Thursday, November 24, 2011

Day 2, part 1. She's from the highlands o' China. Hard to eat haggis with chopsticks.


"Our" bunk bed. Every room and every bed in our hostel had its own name. We got Robin and Batman in Gotham City.
"Nasz" piętrowiec. Każdy pokój i każde łóżko miały w naszym hostelu imiona. Nam przypadły Robin i Batman w Gotham City.




Right before our trip to Scotland, Scott Monument made this list and I was sure we would climb to its top. We walked by many a time... and never climbed it.

Zaraz przed naszym wyjazdem do Szkocji Scott Monument znalazł się na tej liście i pewna byłam, że się wdrapiemy na jego szczyt. Przechodziliśmy obok wielokrotnie i... na przechodzeniu się skończyło.



We went to see how Occupy Edinburgh was doing...
Poszliśmy zobaczyć jak sobie radzi Occupy Edinburgh...

...and got an invitation to quite an unusual screening. At the occupied park, movies are shown on a projector hooked to a bicycle and pedal-powered. Unfortunately, we couldn't go.

...i dostaliśmy zaproszenie na dość nietypowy seans. W okupowanym parku filmy wyświetlane są przy użyciu projektora podłączonego do roweru i zasilanego pracą mięśni. Niestety nie mogliśmy z zaproszenia skorzystać.

On the bus to Roslin (I'll tell you about it next time), we competed in finding hidden words. It's not important who won... He was probably cheating anyways.
W autobusie do Roslin (o tym w następnym poście) rywalizowaliśmy w odnajdowaniu ukrytych słów. Nieważne kto wygrał... Na pewno oszukiwał.

One of the streets the bus took caught my eye, so on the way back we got off early to walk it. Unlike on e.g. the Royal Mile, you can tell that people live on Bruntsfield Place and they do ordinary things, such as buying pork chops...

Spodobała mi się ulica, którą jechaliśmy, więc w drodze powrotnej wysiedliśmy wcześniej, żeby się nią przejść. W odróżnieniu od np. Royal Mile, na Bruntsfield Place widać, że mieszkają tam ludzie i robią tak zwyczajne rzeczy jak kupowanie kotletów...

...or kilts.
...albo kiltów.


At the Hoochie Coochie boutique, we got Lee a sweater with sheep.
W butiku Hoochie Coochie kupiliśmy Lee sweter w owce.

We knew were we'd be going for dinner. We were hungry but not hungry enough. A pint at Sandy Bells did the trick.
Wiedzieliśmy dokąd pójdziemy na obiad. Byliśmy głodni, ale nie bardzo głodni. Kufel w Sandy Bells naprawił problem.

MUMS serves comfort food that nourishes the body and heals the soul. Its specialty is meat, but I'm willing to forgive them since they make up for it in my eyes, by using fresh products exclusively and ditching culinary shortcuts.

MUMS serwuje comfort food, czyli porządne porcje szczerego jedzenia, które nakarmi ciało i ukoi bóle duszy. MUMS specjalizuje się w mięchu, ale wybaczam, bo nadrabia tym, że używa wyłącznie świeżych produktów bez ulepszaczy i nie stosuje dróg na skróty.

We ordered a fish pie and a mushroom Wellington. They were both decent.
Zamówiliśmy fish pie i grzybowego Wellingtona. Oba były przyzwoite.

Thumbs up for a super nice Polish waitress. Thumbs down for ginger cider which smelled vaguely of rotten eggs (or hot springs). I don't drink cider so I did not get suspicious. I regretted it when staring closely into a toilet bowl a few hours later.

Duży plus za niezwykle sympatyczną polską obsługę. Minus za imbirowy cydr, który zalatywał zgniłym jajem (lub też gorącymi źródłami). Nie pijam cydru, więc nie nabrałam podejrzeń. Bardzo tego żałowałam przyglądając się z bliska muszli klozetowej kilka godzin później.

We picked a neighborhood pub from a list of places to visit that Lee'd put together. Many people complain that the pub is hard to find but those who do find their way, love it. Same with us, found it and loved it! There are not pics, but we remember that the cask ales and whisky were good, even too good...

Z listy miejsc do odwiedzenia autorstwa Lee wybraliśmy sąsiedzki pub. Wiele osób narzeka, że trudno do niego trafić, ale ci, którym się uda, są zachwyceni. Nam też się udało! Najpierw jednak musieliśmy dotrzeć na drugą stronę miasta. Foto dowodów z pubu brak, ale pamiętamy, że cask ales i whisky były dobre, oj za dobre...


On the way back, Lee got the late night munchies so we went to a random bar to get some veggie samosas. Well, it turned out that they were meant for meat loving vegetarians.

W drodze powrotnej Lee napadł wielki głód, więc weszliśmy do pierwszego lepszego barku po wegetariańskie samosy. Okazało się, że przeznaczone są one raczej dla mięsożernych wegetarian.

16 comments:

  1. Uwielbiam takie długie relacje:)
    Sweterek w owieczki jest słodki;)
    Czy Lee jest mięsożernym wegeterianinem, czy prawdziwym?;)

    ReplyDelete
  2. Niezły ten sweter w owce... taki z gatunku "dla odważnych" ;) i co jeszcze ...? aha ze czytając Twoje relacje nabieram ogromnej ochoty na szwendanie się tu i owdzie (po świecie ?!) bo taka formę podróżowania preferuje

    ReplyDelete
  3. przyjemnie ogląda się zdjęcia z miejsc, w których się było.
    Sweter z owcami rządzi !:) Fish pie aż tak bardzo do mnie nie przemawia..

    ReplyDelete
  4. Z niedrogim smacznym jedzeniem to jest w Edynburgu trochę słabo moim zdaniem :/. Super sweterek!

    ReplyDelete
  5. Owieczkowy sweterek robi furore;)
    Gdyby Lee wystawił go na aukcje to pewnie zgarnął by kupe kasy:P

    ReplyDelete
  6. Też myślę, że sweterek jest genialny. Śmieję się z Lee, że szafiarski debiut ma za sobą ;)

    Anonim I: Lee nie chce wspierać wielkiego przemysłu mięsnego, więc nie je produkowanego przez niego mięsa. Jada (choć rzadko) organiczne mięso z uczciwych hodowli. Tak więc wegetarianin z niego zdecydowanie udawany :)

    Miami: Niezmiennie zapraszamy na wspólne szwędanie się po Krakowie!

    Maddie: Fish pie faktycznie brzmi mało zachęcająco, ale było dobre! Z imbirowym cydrem było odwrotnie...

    Hazel: Po roku w Krakowie Edynburg wydał mi się kulinarnym rajem (oczywiście brakuje restauracji etiopskiej, duh!). Ceny, no cóż, brytyjskie.

    Anonim: Sprzedamy sweterek, pojedziemy w daleką podróż ;) Ale sweterek najpierw musi się znudzić!

    ReplyDelete
  7. Masz jakieś ulubione miejsca w Krakowie? Chętnie bym je odwiedziła ;)

    ReplyDelete
  8. oj...znam takie podroznicze momenty z autopsji. Toaleta w moich objeciach. Ostatni raz- Nowa Zelandia!

    ReplyDelete
  9. Anonim: Jasne, że tak. Co Cię interesuje? Restauracje? Kawiarnie? Muzea? Z góry uprzedzam, że o butikach i klubach nie mam pojęcia. Hmm, gdzieś już o naszych ulubionych miejscach zdaje się pisałam. Poszukam.

    Marta: Haha, ten epizod to była pestka. Rano obudziłam się jak nowa. Ale pamiętam nasze wielkie zatrucie w Vegas, to dopiero było, umieralnia trzydniowa. Twoje w NZ też trochę trwało, prawda?

    ReplyDelete
  10. No nie umiem się przełamać: w ogóle mnie wyspy nie interesują. Dla mnie to najnudniejsze kraje świata do zwiedzania :) Naprawdę. No, może chciałabym zobaczyć kilka typowych angielskich wsi, jak z bajek i baśni dla dzieci.... ale całą reszta, no nie umiem!

    ReplyDelete
  11. Chodzi mi właśnie głównie o kawiarnie, fajne miejsca gdzie można zjeść coś dobrego. Muzea nie, ponieważ je wszystkie znam, ale jakieś mniejsze galerie o których jeszcze nie słyszałam chętnie się dowiem :) Jakieś ulubione parki etc. Dzięki wielkie, że chce Ci się poszukać/napisać raz jeszcze :)

    ReplyDelete
  12. Aliszia: No to masz tak jak Lee. Szkocja jakoś przeszła, ale podejrzewam że do Anglii go nie zaciągnę. Patrzy na mnie jakbym upadła na głowę kiedy mówię, że znalazłam tanie bilety do Londynu na przykład.

    Anonim: Znalazłam! Trochę muszę zaktualizować. A więc:
    STARE MIASTO: czekolada i whisky w Prowincji Nowej (Bracka), indyjskie w Indus Tandoor (Sławkowska), piwo w Dekafencji (Sławkowska; sam bar to nic specjalnego, ale sami lokalsi tak blisko Rynku to cud sam w sobie), pizza z serami i orzechami w Trzech Papryczkach (Poselska)
    KAZIMIERZ: kawa/wino w Mleczarni (Meiselsa), zapiekanki u Endziora na Placu Nowym, bajgle w Bagelmamie (Dajwór), chleb w Piekarni Mojego Taty (Meiselsa), masala dosa w Momo (Dietla)
    PODGÓRZE: lemoniada w Drukarni (Nadwiślańska), kawa w Rękawce (Brodzińskiego)
    Więcej grzechów chwilowo nie pamiętam ;)

    ReplyDelete
  13. Wow świetnie! Dzięki :) z wymienionych znałam tylko czekoladę w Prowincji i piwo w Dekafencji, więc fajnie - poznam coś nowego :) Miłego dnia! :)

    ReplyDelete
  14. Też chcę taki sweterek w owieczki! W zamian oddam bluzę z podszewką w jelenie! :)

    ReplyDelete
  15. Teraz tylko Lee musi założyć bloga i wstawiać zdjęcia nowych ciuszkowych zdobyczy i opisywać podróże ze swojego punktu widzenia (oczywiście z polskimi komentarzami, bo mam nadzieję, że nadal pisze te wspaniałe dyktanda :D).

    ReplyDelete
  16. Anonim: Nie ma sprawy :)

    Abs: Mam słabość do ciuchów z jeleniami. Ukradnę sweter i się wymienimy.

    Mjks: Też to powtarzam. Nawet zaoferowałam, że będę fotografować Lee wygibaski na jego szafiarskiego bloga. Ale coś się chłopak opiera...

    ReplyDelete

Tyler: Can I ask your name?
Ally: Anonymous.
Tyler: Anonymous? Is that Greek?