Sunday, August 8, 2010

I forget who it was that recommended men for their soul's good to do each day two things they disliked.

When we finally arrived at the Tangier port, we witnessed a blood-freezing scene. A furious man was screaming at a ticket office lady, a few others were trying to hold him back. We had no doubt that if he broke free, the glass window between him and the woman would be shattered, and a violent revenge would take place.

Kiedy w końcu dotarliśmy do portu w Tangerze, byliśmy świadkami mrożącej krew w żyłach sceny. Wściekły facet wrzeszczał na panią w kasie biletowej, kilku innych próbowało go odciągnąć. Nie mieliśmy żadnych wątpliwości, że jeśli udałoby mu się wyrwać, szklane okienko dzielące go od tej kobiety nie powstrzymałoby brutalnej zemsty.

I think I know what he was feeling because I was feeling the same. I was that guy, just deep inside. The sea travel was a horrible one. We arrived at the port on time to check-in for our 1pm ferry. Then we waited but it never came. Every port employee told us a different story. We were let through the terminal back and forth, phone calls were made, and eyebrows were raised in concern. Our ticket stubs were pulled and then stapled back together, and we went through the Spanish customs four times, all this while ferry after ferry was being boarded and leaving for Tangier, and we were not permitted on any of them. Finally, after 5 hours we boarded one, but it didn’t leave the port for another couple hours.

Myślę, że wiem co czuł, ponieważ ja czułam to samo. Ja byłam tym facetem, tyle że tylko w mojej głowie. Przeprawa promowa była koszmarem. Punktualnie zjawiliśmy się w porcie, żeby wejść na nasz prom o 13. Czekaliśmy, ale prom nie nadpłynął. Każdy pracownik portu mówił nam co innego. Byliśmy prowadzeni przez terminal w te i wewte, w naszej sprawie telefonowano i unoszono w konsternacji brwi. Nasze bilety zostały rozdarte, a potem ponownie złączone zszywaczem, przeszliśmy przez hiszpańską kontrolę paszportów cztery razy. W międzyczasie kolejne promy przypływały i odpływały do Tangeru, a nam nie wolno było wejść na żaden z nich. W końcu po pięciu godzinach pozwolono nam wejść na prom, ale nie opuścił on portu przez następne dwie.


This note written by an information desk worker was supposed to help. It didn't.
Ta notka od pani z informacji miała nam pomóc. Nie pomogła.

The travel was a bumpy one. People were getting sick all around us. When we finally arrived, there was an another surprise awaiting us: the new Tangier port was not in Tangier, but 45 minutes away by bus. While waiting for the bus, we made friends with a Moroccan couple coming home for vacation. They gave us directions to their favorite restaurant we visited later that night.

Morze było wzburzone. Wiele osób wokół nas chorowało. Kiedy w końcu dopłynęliśmy, czekała na nas kolejna niespodzianka - nowy port okazał się być nie w Tangierze, lecz o 45 minut od miasta. Czekając na autobus poznaliśmy marokańską parę wracającą do domu na wakacje. Powiedzieli nam o swojej ulubionej restauracji, a my udaliśmy się do niej tej samej nocy.



When we arrived in Tangier, it was already dark. A guide led us through the medina to our guesthouse. The host was concerned when we decided to head out to locate an ATM and get dinner. I guess after dark Tangier is not very safe for foreigners. He made it clear that we were to stick to the main streets in the medina or, better yet, avoid it all together.

Kiedy dotarliśmy do Tangeru, było już ciemno. Przewodnik poprowadził nas przez medynę do domu gościnnego. Gospodarz był zaniepokojony naszym planem spaceru do bankomatu i na obiad. Wygląda na to, że po zmroku Tangier nie jest specjalnie bezpieczny dla obcokrajowców. Nakazał nam trzymać się głównych dróg przez medynę, a już najlepiej w ogóle jej unikać.

I left my camera at the guesthouse, since it was dark out anyways, but regretted it when we found our way to the restaurant. It was lovely: a tiny place with just several tables, serving only a 5 course seafood prix-fix dinner. The menu doesn’t change. It was crowded with the locals (a good sign!) and we had to wait for a table. Decorations were sparse, tables were covered with sheets of paper, dishes were simple, and forks and spoons wooden. The food was the main focus here. It was simple but fresh and well seasoned. As for drinks, the only choice was delicious, bottomless freshly squeezed juice. First, there was fish soup, different kinds of bread, roasted peppers in oil, olives, and roasted nuts, then sizzling hot shrimp with tomatoes, spinach and garlic, cooked in a cast iron dish, followed by fish shashliks and a grilled flounder. Finally we were served fresh melon, and the big finale were huge ripe figs.

Zostawiłam aparat w domu gościnnym, bo i tak było już ciemno, ale pożałowałam tego gdy odnaleźliśmy drogę do tej restauracji. Była wspaniała - malutka, z tylko kilkoma stolikami i obiadem złożonym z pięciu dań z owoców morza. Menu się nie zmienia. Restauracja była pełna, pałaszowali w niej sami Marokończycy (dobry znak!), więc poczekaliśmy trochę na wolne miejsce. Minimalne dekoracje, stoły zwyczajnie przykryte papierem, zgrzebne naczynia, drewniane łyżki i widelce. Uwaga skupiała się tutaj na jedzeniu. Było proste, ale świeże i dobrze doprawione. Jedynym oferowanym napojem był pyszny, świeżo wyciśnięty z owoców sok, którego można było pić do woli. Pierwsza na stół wjechała zupa rybna, potem różne rodzaje pieczywa, pieczone papryki w oleju, oliwki i prażone orzechy, następnie skwierczące krewetki ze szpinakiem i czosnkiem zapieczone w żeliwnym naczyniu, poganiane przez rybne szaszłyki i flądrę z rusztu. W końcu kolej przyszła na świeżego melona, a ukoronowaniem posiłku były ogromne, dojrzałe figi.

Even though we didn’t drink, we walked the dark streets back to the guesthouse in a drunk-like euphoria. I already knew I loved Tangier. There’s something dangerously exciting about it. But the biggest surprise was how strangely familiar it seemed. It was almost like I had been there before, had walked those streets, had lived that life. I can’t explain why, but I swear I enjoyed even the smell of rotten produce after the markets closed.

Chociaż nie tknęliśmy alkoholu, to wracaliśmy ciemnymi ulicami zupełnie upojeni doznaniami wieczoru. Już wtedy wiedziałam, że kocham Tanger. Jest w nim coś podniecająco niebezpiecznego. Ale najbardziej niespodziewane było dla mnie to, jak znajomy się wydawał. Czułam się tak, jakbym już w nim kiedyś była, chodziła jego ulicami, żyła jego życiem. Nie potrafię wyjaśnić dlaczego, ale daję słowo, cieszył mnie nawet zapach gnijących warzyw pod zamkniętym targowiskiem.

6 comments:

  1. Musieliście zjeść dużo nerwów przy przeprawie promem...Ale chyba później zostało to Wam wynagrodzone?Spać w takim pokoju to pewnie przyjemność:)Pozdrawiam już z Przemyśla:)
    S.

    ReplyDelete
  2. Pieknie napisany post- szczegolnie czesc o jedzeniu i Tangerze!

    ReplyDelete
  3. swietnie Was przywitalo maroko! my nie mielismy az takich wrazen, choc w pierwsza noc sprobowalismy marokanskiej herbatki. takich slodkosci dawno nie pilam :)
    pozdrowienia
    ania i glowa
    ps. a gdzie teraz jescie? juz w domku?

    ReplyDelete
  4. Sabka: Zgadza się. Nie mogę uwierzyć, że się o jeden dzień minęłyśmy w Przemyślu! Lee wszystkim opowiada w jakim pięknym mieście był :-)

    Marta: Dziękuję!

    Ania i Głowa: Wróciliśmy dawno, dawno. I powinniśmy byli przyjechać na Święto Herbaty, ale przypomniało nam się dopiero pod koniec ostatniego dnia. Straszne z nas sieroty. Teraz jesteśmy w Krakowie. Pozdrawiamy!

    ReplyDelete
  5. ta promowa kiszka, to mi pachnie czymś co znam, miliardem spiętrzonych dupereli ktore najpierw doprowadzają do wewnętrznego wrzasku, potem do łez a na koniec do histerycznego smiechu...kilka razy w roku zdarza mi sie coś tak uroczego:) a knajpa którą opisalas brzmii cudownie! zwlaszcza ta zgrzebność, ahh! czemu w polsce ludzie nie rozumieją że dobre jedzenie to często proste jedzenie?

    ReplyDelete
  6. jezu ale jedzenie! pewnie byłabym totalnie podekscytowana siedząc w tamtej restauracji:D

    ReplyDelete

Tyler: Can I ask your name?
Ally: Anonymous.
Tyler: Anonymous? Is that Greek?