Traveling by bus in Morocco tends to be confusing. Unless you’re taking a bus operated by the country’s flag company, CTM, getting information and tickets for the other ones can be a challenge. But they are cheaper and run more often. They also don’t have A/C, but unlike buses in Poland, at least they keep their windows open.
Trudno się czasem połapać jeśli chodzi o podróżowanie po Maroku autobusem. Uzyskanie informacji i zakup biletów na autobusy przewoźnika innego niż największy w kraju CMT potrafi być nie lada wyzwaniem. Ale te autobusy są tańsze i częsciej kursują. Nie mają klimatyzacji, ale przynajmniej, w odróżnieniu od tych w Polsce, można w nich otworzyć okna.
We were starving. Instead of going out to eat, we decided to have a picnic. At the local market we picked up bread, olives, harissa, a pickled lemon, and walnut stuffed dates for dessert. We climbed to a scenic lookout by the kazbah (fortress) and had a great meal there.
Byliśmy głodni jak wilki. Zamiast wydawać pieniądze w restauracji, postanowiliśmy urządzić sobie piknik. Na targu kupiliśmy chleb, oliwki, harissę i kiszoną cytrynę, a na deser daktyle z nadzieniem z włoskich orzechów. Wspięliśmy się do punktu widokowego przy kasbie (fortecy) i tam zasiedliśmy do wspaniałego posiłku.
We let ourselves get lost in the medina, and when we found our way out, we headed to a wine bar at the upscale El Minzah Hotel (not pictured) to watch the second half of the Urugway-Netherlands game. When the check arrived (and we only had one drink each), we were reminded why we don’t frequent upscale hotels.
Pozwoliliśmy sobie zgubić się w medynie, a kiedy się odnaleźliśmy, udaliśmy się do winiarni w ekskluzywnym Hotelu El Minzah (zdjęć brak), żeby obejrzeć drugą część meczu Urugwaj - Holandia. Kiedy zobaczyliśmy rachunek (oboje wypiliśmy po jednym drinku), przypomniało nam się, dlaczego nie bywamy w ekskluzywnych hotelach.
Since our budget for the day just shrank considerably, instead of heading to dinner, we went back to the market. With a new bag of goodies we walked back to the guesthouse. Earlier in the day we enjoyed beers on the roof terrace and hoped to eat there, but it was occupied by other guests and we were not in a mood for noisy company.
Po nadszarpnięciu dziennego budżetu, zamiast na obiad, poszliśmy z powrotem na targ. Z torbą pełną nowych smakołyków wróciliśmy do domu gościnnego. Wcześniej tego samego dnia piliśmy piwo na tarasie na dachu i mieliśmy nadzieję zjeść obiad właśnie tam, ale byli tam już inni goście, a my nie mieliśmy ochoty na głośne towarzystwo.
We didn’t sleep well that night. A strong wind, that was blowing sand in our eyes all day, kept slamming the windows shut, waking us up time after time.
Tej nocy nie spaliśmy dobrze. Mocny wiatr, który przez cały dzień zasypywał nam piaskiem oczy, trzaskał przez całą noc okiennicami, budząc nas wielokrotnie.
Pięknie tam:)te ornamenty na ścianach,kafelki-cudo!Prawdziwa uczta dla oczu!Ale nie mogę patrzeć na te smakołyki,bo właśnie zastanawiam się"co na obiad?"i jak pomyślę co jest u nas w sklepach...Gosia,robisz mi tylko smaka;-)Co porabiacie teraz?Ściskam!
ReplyDeleteSabina
jedzenie wyglada bardzo smacznie! I teraz mam smaka na Maroko czyli mam oko na Maroko!
ReplyDeleteSabka: Dzięki! Maroko jest bardzo fotogeniczne. A znając Twój talent, napewno upichciłaś coś pysznego! W następnym poście wyjaśnię, co porabiamy :-)
ReplyDeleteMarta: Ja też mam oko na Maroko, bo mam straszny niedosyt. Przez trzy dni tylko je 'liznęliśmy'. Bardzo, bardzo chcemy wrócić.
pickled lemon?
ReplyDeleteIt's on of the staples of North-African cuisine. I always wanted to try it. I liked it at first, but after Lee said it tasted like a cleaning product, it was all I could think of ;-)
ReplyDelete