Tuesday, October 29, 2013

Beach time! Sea, sea, sea.

Our friend Chris came from Baltimore to spend last weekend with us. Yet again I concluded that the best guests are those with whom you can do nothing, just as the best conversation partners are those you can be silent with and the world does not end in embarrassment. With Chris, you can do nothing. Na weekend przyjechał do nas z Baltimore nasz przyjaciel Chris. Nie po raz pierwszy doszłam do wniosku, że najlepsi goście to tacy, z którymi można nic nie robić, tak samo jak najlepsi rozmówcy to tacy, z którymi można pomilczeć i świat się nie skończy z zakłopotania. Z Chrisem można robić nic. 
Between discussions, looking at Chris' pictures from his recent trip to Europe and eating, we went to a beach in East Boston.Pomiędzy dyskusjami, oglądaniem zdjęć z niedawnej podróży Chrisa po Europie i jedzeniem, wybraliśmy się na wschodniobostońską plażę.
Constitution Beach is quite an unusual place. For one, it is man-made - it was constructed in the first years after WWII. But also because it is located right opposite from the airport. The runways are just 2000ft away!Constitution Beach to dość niezwykłe miejsce. Po pierwsze dlatego, że to plaża sztucznie stworzona - powstała w pierwszych latach powojennych. A po drugie dlatego, że mieści się dokładnie naprzeciwko lotniska. Od pasów startowych dzieli ją zaledwie 600m!





Thursday, October 24, 2013

Am I dreaming? This seems like it might be a dream. No more jalapeño cheese popcorn before bed.


Do you know Foster Huntington's 'The Burning House: What Would You Take?'? This morning I again had a chance to test what I would grab if I had to evacuate my apartment. Woken up by the carbon monoxide alarm, awaiting the fire department, into a bag I threw my camera, laptop, passport, wallet, the photo archive, and the cat. 

Fortunately, no dramatic evacuation was necessary and on this occasion:
1). we found out how long it takes the fire department to get to our place (2 minutes),
2). we determined that few things are more surreal than seeing fully geared firemen stomp around your living room,
3). while installing our new alarm, the saint handy man fixed the central heat as well. Confetti! Party horns! Balloons!

Znacie książkę Fostera Huntingtona 'The Burning House: What Would You Take?'? Ja dziś nad ranem ponownie miałam okazję sprawdzić co w razie ewakuacji zabrałabym z domu. Wyrwana wyjącem alarmem ze snu, w oczekiwaniu na przyjazd straży pożarnej, do torby wrzuciłam aparat, laptopa, paszport, portfel, archiwum zdjęć i kota. 
Obyło się bez sensacji i ewakuacji, a przy okazji:
1). dowiedzieliśmy się ile zajmuje straży dojazd do naszego domu (2 minuty), 
2). przekonaliśmy się, że trudno o bardziej surrealistyczny widok niż grupa strażaków w pełnym rynsztunku stąpających po salonie,
3). do montażu nowego alarmu błogosławiony pan złota rączka dorzucił naprawę centralnego ogrzewania. Confetti! Trąbki! Balony!

We eagerly awaited the start of the heating season. Our place had been so so cold. We drank a million hot teas, argued over the blanket, and the cat was seen only i the 'ham' version - with no limbs. Z utęsknieniem czekaliśmy na sezon grzewczy. W naszym mieszkaniu było strasznie zimno. Piliśmy tysiąc herbat dziennie, kłóciliśmy się o koc, a kot występował tylko w wersji 'szynka', czyli bez nóżek.

Lately I've been into really simple vegan food. I've been roasting tons of pumpkin and squash, and turning them into purees and soups. We've been eating lots of groats, savory pancakes, lentils, corn on the cob, fried onion in everything, and fresh chilis.

Ostatnio mam fazę na bardzo proste, wegańskie jedzenie. Rządzi dynia i dyniopodobne pieczone i przerabiane na puree i zupy, kasze, placki, soczewica, kukurydza w kolbach, smażona cebulka we wszystkim  i papryczki chili.

A few days after a trip to the farmers' market, I found in the fridge a caterpillar on an all-inclusive vacation inside a corn cob.  Kilka dni po powrocie z targu, odkryłam w lodówce gąsienicę na wakacjach all-inclusive w kolbie kukurydzy.

The caterpillar and its parting gift were moved onto a nearby lawn. If you think we're insane, I'll just add that we're also feeding a rat who's healing after a car accident, so that he can have a shot at surviving the impending winter. Gąsienica i jej prezent pożegnalny zostały wyniesione na pobliski trawnik. Jeśli myślicie, że oszaleliśmy, to dorzucę jeszcze, że dokarmiamy też dochodzącego do siebie po wypadku szczura, tak żeby miał szansę na przetrwanie nadchodzącej wielkimi krokami zimy.

The exam session is in full swing. Here, Lee just turned in the first essay. I joke that he looks like tired dr. Religa in this National Geographic picture. Trwa sesja. Lee oddał właśnie pierwszą pracę zaliczeniową. Żartuję, że przypomina mi zmęczonego doktora Religę z tego zdjęcia National Geographic.


We share the apartment with piles of school books.
Mieszkanie dzielimy ze stosami podręczników.

The all-time best score - docs for $6. And they are made in England, not China! Now I'm on the hunt for a winter jacket. Second-hand gods and eBay goddesses, please be good to me! Łup wszech czasów, czyli martensy za 6 dolarów. I to made in England, nie chińszczaki! Teraz poluję na kurtkę zimową. Szmateksowi bogowie i eBayowe boginie, bądźcie dla mnie łaskawi!

Monday, October 21, 2013

Feel just as natural as a tick on a dog.

In the fall, my Central European atavism comes into play. I see a wicker basket and think of mushrooms. I see a pocket knife and I think of mushrooms. I see rain boots and I think of mushrooms. Too bad it seems like this year my mycologic urges will not be satisfied - because we live in the middle of a city, because the woods are far away, and if you don't drive, they are even further.

On Saturday we set out on our bikes to watch a football game with the family in Watertown and stopped at a park by the river. I was, of course, hoping for mushrooms but all we found were just lots of burrs (or rather, they found us).


I should report that this time I enjoyed the game more - I brought a book and even managed to nap a bit.
Jesienią odzywa się we mnie środkowoeuropejski atawizm. Widzę wiklinowy koszyk i myślę o grzybach. Widzę nożyk i myślę o grzybach. Widzę kalosze i myślę o grzybach. Niestety nie zapowiada się w tym roku na spełnienie moich mykologicznych ciągot - bo środek miasta, do lasu daleko, a bez samochodu jeszcze dalej.


W sobotę wybraliśmy się rowerach do Watertown oglądać z rodziną kolejny futbolowy mecz i po drodze zboczyliśmy do parku nad rzeką. Miałam rzecz jasna nadzieję na grzyby, ale znaleźliśmy tylko całe mnóstwo rzepów (albo raczej to one znalazły nas).

Śpieszę donieść, że tym razem mecz podobał mi się bardziej - miałam ze sobą książkę i nawet udało mi się zdrzemnąć.


Friday, October 18, 2013

On a night like this you couldn't help but think of the dark army of dead men, sleeping with the fishes.

Lee's has been loaded with school work lately, so weekends are the only time we can get out together and explore the city. It's a tragic thing, as we have a very low tolerance for crowds.

So when last Saturday we set out to North End, it seemed that all the tourists and half the Bostonians were already there. We quickly escaped the main routes in favor of the less frequented little streets.

North End is Boston's Little Italy. The streets are full of Italian restaurants, cafés, bakeries, and delis selling olive oil, balsamic vinegar, cheese, prosciutto, and capicolla.

Here, for the last 100 years, has ruled the same Italian crime family, whose history reads like a screenplay of a Coppola movie. 
Lee ma uniwersytecką zadyszkę, więc na wspólne eksploracje miasta pozostają nam weekendy. Tragiczna rzecz dla nas, bo mamy wyjątkowo niską tolerancję na tłumy.

Kiedy zatem zeszłej soboty wybraliśmy się do North End, wyglądało na to, że są tam już wszyscy turyści i połowa bostończyków. Szybko zboczyliśmy z głównych szlaków w mniej uczęszczane uliczki.

North End to bostońska Little Italy. Ulice pełne są włoskich restauracji, kawiarni, piekarni i delikatesów z oliwą, octem balsamicznym, serami, prosciutto i capicollą.

Tutaj od stu lat rządy sprawuje ta sama włoska mafijna rodzina, której historię czyta się jak scenariusz filmu Coppoli.


Monica's Mercato & Salumeria is a typical deli where, beside cheese, cold meats, and fresh pasta, one can order a sub to go and spy on it being made. Monica's Mercato & Salumeria to typowe delikatesy, gdzie poza serem, wędlinami, czy świeżym makaronem, można również zamówić kanapkę na wynos i podglądać proces jej powstawania.

The ingredients are fresh and good quality, too bad that the staff does not have more imagination. My request for a meatless sub was met with much surprise and the guy offered a caprese or... a caprese. I chose a caprese. The prices are not listed, so when it came to paying $11, we were glad the guy did not come up with an idea for a second sub. Consuming on a nearby bench, we discussed what sandwich we'd make given a budget of $11. Definitely a better one than the caprese we were eating. Składniki są świeże i dobrej jakości, szkoda tylko, że obsłudze brakuje pomysłowości. Na moją prośbę o bezmięsną kanapkę pan zrobił wielkie oczy i zaproponował caprese albo caprese. Stanęło zatem na caprese. Ceny nie są nigdzie podane, kiedy zatem przyszło nam zapłacić 11 dolarów, ucieszyliśmy się, że pan jednak nie wymyślił dwóch kanapek. Podczas konsumpcji na pobliskiej ławce dyskutowaliśmy jaką zrobilibyśmy kanapkę dysponując budżetem 11 dolarów, zdecydowanie coś znacznie lepszego niż pochłaniane caprese.

There is a nice view of East Boston from the waterfront. I can't believe we haven't made it there since moving here. I blame the discouragingly slowsky metro (the only way for us to make it across the bay), which is slower than me (!) on a bike.

Z nabrzeża roztacza się widok na East Boston. Nie mogę uwierzyć, że od czasu przeprowadzki nie byliśmy tam ani razu. Winę zwalam na zniechęcająco ślimacze bostońskie metro (jedyny dla nas sposób na dotarcie na drugą stronę zatoki), które jeździ wolniej niż ja (!) na rowerze.

One of the curiosities of North End: All Saints Way. In a small alleyway between two houses, there are thousands of saints' portraits displayed on the walls. The man behind it, Peter Baltassari, usually takes visitors around and entertains them with stories, but that day he was not home, the gate was closed, and we didn't get to see much. Jedna z dziwacznych atrakcji North End: All Saints Way. W niewielkiej alejce pomiędzy kamienicami wisi kilka tysięcy portretów katolickich świętych. Sprawca zamieszania, Peter Baltassari, zwykle oprowadza po alejce i zabawia opowieściami, ale tego dnia niestety nie było go w domu, brama była zamknięta i niewiele udało nam się zobaczyć.

Curiosity number 2: the narrowest house in Boston. While looking for some info on it, I discovered a whole category of spite houses - impractical houses built out of spite towards the neighbor, in order to steal his light and view. Often, that neighbor is a family member, and the reason for the hatred lies in unfair division of inheritance.
The house in Boston was built in the end of the 19th century (allegedly) by a man who, after returning from military service, discovered that his brother had built a grand house on the property they both inherited, leaving him only a sliver (and likely hoping to turn this sliver into a garden). 
Dziwaczna atrakcja numer 2: najwęższy dom w Bostonie. Szukając informacji o nim odkryłam, że istnieje coś takiego, jak 'spite house' - niepraktyczny dom budowany z nienawiści do sąsiada. Stawiany jest po to, żeby zabrać mu światło i widok z okien. Często owym sąsiadem jest członek rodziny, a przyczyną goryczy niesprawiedliwie podzielony spadek. 
Dom w Bostonie wybudowany został (podobno) pod koniec XIX w. przez mężczyznę, który po powrocie ze służby wojskowej odkrył, że na odziedziczonej po ojcu ziemi brat wybudował wielki dom, jemu pozostawiając zaledwie skrawek (i zapewne mając nadzieję na przerobienie tego skrawka na ogród).

Copp's Hill Burying Ground is a wonderful cemetery with gravestones dating back to 17th and 18th century. I was thrilled to discover angels with comb-overs... Copp's Hill Burying Ground - przepiękny cmentarz z nagrobkami z XVII i XVIII wieku. Ku mojej uciesze, sporo jest na nich zaczesanych aniołków...

...and skeletons in baffling engagements.
...oraz kościotrupów w zaskakujących sytuacjach.


Unfortunately, I could not shake off the impression that 95% of restaurants, delis, and shops were created exclusively for the tourists. I guess there is one way of finding the legit ones frequented by the locals - return in February and see where the crowds are then. Nie mogłam się niestety oprzeć wrażeniu, że 95% restauracji, delikatesów i sklepików stworzonych jest wyłącznie na potrzeby turystów. No cóż, sposób na to jest jeden - wrócić w lutym i zobaczyć gdzie jest pełno, a gdzie pusto.

Tuesday, October 15, 2013

Villains always fall for cheesy disguises.


The US is the second biggest tourist destination in the world (after France) and the most popular choice for international students. It's visible not only in the statistics, in Times Square, and on university campuses, but also in the amount of foreign coinage present in circulation.


Coins that stick out too much, are quickly spit out of circulation, given away by their unusual design or shape. Others function in it for years. The Canadian coinage is especially good at the camouflage game - the Northern neighbor's quarters are a common guest in American wallets, and one cent coins can be found even in official rolls straight from the bank.


Here's what fell into my hands over a few months.

USA jest drugim najczęściej odwiedzanym przez turystów krajem na świecie (po Francji) i najbardziej popularnym kierunkiem wybieranym przez studentów międzynarodowych. To widać nie tylko w statystykach, w tłumach na Times Square i na uniwersyteckich kampusach, ale również w ilości obcego bilonu znajdującego się w obiegu.

Te monety, które wyraźnie odstają od tych amerykańskich, szybko wypadają z obiegu, zdradzone nietypowym wzorem czy kształtem. Inne funkcjonują w nim przez lata. Dobry w kamuflażu jest zwłaszcza bilon kanadyjski - ćwierćdolarówki od północnego sąsiada to częsty gość w amerykańskich portfelach, a jednocentówki można często znaleźć nawet w oficjalnych rolkach monet prosto z banku.

Oto, co wpadło mi w ręce na przestrzeni kilku miesięcy.


From Canada/Z Kanady:









From the Bahamas/Z Bahamów:





From Panama/Z Panamy:




From Switzerland/Ze Szwajcarii:


From Australia/Z Australii:


From Portugal/Z Portugalii:


From Bolivia/Z Boliwii:


From Singapore/Z Singapuru:



From China/Z Chin:


From Thailand/Z Tajlandii:



From Great Britain/Z Wielkiej Brytanii:



From Equador/Z Ekwadoru:



From the European Union/Z Unii Europejskiej:



A bonus: a token for a ride on public transportation in Baltimore, valid until 2004.

Bonus: żeton na przejazd komunikacją miejską w Baltimore, ważny do 2004 roku.