Friday, April 5, 2013

Day 39, part 1. Run and catch, run and catch, the lamb is caught in the blackberry patch.


Turmi was still asleep. I got up before dawn to walk around the hotel. I recalled its allure of in the previous post.
Turmi jeszcze spało. Wstałam o świcie żeby przejść się wokół hotelu. O jego urokach wspominałam w poprzednim poście.

In the middle, there is a covered dining area. Despite running on only 2 hours of power a day, the restaurant serves amazing fare.
Pośrodku mieści się zadaszona sala hotelowej restauracji, która pomimo zaledwie dwugodzinnej dostawy prądu, gotuje fantastyczne jedzenie. 

Our room. I forgot to take a picture of the interior but somebody else did capture it so you can see here what our kingdom for 2 nights looked like.
Tu mieścił się nasz pokój. Zapomniałam zrobić zdjęcia wewnątrz, ale ktoś inny nie zapomniał, więc nasze królestwo przez dwie noce możecie zobaczyć tutaj.

View from the window.
Widok z okna.

No matter how full I am, this pictures always makes me hungry. Wonderful coffee, injera, dataa (very spicy green chili sauce), scrambled eggs, fried onions and fried tomatoes.
Jakkolwiek nie byłabym najedzona, to zdjęcie zawsze sprawia, że robię się głodna. Wspaniała kawa, indżera, dataa (bardzo ostry sos z zielonych chili), jajecznica, smażona cebula i smażone pomidory.



The purpose of our drive today is Omorate. It is 8 miles from the border with South Sudan, 9 miles from Kenya. The Ethiopian - South Sudanese and the Ethiopian - Kenyan border area is dangerous. Armed conflicts are not uncommon, neither are robberies and kidnappings. Crossing these borders by road is asking for trouble. A few weeks before our visit, the border conflict with Kenya took the lives of 18 people and left several thousand misplaced.

In order to enter the area a written consent from the authorities is necessary, as well as an additional document from the local tourist bureau. It's no joke, in case of a road control, if your name is not on the consent, you're in deep trouble. The driver guards the paper like a mother hawk. Curious, I take a look at it and almost faint. Instead of my full first name, it spells 'Gosia' and instead of my last name, it gives my high-school nick name. The Austrians gave the authorities my facebook name. 


Cel naszej dzisiejszej podróży to Omorate. Od granicy z Sudanem Południowym dzieli je 13 km, od granicy z Kenią 14 km. Etiopsko-południowosudańskie i etiopsko-kenijskie pogranicze jest niebezpieczne. Częste są zbrojne konflikty, zdarzają się również napady i porwania. Przekraczanie tych granic drogą lądową to proszenie się o kłopoty. Kilka tygodni przed naszą wizytą konflikt na pograniczu z Kenią pochłonął życie 18 osób i pozostawił tysiące bez dachu nad głową.

Żeby wjechać w te rejony potrzebna jest pisemna zgoda władz oraz dodatkowy papier z lokalnego urzędu turystycznego. To nie przelewki, w razie kontroli biada temu, kto nie jest imiennie wymieniony na świstku, którego kierowca pilnuje jak oka w głowie. Z ciekawości zerkam na zgodę i niemal mdleję, bo zamiast pełnego imienia widnieje na nim 'Gosia', a zamiast nazwiska moja licealna ksywa. Austryjacy podali moje dane z fejsbuka.


In Oromate we see the Omo River for the very first time. It is crossed in narrow, wobbly boats made from single tree trunks.
W Oromate po raz pierwszy widzimy rzekę Omo. Przeprawa przez nią odbywa się w wąskich, chybotliwych łódkach wydrążonych z pojedynczego pnia drzewa.

I laughed reading my notes regarding the crossing. They mostly capture my disbelief that some of the Western tourists fit in the boats. The four of us (Yared is very scared of deep water so he stayed on the shore) had to maneuver quite a bit to fit our behinds on the bottom. For the boat to keep its (shaky) balance, the passengers can't be squatting not kneeling, not to mention standing! 'How many people it takes to squeeze some of the fatties in will remain a mystery' - I wrote.

Uśmiałam się czytając moje zapiski na temat przeprawy. Przeważa w nich niedowierzanie, że mieszczą się w nich co poniektórzy zachodni turyści. Nasza czwórka (Yared panicznie boi się głębokiej wody, więc został na brzegu) musiała dobrze manewrować żeby wcisnąć tyłki na dno. Aby łódka mogła zachować (chwiejny) balans, pasażerowie nie mogą w niej kucać czy klęczeć, nie mówiąc o staniu! 'Ilu osób potrzeba, żeby wepchnąć niektórych spaślaków do wnętrza pozostanie tajemnicą' - napisałam.

On the western banks of the river, on a sun-burnt plain, lies a small village of the Dasanech people.
Po zachodnim brzegu rzeki, na wypalonej słońcem ziemi, znajduje się niewielka wioska ludu Dasanech.

Even though the Dasanech are abandoning their pastoral lifestyle and turning more and more to farming and fishing, their households are sill provisional shelters typical for nomads. The Dasanech often construct them out of refuse and scraps: pieces of plywood, plastic, and oil containers that have been hammered out flat.

Choć Dasanech porzucają wędrowny tryb życia pasterzy i w coraz większym stopniu zajmują się rolnictwem i rybołówstwem, to ich domy nadal są prowizorycznymi schronieniami typowymi dla koczowników. Dasanech do ich konstrukcji często używają cywilizacyjnych odpadków - kawałków dykty i plastiku, wyklepanych na płasko ścianek metalowych pojemników po oleju.

The base of the house is built from branches arranged into a dome. We had a chance to see a house during its construction (or deconstruction).
Podstawę domu stanowią wkopane w ziemię gałęzie tworzące kształt kopuły. Mieliśmy okazję zobaczyć dom w fazie konstrukcji (lub dekonstrukcji).

Our visit was short. Our (mandatory) guide announced: 'this is a magazine' and 'this is a large magazine' and that pretty much exhausted his repertoire. Soon, we were ready to exit.
Nasza wizyta była krótka. Nasz (obowiązkowy) przewodnik ogłosił: 'to jest magazyn' oraz 'to jest duży magazyn' i to właściwie wyczerpało jego repertuar. Wkrótce byliśmy gotowi do odwrotu.



A few shots from our drive back to Turmi:
Kilka zdjęć z drogi powrotnej do Turmi:




11 comments:

  1. Twoje relacje są lepsze niż Cejrowskiego ;)
    Twojego bloga mogła bym czytać całymi dniami! Och ile razy już to pisałam...
    ps. Droga powrotna bardzo ciekawa ;D

    ReplyDelete
    Replies
    1. Wielkie dzięki! Muszę też wyznać, że zupełnie nie trawię Cejrowskiego.

      Delete
  2. I znowu te piękne zdjęcia! Kolory są niesamowite, idealnie uzupełniają Twoją relację, uwielbiam Cię czytać, od razu humor mi się poprawia (:

    ReplyDelete
  3. Ostatnie zdjęcia panoramiczne - no cudo po prostu!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Dzięki! (te zdjęcia są po prostu obkrojone)

      Delete
  4. Jaką miałaś ksywę w liceum?;)

    ReplyDelete
  5. Cudne fotki, dziewczynka z kózką- miodzio.
    Także nie lubię Cejrowskiego ale chyba przez jego poglądy nie prowadzenie programów podróżniczych.
    pozdr:)
    P.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Dziękuję. Jak dla mnie, Cejrowski to pod każdym względem paznokcie po tablicy (albo pumeks po zębach).

      Delete
  6. http://1.bp.blogspot.com/-7vIcxk9nfTA/UVzM-5waNEI/AAAAAAAAOBQ/BeVIzAHxl9g/s1600/IMG_6454_1-2.jpg śzdjęcie na światowym poziomie. genialne :)

    ReplyDelete

Tyler: Can I ask your name?
Ally: Anonymous.
Tyler: Anonymous? Is that Greek?