Friday, October 7, 2011

Iced, Iced Babies.


Virginia's on Lee's shit list.

It may be because a few years ago, a Virginia cop decided that we were driving at 81 and three quarters (!!!) mph, and he determined so without the use of a radar, but by checking his speedometer while following us. According to the state law (it's not even a state, it's a commonwealth!), driving over 80 is an offense and not a misdemeanor.

Or maybe because the Virginia court sent all correspondence to a wrong address, so we had no way of knowing that it did not excuse our absence at the hearing and that it ruled against us? How were we to know that Virginia suspended Lee's license?

Or possibly because the next time we got caught in Virginia (Lee has a heavy foot), it was only my puppy eyes that I believe saved me from being a wife to a husband wearing a striped outfit?

Or perhaps because we got stuck at night, in the freezing cold, on a narrow shoulder, since my learner's permit allowed me to drive only under supervision of another driver whom Lee, in the eyes of Virginia, was no longer?

It's hard to go around Virginia. We pass through regularly when going from Maryland to South Carolina and back. But we never spare spiteful comments when we enter.

A lot of big things happened in our friends' lives lately. Aylea and Chad got engaged. Jeremy and Mavi, whom we last saw outside of LA, had twins and moved to the East Coast. On the same day as the twins, Kim and her hubby's baby was born. With this many reasons to celebrate, Lee buried the hatchet for a day. We went to Virginia.


Wirginia jest na czarnej liście Lee.

Być może dlatego, że kilka lat temu policjant w Wirginii uznał, że jechaliśmy z prędkością 81 i trzy czwarte (!!!) mil na godzinę, a stwierdził to bez użycia radaru, tylko patrząc na własny prędkościomierz podążając za nami. Zgodnie z prawem tego stanu (a właściwie nie stanu, lecz wspólnoty) >80 to już nie przekroczenie, lecz przestępstwo.

Albo może dlatego, że sąd wysłał całą korespondencję na zły adres, więc skąd mieliśmy wiedzieć, że nie usprawiedliwił naszej uzasadnionej nieobecności na rozprawie i zasądził wyrok odbierający Lee prawo do jazdy na terenie stanu?

A może dlatego, że kiedy przyłapali nas następnym razem (Lee ma ciężką stopę!), to prawie skończyło się to bardzo źle i tylko moje psie spojrzenie uratowało mnie od bycia żoną męża w pasiaku?

Albo dlatego, to też jest możliwe, że utknęliśmy nocą w wielkim mrozie na wąskim poboczu, bo moje uczniowskie prawo jazdy pozwalało mi na jazdę tylko pod okiem innego kierowcy, którym Lee w oczach Wirginii już nie był?

Wirginię trudno ominąć. Przejeżdżamy przez nią kursując pomiędzy Południem i Północą. Ale nigdy nie obywa się bez cierpkich komentarzy kiedy wjeżdżamy na jej terytorium.

Wiele się ostatnio wydarzyło u naszych przyjaciół. Aylea i Chad się zaręczyli. Jeremy i Mavi, których ostatnio widzieliśmy pod Los Angeles, dorobili się bliźniaków i przeprowadzili na Wschodnie Wybrzeże. Tego samego dnia co bliźniaki, urodziło się dziecko Kim i jej meża. W obliczu tylu powodów do świętowania, Lee na jeden dzień zakopał wojenny topór. Pojechaliśmy do Wirginii.











The apartment complex, where both couples with babies live, is quite amazing. Residents have an entertainment room at their disposal, complete with a bar, a fireplace, a pool table, a shuffleboard table, a foosball table, darts, and chess. There is also a pool, a fantastic gym, a grill area, and a restaurant. If only all that did not have to be shared with a few hundred neighbors...

Apartamentowiec, w którym mieszkają obie pary z dziećmi, jest dość niesamowity. Do dyspozycji mieszkańców jest salon z barem, kominkiem, bilardem, stołem do shuffleboard, piłkarzykami, rzutkami, szachami. Jest też basen, świetnie wyposażona siłownia, grillownia, restauracja. Gdyby tylko nie trzeba było tego wszystkiego dzielić z kilkuset sąsiadami...



6 comments:

  1. Gosia do twarzy Ci z maluchem!
    A taki apartamentowiec jest teraz moim najwiekszym marzeniem!
    Dosyc loftow!

    ReplyDelete
  2. E, tam. Podejrzewam, że bardziej byłoby mi do twarzy z butami LV albo z nowym modelem Mercedesa ;)
    Nie, nie, nie! Takie apartamentowce zjadają duszę! A poza tym, to tak jak mieszkać w hotelu, tyle że nikt Ci łóżka nie ścieli!

    ReplyDelete
  3. serio?! Nie pomyslalabym...A moze ten Canon 1D ;-)
    Ja wiem...ale marzy mi sie w pelni zamykana sypialnia i spokoj.

    ReplyDelete
  4. Z ciekawosci gdybys miala do wyboru- buty i torebka LV czy aparat...co bys wybrala?

    ReplyDelete
  5. Pewnie, że aparat. Ale powiem szczerze, że o 1D nie marzę. W ogóle nie marzę o bardzo drogich rzeczach. Chodzić w butach LV bym się bała, jeździć Mercem bym się bała, wyciągnąć z torby 1D też. Myślę, że bardziej by mnie zniewoliły niż uszczęśliwiły. W ogóle z wiekiem dociera do mnie, że 95% rzeczy, które chciałabym mieć, wcale nie potrzebuję.
    Akurat spokój, to ostatnia rzecz, z którą ten apartamentowiec mi się kojarzy. Mieszkając tam musiałabym jeździć na wakacje, żeby wypocząć od domu ;)

    ReplyDelete
  6. Poprosze troche tej madrosci- choc musze sie pochwalic ze b. walcze ze swoja konsumpcja. I nawet mi wychodzi. Ale jestem tak na 50%.

    ReplyDelete

Tyler: Can I ask your name?
Ally: Anonymous.
Tyler: Anonymous? Is that Greek?