanach shaved ice, którego podstawą jest kruszony lód - według Hawajczyków zupełne buractwo. Shave ice jest robiony z lodu skrobanego, polanego słodkimi syropami, niestety coraz częściej syntetycznymi. Na dnie kubka często lądują lody śmietankowe, waniliowe lub fasolowe. Jak większość deserów, it's not my thing.
Tych kilka zdjęć nie pasowało mi do żadnego posta, ale jako że dotarliśmy to końca relacji z Hawajów, to opcje się skończyły. No tą są. Ogród Botaniczny w Kula. Smutny i zaniedbany, z przygnębionymi ptakami w za małych klatkach.
Ogród ma dwa kameleony trójrogie w klatkach, ale udało nam się natknąć również na fuksiarza żyjącego na wolności. Samce są bardzo terytorialne. Walczą na rogi z rywalami i spychają ich z gałęzi. Gatunek został przytaszczony z Afryki w latach 70-tych, więc pewnie za jakiś czas powieli los czapli i sów.
Kto widział anturium o tak nieprzyzwoicie dużym kwiatostanie? Pewnie kurczaki z hormonami wzrostu jadło w dzieciństwie.