About half way through the shortcut West, there is a small settlement of Fort Simpson. To get there, you’ve got to drive an extra 37 miles off the dirt road and take a ferry. Fort Simpson looked great in our guidebook but unfortunately not so much in reality. But the trip is compulsory anyways, since it’s the only place to get gas. Oh, the Pope visited it in 1987, I’m wondering if he found anything to do there.
But before we got there, we stopped for lunch on one of the many creeks we crossed. The weather was great so we took the opportunity to eat outside and walk along the banks. And then we got back into the van and it wouldn’t start. Our cell phones don’t work in Canada, there is almost no traffic on this road and we were about 95 miles from the nearest payphone. But we figured it wasn’t too bad – at least we had food, access to water and many new books. But the journey didn’t turn into a reading retreat because Lee poured water into car batteries and the van finally started.
And so when we saw fantastic Sambaa Deh Falls, we couldn’t enjoy it for as long as we wanted – we had to keep the van running. We also kept it running on the ferry to and from Fort Simpson, and felt bad stinking it up right next to a sign saying “Turn the engine off”.
After leaving Fort Simpson we began the second part of the shortcut: the Liard Trail. It’s not maintained as well as Mackenzie Hwy, it’s a slalom between potholes. We drove a good chunk of it at night, in search of a good place to watch the Northern Lights. The sky was clear. We cast the Chartreuse spell. But the lights never came.
Mniej wiecej w polowie skrotu na Zachod jest mala osada, Fort Simpson. Zeby sie tam dostac, trzeba zboczyc 60 km z gruntowej drogi i przeprawic sie promem przez rzeke. Fort Simpson wyglada wspaniale w naszym przewodniku, ale niestety nie w rzeczywistosci. Jednak wycieczka i tak byla obowiazkowa bo to jedyne miejsce gdzie mozna zatankowac. O, papiez przylecial z wizyta w 1987 roku, ciekawe czy on znalazl to cos wartego uwagi.
Ale zanim tam dojechalismy, zatrzymalismy sie na lunch nad jednym z wielu strumieni, przez ktore przejezdzalismy. Pogoda byla wspaniala, wiec skorzystalismy z okazji, zeby zjesc na zewnatrz i przespacerowac sie wzdluz brzegu. Ale kiedy wrocilismy do vana, nie chcial zapalic. Nasze komorki nie dzialaja w Kanadzie, ta droga malo kto jezdzi i bylismy 150 km od najblizszego telefonu. Uznalismy, ze mogloby byc gorzej – przynajmniej mamy jedzenie, dostep do wody i nowe ksiazki. Ale nasza podroz nie przemienila sie w wypoczynek z literatura, bo Lee nalal wody do akumulatora i van jednak zapalil.
Wiec kiedy zobaczylismy fantastyczny wodospad Sambaa Deh, nie dane nam bylo sie nim nacieszyc wystarczajaco dlugo – nie moglismy wylaczyc silnika. Nie wylaczylismy go rowniez podczas przeprawy promowej w obie strony i czulismy sie glupio smrodzac zaraz obok tablicy “Wylacz silnik”.
Po opuszczeniu Fort Simpson rozpoczelismy druga czesc naszego skrotu: Szlak Liard. Nie jest on utrzymywany w tak dobrym stanie jak Droga Mackenzie, to istny slalom miedzy dziurami. Przejechalismy spory kawalek noca, w poszukiwaniu odpowiedniego miejsca na ogladanie Zorzy Polarnej. Niebo bylo bezchmurne. Rzucilismy Chartreuse’owe zaklecie. Ale zorza nie nadeszla.
nice, i love the evening shots.
ReplyDeletenice stupa btw.
Thank you! It's actually not a stupa but an inukshuk. It used to have many different marking functions but now it's mostly just a way of saying 'I've been here'. Adopted from First Nations now it's very popular in northern Canada. It's going to be a symbol of the next Olympics!
ReplyDelete