Friday, November 30, 2012

A witch with a case of amnesia.


If you're choosing to read the English version, you're most likely way more knowledgeable on the subject than I am. So just bear with me here, all right? The alcohol laws in the US change from state to state, from county to county and even from city to city.

Bars usually close at 2am at the latest, with the exception of Alaska, where you can linger over your drink until 5. Beer sold in the stores of Colorado, Kansas, Minnesota, Oklahoma and Utah is no stronger than 3,2%. In California alcohol must be placed in a paper bag at the time of purchase. In some counties alcohol sales are completely forbidden (so called dry counties), mostly in the conservative South and on Indian reservations.

Other states are more liberal, especially Nevada, Louisiana and Missouri. In Nevada you can be legally drunk in public. In New Orleans you are allowed to wander the streets with a drink in hand (as long as it's not in a glass container), you can also buy a daiquiri from a drive-thru bar. In both Louisiana and Missouri parents can serve alcohol to their kids. In several states you're allowed to have an open container in your car (and even take a nip).

Maryland is somewhere in the middle. Bars in Baltimore close at 2am, you can't buy booze to-go on Sundays (with some exceptions). I'm mainly annoyed with the fact that you can't buy alcohol at your grocery and, in order to get wine to go with your dinner, you've got to go to a specialty wine store or a liquor store.

Luckily, right next to our favorite Whole Foods store, there is also a wine store. And not your ordinary one! BIN 604 is well stocked AND laid-back. The staff is equally enthusiastic about finding your perfect $10 bottle as they are finding a $100 one. You get points for your purchases that you can later exchange for wine accessories or a fancy dinner since the owner, Tony Foreman, together with a brilliant chef Cindy Wolf has several great restaurants in the city. A few years back we stuffed our unworthy stomachs for free at an upscale French bistro. 

There is one more reason why we love BIN 604: the cases of the month. They contain a dozen good wines, mostly reds, some whites (the proportions vary depending on the season) and an occasional rosé. For indecisive people like ourselves, it is a godsend. And for immature people like myself, it's a reason to squeal in excitement, do a dance of joy in the kitchen and impatiently tap feet while opening the box. So much wine at home and each one of them is at least decent!



Prawo dotyczące sprzedaży i konsumpcji alkoholu w Stanach zmienia się od stanu do stanu, od powiatu do powiatu, a nawet od miasta do miasta.

Bary zwykle zamykane są najpóźniej o drugiej nad ranem, wyjątkiem jest tutaj Alaska, gdzie można się zasiedzieć aż do piątej. Piwo sprzedawane w sklepach w Kolorado, Kansas, Minnesocie, Oklahomie i Utah ma nie więcej niż 3,2%. W Kalifornii alkohol musi być po zakupie umieszczony w papierowej torebce. W niektórych powiatach sprzedaż jakiegokolwiek alkoholu jest zakazana (tzw. dry counties), głównie na konserwatywnym Południu i w rezerwatach Indian.

Część stanów jest bardziej liberalna, a prym wiodą Nevada, Luizjana i Missouri. W Nevadzie prawo pozwala na bycie pijanym w miejscu publicznym. W Nowym Orleanie można wędrować po mieście z drinkiem (ale nie może być on w szklanym opakowaniu), można też kupić daiquiri w barze drive-through. Zarówno w Luizjanie, jak i Missouri rodzice mogą poić alkoholem swoje dzieci. W kilku stanach można mieć w samochodzie otwartą butelkę z trunkiem i nawet nieco z niej pociągnąć.

Maryland jest gdzieś pośrodku. Bary w Baltimore zamykane są o drugiej, a w niedzielę nie można kupić alkoholu na wynos (z niewielkimi wyjątkami). Mnie irytuje to, że w sklepach spożywczych można kupić tylko piwo bezalkoholowe i szampana dla dzieci. Po wino trzeba pofatygować się do specjalistycznego sklepu albo monopolowego. 

Na szczęście tuż obok naszego ulubionego sklepu jest również sklep z winami, BIN 604. I to jaki! Świetnie zaopatrzony i bez zadęcia. Obsługa równie entuzjastycznie szuka dla Ciebie idealnego wina za 10 dolarów co za 100. Za zakupy dostaje się punkty, które potem można wymienić na winiarskie akcesoria albo obiad, bo właściciel sklepu, Tony Foreman, wraz z wybitną szefową kuchni Cindy Wolf prowadzi w mieście kilka świetnych restauracji. Kilka lat temu wypełniliśmy się w ten sposób za friko nasze niegodne żołądki w ekskluzywnym francuskim bistro.

Jest jeszcze jeden powód, dla którego kochamy BIN 604: comiesięczne pudła z winem. W pudle siedzi tuzin dobrych win, w większości czerwonych, w mniejszości białych (proporcje zmieniają się wraz z porą roku), czasem trafia się butelka różowego. Dla kogoś tak niezdecydowanego jak my, to wybawienie. A dla kogoś tak niedojrzałego jak ja, również powód to kwiczenia z ekscytacji, tańca radości w kuchni i niecierpliwego przebierania nogami przy otwieraniu pudła. Tyle wina w domu, a każde co najmniej niezłe!


tn_1354154493735
tn_1354154627881
tn_1354154423519
tn_1354155478614
tn_1354156175646
tn_1354155859958
tn_1354156285433
tn_1354155177359
tn_1354155100587

Wednesday, November 28, 2012

Gondar in analog pictures.



Ethiopia has had many capitals and Gondar used to be one of them. Back when it was chosen to be the seat of the ruler, it was just a sleepy village but a strategically situated one - 7,000 feet above sea level, in the foothills of the Simien Mountains. It is now the 4th largest city in Ethiopia, yet it feels like a small town. 

Etiopia miała w swojej historii wiele stolic i Gondar był jedną z nich. Kiedy został wybrany na siedzibę władcy, był zaledwie senną wioską, ale za to strategicznie położoną - na ponad 2100 metrach n.p.m., na skraju gór Simien. Teraz jest czwartym największym miastem Etiopii, ale nadal robi wrażenie małego miasteczka.



ethiopia_map_straight

I figured a map would be helpful.
Pomyślałam, że może mapa byłaby pomocna.


fot 018

Fasil Ghebbi, a complex of 17th century castles dominates over Gondar.
Fasil Ghebbi, zespół XVII-wiecznych zamków, góruje nad Gondarem.

fot 011
Piazza - the main square of the city. 
Piazza - główny plac miasta. 


fot 023

fot 022
fot 019-2
fot 021
fot 025Debre Birhan Selassie, one of the most beautiful churches in Ethiopia. More on it and the castles the next time around.
Debre Birhan Selassie, jeden z najpiękniejszych kościołów w Etiopii. Więcej o nim i o zamkach powiem Wam następnym razem.

fot 024
fot 028

Sunday, November 25, 2012

Day 21. Didn't know it was serious. I thought it can only make your nosebleed.


At 7:30am I set out in search of the items from the sick one's wish list: Sprite, Coke and water. Gondar is still asleep. I finally find an open store. Come back to the hotel. The sick one drinks. We finally fall asleep.

It's late when we wake up. Lee's still not right. We comb the town in search of something his stomach would handle. The rest of the day is spent on that. No carefree wandering around for us. 

Before we retire to our hotel room (a third one already) with carry-outs and books, we try to get laundry services. When I ask about the price, they tell me 6 birr per piece. When we return with a bag full of dirty clothes, they say 23 birr per piece, but wait a minute, that's the price for the locals, for foreigners that would be... 46. I wash my clothes in the hotel sink. Lee's supposed to wash his next but the water gets cut off. The second night in a hotel and we still have not showered...


O 7:30 rano wyruszam na poszukiwanie rzeczy z listy życzeń chorego. Są na niej Sprite, Cola i woda. Gondar jeszcze śpi. W końcu znajduję otwarty sklepik. Wracam do hotelu. Chory pije. W końcu zasypiamy.

Budzimy się późno. Lee nadal jest nieswój. Przeczesujemy miasto w poszukiwaniu czegoś do jedzenia, z czym poradziłby sobie jego żołądek. Na tym właściwie mija nam dzień. Odpada beztroskie włóczenie się po okolicy. 

Zanim kończymy dzień z jedzeniem na wynos i książką w hotelowym pokoju, już trzecim z kolei (sic!), próbujemy oddać ciuchy do prania. Kiedy pytam o cenę w pralni, słyszę 6 birr od sztuki. Kiedy wracamy z torbą brudów, słyszymy 23 birr od sztuki, ale zaraz, zaraz, to byłoby od miejscowych, od obcokrajowców będzie... 46. Piorę w umywalce. Potem ma prać Lee, ale wyłączają wodę. Druga noc w hotelu i znowu się nie wykąpaliśmy...


IMG_5199-2
Our sickness den in all its glory. The doors is all that's behind me.
Oto nasze królestwo chorobowe w całej swojej okazałości. Za mną są tylko drzwi.

Friday, November 23, 2012

Followed by a lucky hammer lock, lucky kick, another lucky punch.


Friends are on the very top of my list of things to be grateful for. 
We have them to thank for making this Thanksgiving such a blast and one delicious blast it was!

Przyjaciele są na szczycie mojej listy rzeczy za które jestem wdzięczna.
To dzięki nim to Święto Dziękczynienia było bombowe i bombowo wyśmienite!


IMG_7808
IMG_7828
IMG_7825
IMG_7821
IMG_7819
IMG_7838
Taboo. Girls vs. boys. The boys cheated. The girls won. Woot woot!
Dziewczyny kontra chłopaki w grze Taboo. Chłopaki oszukiwali, ale dziewczyny i tak wygrały!

IMG_7831-2
IMG_7846
IMG_7843


Thursday, November 22, 2012

Monsters shouldn't call themselves warriors, you self-centered bastard.


Upon returning to the States, I spent my first two nights in Virginia. It was a short visit packed with so many ordinary-extraordinary pleasures. I got to see my well-missed friends, spend a lazy morning on a balcony in the finest of dog companies, sleep in a comfy bed for the first time in months, cook, and shop for groceries in a nystagmus-inducing store. Oh, and browse a collection of comic action figures that would make any kid pee their pants (and almost so did I).

Po powrocie do Stanów pierwsze dwie noce spędziłam w Wirginii. Krótka, lecz napakowana zwyczajnymi-niezwyczajnymi przyjemnościami wizyta. Przyjaciele, za którymi się stęskniłam, leniwy poranek na balkonie w najfajniejszym z psich towarzystw, pierwsze wygodne łóżko od miesięcy, pichcenie, zakupy w sklepie przyprawiającym o oczopląs. Och, i jeszcze kolekcja figurek komiksowych postaci, na widok której posikałby się w wrażenia każdy dzieciak (i ja prawie też).


I fantasize about stealing Maya and Jaxon every time I get to see them. These dogs have some seriously oversized brains in their tiny Chihuahua bodies.
Fantazjuję na temat porwania Mai i Jaxona przy okazji każdej wizyty. Te psiaki mają poważnie przerośnięte mózgi w ich maleńkich, chihuahuowych ciałkach.

The dog toy box.
Pudełko z psimi zabawkami.

If only there was a kid around, it would have ended up like it did for Nicholas and his bike. If you haven't, please do read Nicholas. It rocks.
Gdyby napatoczyło się jakieś dziecko, skończyłoby się to jak z rowerkiem Mikołajka.