Saturday, December 22, 2012

Day 24, part 2. Where the roar of the storm and the light breezes take the place of the organ's bass and treble.



We return a few hours later. There is nobody there.

For years, when looking at pictures of Bet Giorgis, I wondered how the church was entered. Do the worshippers climb down a ladder? Are they lowered on ropes? The truth turns out to be more practical (and less dramatic).


Wracamy kilka godzin później. Wokół Bet Giorgis nie ma prawie nikogo.

Przez lata, oglądając zdjęcia z Lalibeli zastanawiałam się którędy prowadzi droga do wnętrza kościoła. Czy wierni schodzą po drabinie? Czy opuszczani są na linach? Prawda okazuje się bardziej praktyczna (i mniej widowiskowa). 


The way to the church is a path cut in the rock. It runs deeper and deeper... 
Do podnóża kościoła prowadzi wykuty w skale wąski przesmyk. Biegnie głębiej i głębiej...

...until it gets swallowed by a dark pit...
... aż zostaje połknięty przez ciemną jamę...


...and spit out right in front of the entrance.
...i wypluty tuż naprzeciw wejścia.

Right from the tunnel one can access a room adjacent to the courtyard, where liturgical drums are kept. Tomorrow, it will look very different.
Z tunelu w skale można wejść do przylegającego do dziedzińca pomieszczenia z bębnami liturgicznymi. Jutro będzie ono wyglądało zupełnie inaczej.

Mummies of determined pilgrims who traveled to Bet Giorgis to expire.
Mumie zdeterminowanych pielgrzymów, którzy przybyli do Bet Giorgis aby właśnie tutaj wyzionąć ducha. 

The interior of Bet Giorgis is unexpectedly unimpressive and cluttered. There is nobody here neither, except for a priest and a church keeper.
Wnętrze Bet Giorgis jest niespodziewanie mało spektakularne i zawalone rupieciami. Tutaj również nie ma nikogo, poza księdzem i opiekunką kościoła.

When we leave, they leave as well. Bet Giorgis is now completely deserted.
Kiedy wychodzimy, wychodzą razem z nami. Bet Giorgis zostaje zupełnie sam.



Churches of Lalibela date back to the 12th century. According to the legend, king Lalibela was in his dream taken to heaven where an angel showed him a city of rock-hewn churches. Lalibela was to recreate it. What happened next? Well, there is many an answer. Some worshippers believe that the king himself hewed the churches out of the rock, after hours of his royal duties. Some believe that it was all done by angels, in one day. Realists assess that 40,000 people, including the best craftsmen and artisans of the era must have worked on the task. And Graham Hancock, the Scottish Erich von Däniken, suspects the involvement of... the Freemasons.

Kościoły Lalibeli powstały w XII wieku. Zgodnie z legendą król Lalibela został we śnie przeniesiony do nieba, gdzie anioł pokazał mu miasto wykutych w skale świątyni. Zadaniem Lalibeli było odtworzenie tego miasta na jawie. Co stało się później? Odpowiedzi jest wiele. Część wiernych wierzy, że król sam wykuwał je w skale po normalnych godzinach swojego królewskiego urzędowania. Część wierzy, że wykuły je anioły w ciągu zaledwie jednego dnia. Realiści wyliczają, że musiało pracować nad nimi 40000 osób, w tym najlepsi artyści i rzemieślnicy epoki. A Graham Hancock, szkocki odpowiednik Ericha von Dänikena, doszukuje się udziału... wolnomularzy.

No comments:

Post a Comment

Tyler: Can I ask your name?
Ally: Anonymous.
Tyler: Anonymous? Is that Greek?