Friday, December 14, 2012

Day 23. I’m not scared. I made back-ups of myself this morning.


At 6:45 we're stuck in front of the hotel awaiting the arranged cab. It doesn't show up. We're lucky, Spaniards we just met give us a ride to the airport. The fog is thick, flights will be delayed. We kill time playing cards. When searching our bags, the airport security guy steals my back-up camera battery

Flights in Ethiopia make multiple stops. The plane lands, somebody gets off, somebody gets on, the plane continues to another destination. We're shocked to spot shepherds on the runway. Fingers crossed that no animals get in the way of the taking-off plane. It's still foggy, so we don't get to see the Simien Mountains as we cleverly planned. Moments later we land in Lalibela.

On the way from the airport the minibus is silent. Even (ever-present) Spaniards are flabbergasted. We're all glued to the windows, taking in the views.

I wonder what it would be like to come to Ethiopia, change planes in Addis without leaving the airport and let this place make the first impression.

From our balcony (yes! we have a balcony! and hot water!) we can see a little piece of Bet Giorgis church. Bet Giorgis! I'm getting choked up. One of my dreams is coming true.


O 6:45 rano tkwimy przed hotelem w oczekiwaniu na umówioną taksówkę. Nie przyjeżdża. Szczęśliwie, poznani przed momentem Hiszpanie podrzucają nas na lotnisko. Gęsta mgła, loty będą opóźnione. Zabijamy czas grając w karty. Przy rewizji bagażu pracownik lotniska kradnie mi z plecaka zapasową baterię do aparatu. 

Loty w Etiopii są wieloczłonowe. Samolot ląduje, ktoś wysiada, ktoś wsiada, samolot leci dalej. Na pasie startowym z przerażeniem odkrywamy pastuchów. Mamy nadzieję, że nic nie wbiegnie pod koła startującego samolotu. Nadal jest dość mgliście, więc jednak nie widzimy Gór Simien jak cwaniakowaliśmy. Chwilę później już lądujemy w Lalibeli.

W drodze z lotniska w minibusie panuje zupełna cisza. Nawet (wszechobecni) Hiszpanie zapomnieli języków w gębach. Wszyscy przylepieni do okien podziwiamy widoki.

Zastanawiam się jakby to było przylecieć do Etiopii, w Addis bez opuszczania lotniska przesiąść się w samolot do Lalibeli i to temu miejscu pozwolić zrobić pierwsze wrażenie.

Z naszego balkonu (mamy balkon! i ciepłą wodę!) widać kawalątek wykutego w skale kościoła Bet Giorgis. Bet Giorgis! Czuję narastające wzruszenie. Właśnie spełnia się jedno z moich marzeń.


IMG_5223_3
I wasn't sure what to expect from Ethiopian Airlines. It turned out to be the best flight I'd ever been on (and definitely the shortest one).
Nie wiedziałam czego się spodziewać po etiopskich liniach. A okazało się, że to był najprzyjemniejszy lot jaki kiedykolwiek odbyłam (i bezkonkurencyjnie najkrótszy). 

IMG_5231_2
IMG_5236_3
IMG_5239_3
IMG_5242_3
IMG_5243_3
IMG_5246_3
IMG_5250_3
IMG_5256_3
IMG_5257_3
Lalibela airport. 6500 ft above sea level. 1 runway. 2 flights a day.
Lotnisko w Lalibeli. 2000 metrów n.p.m. 1 pas. 2 loty dziennie.

IMG_5258_3
We were very happy with this room but the balcony door did not lock so we barricaded it with one of the beds every time we were heading out. We also barricaded it before going to sleep. Whoever was staying below us must have hated our guts.

Byliśmy zadowoleni z tego pokoju, tyle że dało się zamknąć drzwi prowadzących na balkon. Barykadowaliśmy je więc łóżkiem przed każdym wyjściem. I przed pójściem spać również. Goście z pokoju pod nami musieli nas przeklinać.

IMG_5260_3
When we got to the hotel, the local market was just finishing up.
Kiedy dotarliśmy do hotelu, kończył się właśnie miejscowy targ.

IMG_5264_3
IMG_5270_3
People returning from the market and a sneak peek of the Bet Giorgis church. Can you spot it?
Ludzie wracający z targu i kawałek kościoła Bet Giorgis. Widzicie?

IMG_5277_2
This was a great meal. On the left, Lee's chicken fir-fir. Fir-fir (dubbed by us 'injera with more injera') is made with torn pieces of injera, soaked in butter, spices, sauce and sometimes mixed with meat, eaten with... injera. On the right, my bayonet with triangle pieces of strange injera-like white flour bread that we only came across this one time.

To był wspaniały obiad. Po lewej Lee fir-fir z kurczakiem. Fir-fir (nazywany przez nas również 'indżerą z indżerą') to porwane kawałki indżery wymamlane w przyprawach, maśle, sosie i niekiedy podane z mięsem, jedzone z... indżerą. Po prawej mój bayonet z trójkątnymi kawałkami dziwnego chleba z białej mąki przypominającego indżerę. Nigdy więcej się z nim nie spotkaliśmy.

IMG_5276_2

10 comments:

  1. Ten dziwny chleb jadłam na śniadanie w Marrakeszu.
    Piękne zdjęcia z samolotu! Ohh jak ja kocham takie widoki!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Wiem o którym marokańskim chlebie mówisz! Faktycznie są podobne, ale ten etiopski nie ma skórki (jak naleśnik).
      Chyba nigdy nie byłam tak przyssana do szyba jak podczas tego lotu.

      Delete
    2. W Marrakeszu też nie miał. Taki naleśnik(z jednej strony) z bąbelkami(z drugiej strony) i jakoś taki bez smaku. Jedynie okrągły był.

      Delete
  2. Imponujący tez zestaw po prawej, wegetariański ?
    czym była ta łososiowo-buraczkowa paćka pośrodku ?

    ReplyDelete
    Replies
    1. Tak, mało tego, wegański!
      Pośrodku (łososiowe) jest shiro (http://en.wikipedia.org/wiki/Shiro_%28food%29), podstawa postnego jedzenia w Etiopii. Można je dostać zawsze i wszędzie.
      A poniżej (buraczkowe) drobna soczewica w ostrym sosie. A propos buraków... są dość popularne w Etiopii (a w etiopskich restauracjach za granicą ani trochę!).

      Delete
  3. Hm, Etiopia kojarzyła mi się zdecydowanie bardziej z żółcią, pomarańczem i czerwienią.. a tu tyle zieleni, no proszę..;)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Etiopia jest tak zielona tylko podczas pory deszczowej! Nasz etiopski przyjaciel nieraz wskazywał po drodze na piękne zielone obszary i mówił: ' Za miesiąc-dwa będzie tu pustynia'. Ciekawie byłoby wrócić do tych samych miejsc w porze suchej.

      Delete
  4. wow, zielona deszczowa etiopia.. lubię patrzeć z góry na kraj do którego jadę, wtedy widać jeszcze więcej różnic niż z "dołu" ;) (ukardłam pierwsze foto na biurową tapetę :P)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ja też! To jedna z niewielu rzeczy, które potrafią mnie odciągnąć od wsłuchiwania się w niepokojące dźwięki sugerujące nadchodzącą katastrofę lotniczą ;)
      O, bardzo mi miło!

      Delete
  5. Pięknie wygląda z góry, na pewno z innej perspektywy równie zachęcająco! Zazdroszczę ;)

    ReplyDelete

Tyler: Can I ask your name?
Ally: Anonymous.
Tyler: Anonymous? Is that Greek?