The next morning, we got up before everybody else and had free breakfast at the hostel.
Następnego dnia wstaliśmy przed wszystkimi i wciągnęliśmy darmowe śniadanie w hostelu.
Krupówki is the main drag, usually very busy and very cheesy. Back in the day, typical souvenirs from Zakopane were wool sweaters and leather slippers. Now they are colorful gadgets, cheaply made, and produced in China, of course. Anyways, in the morning, it was still peaceful.
Krupówki są przeważnie bardzo zatłoczone i zawalone tandetą. Kiedyś typowymi pamiątkami z Zakopanego były wełniane swetry i kierpce, teraz jest nimi kolorowe badziewie, z Chin rzecz jasna. W każdym razie, rano było jeszcze pusto.
As we were catching a train home in the afternoon, we didn't have much time on our hands. We set out to climb Gubałówka, a small mountain overlooking the city.
Po południu już wracaliśmy do Krakowa, więc znowu nie mieliśmy zbyt wiele czasu. Postanowiliśmy wejść chociaż na Gubałówkę.
Podejście jest dość strome, ale krótkie.
We stopped half-way to catch our breaths. As you see, many stopped here before us. I swear, if I saw people do this, I'd make them eat it.
W połowie drogi zatrzymaliśmy się żeby odsapnąć. Jak widzicie, sporo osób przed nami zrobiło to samo. Odgrażam się, że gdybym kogoś przyłapała, kazałabym im te śmieci zjeść.
Naszym towarzyszem był Simon, którego poznaliśmy w hostelu. Spotkaliśmy się później w Krakowie.
Większość odwiedzających Gubałówkę wjeżdża na nią kolejką.
Ekipa właśnie wyruszała produkować śnieg.
We made sure Simon tried mulled beer.
Dopilnowaliśmy żeby Simon spróbował grzanego piwa.
In places like this, meatless options usually mean potatoes.
W takich miejscach dania bezmięsne to przeważnie ziemniaki.
Back in the city, we watched a group of friends take a plunge, one by one. They did not hesitate and screamed very little. Quite impressive.
Po powrocie do miasta oglądaliśmy grupę dziewczyn skaczących na bungy, jedna po drugiej. Nie wahały się ani trochę i mało krzyczały. Byliśmy pod wrażeniem.
Ostatni raz w Zakopanem byłam w listopadzie 2010 roku, krótki wypad z chłopakiem. Jednego dnia pojechaliśmy i drugiego wróciliśmy. Nigdy nie był, a chciał zobaczyć. I też zatrzymaliśmy się we Flamingo! Fajnie, że śniadanie tam to nie tylko tanie płatki z mlekiem. :) Ale widzę, że ten living room trochę się zmienił. ;)
ReplyDeleteNienawidzę ludzi za to śmiecenie.
ReplyDeleteoj...jestem w chwili obecnej. Smieci nie ma bo zakopane pod masa sniegu.
ReplyDeleteGrzane piwo obowiazkowo pijam bo jestem tak chora ze sam nie pamietam kiedy ostatnio bylam w takim stanie.
Byłam w Zakopanem 2 lata temu w styczniu, też byłam zniesmaczona tym badziewiem... No niestety tak to jest, gdy najważniejszym kryterium zakupu jest cena. Szukałam czegoś autentycznego na prezenty, i byłam skłonna wydać więcej, ale nikt potrzeb takich klientów nie zaspokaja. Nie mówiąc już o tym, że w kafejce, do której poszłam z 5-latkiem, i która ewidentnie była dla rodzin i pełna dzieci, była 'część' dla palących (na szczęście słyszę, że Pl, ładnych parę lat po UK, ma już powszechny zakaz palenia).
ReplyDeleteSzkoda, żę chińszczyzna nawet tam dotarła...i te śmieci...ludzie nigdy nie zrozumieją!!!. Fish&chips...do tego grzane piwo, na mrozie...to ja poproszę!
ReplyDeleteGrrr, blogspot wcisnął mi bez pytania nową formę komentarzy, i nawet używać jej nie mogę bo jest nieaktywna.
ReplyDeleteDouble N: Czyli tak samo jak my. Też byliśmy tylko na jedną noc. Tylko mogliby się postarać o nieco lepszą kawę. Kwaśna rozpuszczalna :( No, ale darowanemu koniowi...
Abs: Ja też. I za ten plastik.
Marta: Tak podejrzewałam, zły człowieku ;) Masz ochotę zrobić powtórkę z rozrywki kiedy Ci przejdzie? Zdrowiej!
Anna Maria: W Krakowie jest tak: albo tanie badziewie, albo droga ściema. No, ale tak się porobiło chyba wszędzie, nawet a od Indian w Andach można kupić chińskie wyroby. Najsmutniejsze jest to, że jest popyt. Poważnie, ludziom można wcisnąć najgorsze barachło.
A z zakazem palenia w Krakowie różnie jest. W wielu lokalach oficjalnie 'bez dymu' pali się tak jak dawniej. I te wydzielone części dla palących to często wielka ściema, bo granica między nimi to np. ściana z otwartymi drzwiami.
Agnieszka: U nas były placki i frytki, ale fish&chips nie pogardziłabym. I bez mrozu proszę!
LOL....mysle ze jak tak dalej bedzie padac to ja sie nigdy stad sie nie wydostane.
ReplyDeleteA propos chinskich wyrobow- w Nowej Zelandii bardzo podobaly mi sie pamiatki, ktore oznaczone byly jako Made overseas. Ladna nazwa na Made in China.
ReplyDeleteI jeszcze jedna rzecz- znalazlam ostatnio pantofle w Oslo, produkt "regionalny"...takie same mozna znalesc w Zakopanem.
Prosze, jak sie pieknie regionalizm rozciaga!
Gosia - dlatego nie pijam kawy w hostelach, bo wolę nie pić żadnej niż niszczyć sobie kubki smakowe. Kawa to musi być kawa!
ReplyDeleteDzyyys, 10 lat i trochę na śląsku,2w krk a ja nigdy w Zakopcu nie byłam :< boleję.
DeleteStara Kylie rządzi :D w ogóle ubóstwiam ten ejtisowy chłam ;)
Zdjęcia jak zwykle świetne!
ReplyDeleteW jakim hostelu nocowaliście?
P.S. Ładne getry:-)
Marta: Wcale mnie to nie dziwi, niestety. Tym bardziej warto wspierać lokalnych wytwórców, im jest w tym zalewie chińszczyzny coraz trudniej.
ReplyDeleteDouble N: Święta prawda. Ale z drugiej strony na wyjazdach przeważnie nie wybrzydzamy, oszczędzamy na wielu rzeczach. Tyle, że ta była wyjątkowo paskudna!
MM: To jedź dziołcha, jedź! ;)
Kameleon: Dzięki! W hostelu Flamingo: http://zakopane.flamingo-hostel.com/index.html