Sunday, August 26, 2012

Day 5, part 3. Stroke, stroke, stroke, stroke, I think I'm going to have one!


...

Saqqara. Hot, with scalding sun, with a Bedouin resting in the shade of his camel. We have no energy left for Saqqara. We maunder around tired, burned out, with our skin roasted.
We sleep the whole way back to Cairo.
In the evening, we're supposed to be making potato and cheese pierogies that we promised to Nagui. We manage to buy the ingredients. It takes the longest to find a store where dairy is kept refrigerated. The role of farmers cheese is played by slightly salty Egyptian cheese of interesting, soft yet firm consistency.
Hectically and feverishly, we're bustling in an unknown kitchen that does not seem to witness cooking very often. Heat is excruciating. The rolled out dough is melting and sticking to the kitchen counter. We're sweating profusely. Finished pierogies don't live to see the boiling water bath. The Cairo swelter immediately turns them into Salvador Dalí watches. In a few hours time, we manage to produce 30 decent looking ones. We cuss the pierogies idea. We cuss the desert. We're utterly exhausted.

Sakkara. Rozgrzana, z palącym słońcem, z Beduinem odpoczywającym w cieniu wielbłąda. Na Sakkarę nie starcza nam sił. Snujemy się zmęczeni, wypaleni, z przypieczoną skórą.
Śpimy całą drogę powrotną do Kairu.
Wieczorem mamy robić obiecane Naguiemu pierogi ruskie. Udaje nam się znaleźć potrzebne składniki, choć najdłużej zajmuje nam znalezienie sklepiku, w którym nabiał przechowuje się w lodówce. W roli twarogu występuje lekko słony egipski ser o ciekawej, miękkiej lecz zwartej konsystencji.
Gorączkowo (dosłownie!) krzątamy się nieznanej nam kuchni, w której raczej nieczęsto ktoś gotuje. Upał straszliwy. Ciasto topi się po rozwałkowaniu i przykleja na amen do kuchennego blatu. Leje się z nas pot. Gotowe pierogi nie dożywają kąpieli we wrzątku, bo kairski skwar natychmiast przekształca je w zegary Salvadora Dalí. Po kilku godzinach udaje nam się wyprodukować 30 przyzwoicie wyglądających sztuk. Przeklinamy pomysł z pierogami. Przeklinamy pustynię. Jesteśmy wykończeni.



11 comments:

  1. prawdziwy dramatyzm pierożany! ;-) fajny kot, a jego portret jeszcze lepszy.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Nawet sobie nie wyobrażasz... Poryczałam się nad tym ciastem!

      Delete
  2. ziarnistość na zdjęciach dodaje im takiego dziwnego uroku - bardzo fajny efekt:) widok tych ruin, piramid i wszędobylskiego piachu jest niemal postapokaliptyczny! :D

    ReplyDelete
    Replies
    1. To Jar of Cherry Jam zaraziła mnie ziarnem!
      Po tym egipskim piachu i etiopskim kurzu wnętrze mojego aparatu to dopiero postapokaliptyczny widok ;)

      Delete
  3. Podoba mi sie Egipt waszymi oczami. Może w końcu uda się odczarować moją niechęć do tego kierunku!

    ReplyDelete
    Replies
    1. No co Ty, Ajka! Co z tą niechęcią? Myślę, że mediny Cię przygotowały na Egipt.

      Delete
  4. haha... Lee w tych okularach, nonszalancka poza..pełna profeska :d i psy w cieniu autokaru. super zdjecia :) + oczywiscie gratulacje za te pierogi :D

    ReplyDelete
    Replies
    1. Obiecuję, że Lee miał w głowie tylko to, co te psy - uciec jak najszybciej przed słońcem. A z psami była dziwna sprawa, pojawiły się z niewiadomo skąd, natychmiast po przyjeździe autobusu i jego cienia. Zastanawialiśmy się jak sobie tam dają radę, gdzie znajdują wodę???

      Delete
  5. Gosia Twoje zdjęcia są po prostu piękne!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Dzięki! Zbieram się do emaila w wyjaśnieniami zawiłego planu :)

      Delete

Tyler: Can I ask your name?
Ally: Anonymous.
Tyler: Anonymous? Is that Greek?