Straight American boys have one thing in common: a weakness for drinking trophies. It manifests itself in assortments of empty liquor bottles (usually picturesquely topping fridges and kitchen cabinets), or collections of either wine corks or beer caps.
Max's Taphouse entices a similar need in them. There are 140 beers on tap. You can imagine what such a beer list does to them... they want to check the beers all off! But there's one problem: the list changes daily!
We picked a perfect day to go there with R. and E. A limited edition of Black Hole from Mikkeller was on tap. It's an imperial stout that was aged in used barrels. And that is exactly what's exciting! There were 6 kinds of barrels: tequila, cognac, white wine, red wine, bourbon, and Scotch whisky. The 13% alc. imperial stout, which has strong notes of chocolate, vanilla, and honey, took on an aroma of the corresponding liquor. My strong favorite was the last one, aged in Scotch whisky barrels.
Amerykańscy chłopcy heterycy mają jedną wspólną słabość - alkoholowe trofea. Przejawia się to w zbiorach pustych butelek po mocniejszych alkoholach (zwykle malowniczo zwieńczających lodówkę lub kuchenne szafki), kolekcjach korków z wina lub kapsli z piwa.
Max's Taphouse wznieca w nich podobną potrzebę. Leją tam 140 rodzajów piwa. Możecie sobie wyobrazić co taka lista robi z chłopcami... piwa wypite trzeba odhaczyć! Jest tylko jeden problem: lista zmienia się codziennie!
Dobrze tego dnia trafiliśmy z R. i E. W menu była limitowana seria Black Hole z Mikkellera. Jest to imperial stout, który leżakował w używanych beczkach. I stąd nasza ekscytacja. Beczek było 6 rodzajów: po tequili, po koniaku, po białym winie, po czerwonym winie, po burbonie i po szkockiej whisky. 13-stoprocentowy stout, który ma silne nuty kawy, wanilii i miodu, w beczkach nabrał aromatu swojego poprzednika. Moim faworytem był zdecydowanie ten ostatni, z beczek po szkockiej.
When R., E. and I were hanging-out, our paths usually led through E.'s apartment. The scenario was usually: beer, work stories, music from vinyls, and the boys competing in racing games on a PS.
Kiedy spędzałam czas z R. i E., nasze drogi prowadziły przeważnie przez mieszkanie E. Scenariusz był ten sam: piwo, historie z pracy, muzyka z winyli i rywalizacja chłopaków w ścigankach na PS.
Milk & Honey is a market that specializes in locally sourced cheeses and meat. It serves sandwiches made with products that are also available for purchase. And it doubles as a popular coffee shop.
Milk & Honey to market, który specjalizuje się w lokalnie produkowanych serach i mięsie, i serwuje kanapki z produktami, które sprzedaje. Jest również popularną kawiarnią.
Aga and I met up at M&H for coffee, chocolate, and a little gossip.
Umówiłyśmy się w M&H z Agą na kawę, czekoladę i ploty.
We decided on a chocolate bar with sea salt and crushed coffee beans, locally made in Maryland. Salazon bars feature a picture of a salt farm instead of typical scores.
Stanęło na produkowanej w Maryland czekoladzie z solą morską i mielonymi ziarnami kawy. Zamiast podziałki na kostki, Salazon wybija na tabliczkach obrazek solnej farmy.
Już czcionka na witrynie Milk & Honey podpowiada, że to fajne miejsce;)
ReplyDeleteNie mogę się nie zgodzić. Zabawne jak to działa. Ta zasada zupełnie nie ma zastosowania do przybytków kuchni imigranckiej i do etykiet z butelek wina ;)
ReplyDeleteChyba też wybrałabym dla siebie stout po szkockiej.
ReplyDeletePrzechodziłam w tym roku obok domu brytyjskiego 'kolekcjonera' puszek po piwie - swoje trofea ustawiał wzdłuż całej szyby okna, przy 2 z 3 jego części. Może przeszkadzało mu słońce? :)
Czekolada i sól, to jedno z moich ulubionych połączeń. w końcu udało mi się znaleźć jedną z Lindt'a - gorzką z karmelem i solą ! niebo!
Jak miło wrócić do domu i czytać nowego posta, a w ogóle jak przeczytałam że dziś będzie R. to moje serce zaczęło szybciej bić! :):)
ReplyDeleteMaddie: Czyli to to kolekcjonerstwo to międzynarodowa tendencja ;)
ReplyDeleteBrzmi idealnie, muszę się za nią rozejrzeć!
Anonim: Pewnie równie miło, jak mi jest czytać nowy komentarz!
Dobrze, że R. tego nie czyta, już i tak ma wielkie ego (jak większość muzyków) ;)