Tuesday, April 3, 2012

Old Rover in his moss-greened house mumbles a bone and barks at a mouse.


It was cold and grayish in Kraków. But after a few hour flight... I was greeted by lotsss of flesh, and later, I was worried I might overdose on green.
Here's how it went.

Three weeks ago, I visited my friend Miśka in Ireland for the second time. I got to Dublin on a Friday night and spent the ride to downtown glued to the window. You might not be aware that in Ireland, regardless of the weather or season, if you're going out to a pub, you put on as little clothes as possible, and heels as high as possible (all right, so this rule does not apply to dudes). Just that is a tourist attraction in itself. But if you add to this the Irish love for getting absolutely trashed on weekends and the fact that girls don't quite know how to walk in heels, the results are nothing short of amazing. I swear, one day, as an extreme adventure, I will go out in Dublin to get 10 rounds of whisky while wearing a mini and stilettos.

The next morning we got on a train and set off to the west coast. I'd heard so much about Miśka's friends who invited us for the weekend and was impatiently wiggling my toes to finally meet them.


W Krakowie było zimno i szaro-buro. A tu po kilku godzinach lotu... Najpierw przywitała mnie golizna, a potem miałam wrażenie, że przedawkuję od wszechotaczającej zieleni.
Ale po kolei.

Trzy tygodnie temu po raz drugi odwiedziłam moją przyjaciółkę Miśkę w Irlandii. Do Dublina przyleciałam w piątkowy wieczór i w drodze do centrum nie mogłam odkleić nosa od szyby. Nie wiem czy wiecie, ale tam niezależnie od pogody i pory roku do pubu idzie się w tym samym: minimum ciuchów, maksimum obcasów (no dobra, reguła facetów nie obowiązuje). Już to samo w sobie jest turystyczną atrakcją. Ale dodajmy do tego jeszcze irlandzkie upodobanie do weekendowego picia na umór i fakt, że dziewczyny zupełnie nie potrafią na tych obcasach chodzić i wychodzą z tego niesamowite sceny. Słowo daję, kiedyś w ramach przeżyć ekstremalnych pójdę w Dublinie na dziesięć kolejek whisky w mini i szpilkach.

Następnego dnia rano wsiadłyśmy w pociąg i ruszyłyśmy na zachodnie wybrzeże. O przyjaciołach Miśki, którzy nas zaprosili na weekend słyszałam niejednokrotnie i przebierałam z niecierpliwości nogami, żeby ich w końcu poznać.


Iwona and Guillaume took us for a walk by the lake.
Iwona i Guillaume zabrali nas na spacer nad jezioro.







It was so green everywhere, I couldn't get over it! Back in Poland, on the way from the airport, I met a couple from Ireland who were equally stunned at how gray everything was.
Tyle zieleni! Wszędzie! Nie mogłam się nadziwić. A już w Krakowie poznałam w drodze z lotniska parę Irlandczyków, którzy z kolei nie mogli się nadziwić, że u nas jest tak buro.






The whole house is great but the copper covered kitchen half-island beats everything.
Cały dom jest świetny, ale ten obity miedzianą blachą kuchenny półwysep przebija wszystko.

Just by looking at the knives you can tell a chef lives here!
Już po nożach widać, że tu mieszka szef!

I must have temporarly lost my mind (can't blame me, I'm not used to somebody cooking for me, let alone a real chef!), because I did not take a single picture until dessert.

Musiałam z wrażenia stracić rozum (nie możecie mnie winić, nie jestem przyzwyczajona, że ktoś dla mnie gotuje, a już dopiero szef kuchni z prawdziwego zdarzenia!), bo na zdjęcie załapał się dopiero deser.

12 comments:

  1. Dzisiaj, wracając z uczelni zauważyłam, że wreszcie pojawiły się pąki na drzewach, i trawa, może taka mniej zgniła? :) Piękny dom! :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. A na Plantach kwitną krokusy. Idzie ku zielonemu!

      Delete
  2. Oooo Irlandia! Jak tam bajkowo! Ta droga w lesie i drzewa porośnięte mchem... Cudowne, bajeczne zdjęcia :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Przypomniał mi się ten kanadyjski las, równie bajkowy: http://anothermanstenderloin.blogspot.com/2009/09/day-13-dzien-13.html Bardzo dziękuję!

      Delete
    2. Rzeczywiście, całkiem podobny klimat leśny :) Pamiętam, że tamten las też mnie zachwycił, gdy czytałam Twojego bloga od początku, ale jeszcze nic wtedy nie napisałam, bo czaiłam się trochę z pierwszym komentarzem ;)
      Irlandia jest na mojej liście Miejsc do Odwiedzenia Na Pewno :D

      Delete
  3. Boże jaki dom...jaka kuchnia... i jaki deser... fajnie Wam z tymi przyjaciółmi na całym świecie ;)

    ReplyDelete
  4. Kilka zdjęć domu jeszcze będzie. W ramach ciekawostki deser pokroiliśmy nożyczkami. No i mam nadzieję, że naszym przyjaciołom jest chociaż w połowie tak dobrze z nami jak nam jest z nimi!

    ReplyDelete
  5. Dom jest przepiękny! A ja chciałabym robić takie ładne zdjęcia ;)

    ReplyDelete
  6. Gosia... widziałam Ciebie i Lee wczoraj. Uśmiechałam się później całą drogę na uczelnię (zawsze to fajnie zobaczyć kogoś "medialnego", "znanego") ale dlatego też, że strasznie fajnie wyglądaliście :) I co chcę Ci jeszcze powiedzieć, to to, że jesteś przepiękna! :D Podoba mi się Twój styl i chętnie zobaczyłabym też i Ciebie na zdjęciach ;) Pozdrawiam!

    Emeraldeyes

    ReplyDelete
    Replies
    1. O rany, bardzo dziękuję. Jak na celebrytów przystało robiliśmy wczoraj same ekscytujące rzeczy: zanieśliśmy do kontenera torbę recyklingu oraz kupiliśmy mydło i piasek do kuwety ;) Mogłaś nas zaczepić! Pozdrawiam :)

      Delete
    2. Miałam mało czasu na dojście na uczelnię + raczej czułabym się onieśmielona, ale może jak następnym razem Was gdzieś ujrzę to podejdę, by powiedzieć chociaż, że lubię Twojego bloga ;) Miłego dnia! :)

      Delete

Tyler: Can I ask your name?
Ally: Anonymous.
Tyler: Anonymous? Is that Greek?