On Tuesday we left for Stockholm. The purpose of our trip will be revealed in the next post. For now, let me just tell you that I wish we had more time than just the one day and two nights we got to spend there. It was Lee's first time in Sweden, I hitchhiked through the country in the summer after graduating from high school. It was quite an adventure, but I didn't get to see much more than the interstates as my destination was Oslo and not Sweden. And so we both had lots of fun discovering the unknown.
We wtorek polecieliśmy do Sztokholmu. Cel naszej wycieczki zdradzi następny post. Teraz powiem tylko, że żałuję, że była ona tak krótka - spędziliśmy tam zaledwie jeden dzień i dwie noce. Dla Lee to była pierwsza wizyta w Szwecji, ja po maturze przejechałam ją ze sporymi przygodami autostopem, ale zobaczyłam wtedy niewiele poza autostradami, bo moim celem nie była Szwecja tylko Oslo. Więc oboje mieliśmy sporą frajdę mierząc się z nieznanym.
The bus from the airport brought us to the central station, and from there it was a 30 min walk to our hotel.
Autobusem z lotniska dojechaliśmy do dworca, a stamtąd czekał nas półgodzinny spacer do hotelu.
Bikes abandoned for the winter were everywhere. There is one of them in the back of our place in Kraków, and I always feel bad for the poor thing. In Stockholm my heart was bleeding.
Wszędzie stały porzucone przez zimę rowery. Przed naszą kamienicą w Krakowie stoi taki jeden biedak i zawsze mi go żal, w Sztokholmie krajało mi się serce.
We got to the wharf of Söder, where our hotel-ship was docked. Kronprinsesse Märtha has a fascinating history. In 1934, as a ship under a Norwegian ensign that had accommodations for only 60 people, Märtha rescued and took aboard 553 passengers of the sinking German luxury liner 'Dresden'! In 1939, during a massive storm, two people drowned under its board. I hope we didn't get their cabin. Later, she operated in Panama, the West Indies, the Caribbean, and she was also a floating casino in the Netherlands. And now she's a hotel in Sweden.
Doszliśmy do nabrzeża Söder, gdzie zacumowany był nasz hotel-statek. Kronprinsesse Märtha ma fascynującą historię. Zbudowana została w Gdańsku. W 1934 roku, pod norweską banderą, uratowała i przyjęła na swój przeznaczony dla zaledwie 60 osób pokład 553 pasażerów z tonącego niemieckiego luksusowego liniowca 'Dresden'! W 1939 roku podczas paskudnego sztormu pod pokładem utonęły dwie osoby, mam nadzieję, że nie trafiła nam się ich kabina. Potem Martha pływała m.in. w Panamie, Wschodnich Indiach i na Karaibach, była też pływającym kasynem w Holandii. A teraz jest hotelem w Szwecji.
A hall leading to our cabin.
Korytarz do naszej kabiny.
And our microscopic cabin. To take this picture, I had to stand in the bathroom.
I nasza mikroskopijna kajuta. Żeby zrobić zdjęcie, musiałam stanąć w łazience.
I think it will come as no surprise that the first thing I ran to check after we made initial arrangements for this trip, was if there were any Ethiopian restaurants in Stockholm. There were a few! That night we went to the little known but open late Gojo, and saved the beloved Abyssinia for the next day. I'll tell you right away that we found Abyssinia to be closed. It happens so often that an Ethiopian restaurant that I've been dying to go to in a city we're visiting is closed that I am beginning to suspect that they close up out of fear that I'd consume their entire injera supply. They're probably right about it too.
Wiadomo chyba co rzuciłam się sprawdzać gdy pojawił się pomysł wypadu do Sztokholmu. Oczywiście to, czy są tam jakieś etiopskie restauracje. Były! Tego wieczoru wybraliśmy się do mało znanej, ale otwartej do późna Gojo, zostawiając kochaną przez wszystkich Abyssinię na kolejny wieczór. Powiem od razu, że następnego dnia pocałowaliśmy w Abyssinii klamkę. Tak często mi się to przydarza, że wyczekiwana etiopska restauracja w odwiedzanym mieście jest zamknięta, że zaczynam podejrzewać, że zamykają swoje podwoje na czas mojej wizyty w obawie, że im wyżrę cały zapas injery. I pewnie słusznie.
We ordered Kenyan Tusker.
Zamówiliśmy kenijskiego Tuskera.
And a vegetarian platter. And then another one.
I zestaw wegetariański. A potem jeszcze jeden.
I don't know why, but in every single Ethiopian restaurant the scenario is the same: after you're done with dinner, the battle to get the bill begins. You've gotta keep asking for it, reminding about it, and waiting for it forever. This time it was for the best, because it caused us to be late for the metro and so we ended up walking our huge bellies back to the hotel.
Nie wiem dlaczego, ale w każdej etiopskiej restauracji scenariusz jest taki sam: po skończonym obiedzie nie można doprosić się o rachunek. Trzeba się dopominać, przypominać i czekać w nieskończoność. Tym razem wyszło nam to na dobre, bo spóźniliśmy się na metro i zaprowadziliśmy nasze wielkie brzuchy do hotelu na piechotę.
On the way we passed an interesting shoemaker's store front.
Po drodze minęliśmy ciekawą wystawę zakładu szewskiego.
And we made it back to the wharf.
Aż dotarliśmy z powrotem na nabrzeże.
Stockholm seems like a very safe city. Coming back from the restaurant right before midnight, we walked through one of the places our guidebook warned about and we were surprised by its bad rep. The next night we happened to be there again and it was just as idyllic.
Sztokholm wydaje się być niezwykle bezpieczny. Wracając z obiadu przechodziliśmy tuż przed północą przez jedno z miejsc, przed którymi przestrzegał nasz przewodnik i byliśmy zdziwieni jego złą reputacją. Następnej nocy znaleźliśmy się tam ponownie i było równie idyllicznie.
What has surprised us the most in Stockholm, were the icy, untreated sidewalks. It was very hard to walk on them. And while we were taking slow and careful steps, struggling to keep balance (or, like Lee, failing at doing so and repeatedly falling in a very dramatic manner), we were being passed by running Swedish men, Swedish women in heels, unalarmed seniors, and even dads on bikes giving rides to their kids. Down a hill!
Tym co nas najbardziej zaskoczyło w Sztokholmie, była wszechobecna szklanka. Po pokrytych lodem, nieposypanych chodnikach trudno było chodzić. Podczas gdy my wolno i ostrożnie dreptaliśmy, z trudem łapiąc równowagę (a w przypadku Lee nie łapiąc i wielokrotnie w dramatyczny sposób upadając), mijali nas biegnący Szwedzi, Szwedki na obcasach, niezaaferowani emeryci, a nawet tatusiowie przewożący na rowerach swoje pociechy. Z górki!