Friday, October 18, 2013

On a night like this you couldn't help but think of the dark army of dead men, sleeping with the fishes.

Lee's has been loaded with school work lately, so weekends are the only time we can get out together and explore the city. It's a tragic thing, as we have a very low tolerance for crowds.

So when last Saturday we set out to North End, it seemed that all the tourists and half the Bostonians were already there. We quickly escaped the main routes in favor of the less frequented little streets.

North End is Boston's Little Italy. The streets are full of Italian restaurants, cafés, bakeries, and delis selling olive oil, balsamic vinegar, cheese, prosciutto, and capicolla.

Here, for the last 100 years, has ruled the same Italian crime family, whose history reads like a screenplay of a Coppola movie. 
Lee ma uniwersytecką zadyszkę, więc na wspólne eksploracje miasta pozostają nam weekendy. Tragiczna rzecz dla nas, bo mamy wyjątkowo niską tolerancję na tłumy.

Kiedy zatem zeszłej soboty wybraliśmy się do North End, wyglądało na to, że są tam już wszyscy turyści i połowa bostończyków. Szybko zboczyliśmy z głównych szlaków w mniej uczęszczane uliczki.

North End to bostońska Little Italy. Ulice pełne są włoskich restauracji, kawiarni, piekarni i delikatesów z oliwą, octem balsamicznym, serami, prosciutto i capicollą.

Tutaj od stu lat rządy sprawuje ta sama włoska mafijna rodzina, której historię czyta się jak scenariusz filmu Coppoli.


Monica's Mercato & Salumeria is a typical deli where, beside cheese, cold meats, and fresh pasta, one can order a sub to go and spy on it being made. Monica's Mercato & Salumeria to typowe delikatesy, gdzie poza serem, wędlinami, czy świeżym makaronem, można również zamówić kanapkę na wynos i podglądać proces jej powstawania.

The ingredients are fresh and good quality, too bad that the staff does not have more imagination. My request for a meatless sub was met with much surprise and the guy offered a caprese or... a caprese. I chose a caprese. The prices are not listed, so when it came to paying $11, we were glad the guy did not come up with an idea for a second sub. Consuming on a nearby bench, we discussed what sandwich we'd make given a budget of $11. Definitely a better one than the caprese we were eating. Składniki są świeże i dobrej jakości, szkoda tylko, że obsłudze brakuje pomysłowości. Na moją prośbę o bezmięsną kanapkę pan zrobił wielkie oczy i zaproponował caprese albo caprese. Stanęło zatem na caprese. Ceny nie są nigdzie podane, kiedy zatem przyszło nam zapłacić 11 dolarów, ucieszyliśmy się, że pan jednak nie wymyślił dwóch kanapek. Podczas konsumpcji na pobliskiej ławce dyskutowaliśmy jaką zrobilibyśmy kanapkę dysponując budżetem 11 dolarów, zdecydowanie coś znacznie lepszego niż pochłaniane caprese.

There is a nice view of East Boston from the waterfront. I can't believe we haven't made it there since moving here. I blame the discouragingly slowsky metro (the only way for us to make it across the bay), which is slower than me (!) on a bike.

Z nabrzeża roztacza się widok na East Boston. Nie mogę uwierzyć, że od czasu przeprowadzki nie byliśmy tam ani razu. Winę zwalam na zniechęcająco ślimacze bostońskie metro (jedyny dla nas sposób na dotarcie na drugą stronę zatoki), które jeździ wolniej niż ja (!) na rowerze.

One of the curiosities of North End: All Saints Way. In a small alleyway between two houses, there are thousands of saints' portraits displayed on the walls. The man behind it, Peter Baltassari, usually takes visitors around and entertains them with stories, but that day he was not home, the gate was closed, and we didn't get to see much. Jedna z dziwacznych atrakcji North End: All Saints Way. W niewielkiej alejce pomiędzy kamienicami wisi kilka tysięcy portretów katolickich świętych. Sprawca zamieszania, Peter Baltassari, zwykle oprowadza po alejce i zabawia opowieściami, ale tego dnia niestety nie było go w domu, brama była zamknięta i niewiele udało nam się zobaczyć.

Curiosity number 2: the narrowest house in Boston. While looking for some info on it, I discovered a whole category of spite houses - impractical houses built out of spite towards the neighbor, in order to steal his light and view. Often, that neighbor is a family member, and the reason for the hatred lies in unfair division of inheritance.
The house in Boston was built in the end of the 19th century (allegedly) by a man who, after returning from military service, discovered that his brother had built a grand house on the property they both inherited, leaving him only a sliver (and likely hoping to turn this sliver into a garden). 
Dziwaczna atrakcja numer 2: najwęższy dom w Bostonie. Szukając informacji o nim odkryłam, że istnieje coś takiego, jak 'spite house' - niepraktyczny dom budowany z nienawiści do sąsiada. Stawiany jest po to, żeby zabrać mu światło i widok z okien. Często owym sąsiadem jest członek rodziny, a przyczyną goryczy niesprawiedliwie podzielony spadek. 
Dom w Bostonie wybudowany został (podobno) pod koniec XIX w. przez mężczyznę, który po powrocie ze służby wojskowej odkrył, że na odziedziczonej po ojcu ziemi brat wybudował wielki dom, jemu pozostawiając zaledwie skrawek (i zapewne mając nadzieję na przerobienie tego skrawka na ogród).

Copp's Hill Burying Ground is a wonderful cemetery with gravestones dating back to 17th and 18th century. I was thrilled to discover angels with comb-overs... Copp's Hill Burying Ground - przepiękny cmentarz z nagrobkami z XVII i XVIII wieku. Ku mojej uciesze, sporo jest na nich zaczesanych aniołków...

...and skeletons in baffling engagements.
...oraz kościotrupów w zaskakujących sytuacjach.


Unfortunately, I could not shake off the impression that 95% of restaurants, delis, and shops were created exclusively for the tourists. I guess there is one way of finding the legit ones frequented by the locals - return in February and see where the crowds are then. Nie mogłam się niestety oprzeć wrażeniu, że 95% restauracji, delikatesów i sklepików stworzonych jest wyłącznie na potrzeby turystów. No cóż, sposób na to jest jeden - wrócić w lutym i zobaczyć gdzie jest pełno, a gdzie pusto.

12 comments:

  1. uroczy ten Boston w Twoim obiektywie! :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Poza nim też! Pierwsze wrażenie nie było najlepsze, ale coraz bardziej się lubimy z miastem. Na szczęście!

      Delete
  2. Boston wygląda jak na filmach! Zdjęcie z krzesełkami zakutymi w łańcuch traktuję jak uzupełnienie naszej rozmowy z mojego bloga;-) A z tym domem, ciekawa historia:-)

    ReplyDelete
  3. The Departed, Mystic River, Good Will Hunting i wiele innych było kręconych właśnie w Bostonie. Podobno teraz jest w mieście Travolta, bo pracuje nad The Forger.
    Haha, faktycznie, śmiesznie te krzesełka zaprzeczają temu, o czym pisałam. Zrobiłam zdjęcie, bo odstawały. Pisząc u Ciebie miałam na myśli nasze Brookline. Mam wrażenie, że w North End średnia wieku jest wyższa niż w innych dzielnicach Bostonu, ten łańcuch wygląda mi na zapobiegliwość starszych osób ;)
    P.S. Kom og besøk oss!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Dwa z wymienionych przez Ciebie filmów ostatnio oglądałam i tam Boston wyglądał dokładnie jak na Twoich zdjęciach. Faktycznie, te łańcuchy troszkę zaprzeczają, ale wyjątki zawsze się zdarzają. Pozdrów Travoltę:-) Norweski:-) Dziś kupiłam używany słownik. A Ty jeszcze pamiętasz coś z objazdówki po Norwegii?

      Delete
    2. Powodzenia z norweskim! Radio Lingua, które produkuje mój ulubiony podcast do nauki hiszpańskiego, ma również darmowe 1-minutowe lekcje norweskiego, może Wam się na początek przyda: http://radiolingua.com/category/shows/oml-norwegian/
      Ach, pewnie, że pamiętam. Ileż było na tym wyjeździe przygód! Tyle, że poza Oslo wiele wtedy nie zobaczyliśmy :(

      Delete
    3. A my teraz w Oslo... nie byliśmy! Planujemy wybrać się w przyszłym roku: specjalnie tylko i wyłącznie do Oslo. Może jakieś tanie loty:-) Dzięki bardzo! Na pewno skorzystam:-) Jest też kilka fajnych filmów na youtube:-) Nauczyłam się m.in, bardzo przydatnych zwrotów jak: Jeg vil klemme deg:-)

      Delete
    4. Poważnie? Jesteście tak blisko! Oslo jest małe, można je w jeden dzień obejść. No, góra dwa.
      Pervers!

      Delete
  4. Melduje, ze niezmiennie zagladam do Ciebie i z ciekawoscia czytam relacje i ogladam zdjecia :) Pozdrawiam, Inkoguto :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Dzięki, bardzo mi miło. Ja co jakiś czas kontrolnie sprawdzam czy może znowu piszesz! Pozdrowienia :)

      Delete
  5. Nie mialam pojecia, ze ktos jeszcze tam zaglada, wiatr huczy po katach, zastanawiam sie, czy reanimowac, czy zaczynac od nowa :)

    ReplyDelete

Tyler: Can I ask your name?
Ally: Anonymous.
Tyler: Anonymous? Is that Greek?