Sunday, August 15, 2010

Dzień trzeci. Lionel znowu tańczy. Odcinek 2.


A three hour long bus ride to Chefchaouen didn’t lack in adventures. Our bus had a fender-bender and knocked a side mirror off another vehicle. Never ending bargaining is an everyday thing in Morocco, so it took a good while before the bus driver and the lady who drove the car settled on a price. Finally they agreed and we proceeded. A winding road through the mountains eventually brought us to Chefchaouen.


Trzygodzinna podróż autobusem do Szafszawan nie obyła się bez przygód. Nasz autobus miał niewielką stłuczkę, w której utrącił innemu pojazdowi boczne usterko. Przeciągające się w nieskończoność targowania są w Maroku codziennością, więc trochę to potrwało zanim kierowca autobusu i kierująca samochodem kobieta dogadali się co do ceny. W końcu dobili targu i ruszyliśmy dalej. Krętą górską drogą dotarliśmy w końcu do Szafszawan.


A short climb up a steep hill later, we got to the Medina. I’m not sure if we would have found our way to the hostel if we didn’t run into its owner. The medina is very different from the one in Tangier. It’s smaller, cleaner, and the streets are even narrower. And there are not as many street hustlers.


Krótka wspinaczka stromym zboczem i dotarliśmy do Medyny. Nie jestem pewna czy udałoby nam się znaleźć nasz hostel, gdybyśmy nie spotkali po drodze jego właściciela. Medyna jest zupełnie inna niż ta w Tangerze - mniejsza, czystsza, z jeszcze węższymi uliczkami. No i zdecydowanie mniej jest w niej ulicznych naciągaczy.


To be continued.
C.d.n.

7 comments:

  1. ach, te niebieskie ulice!!!!
    PS: Jak sobie dajecie rade z naciagaczami?

    ReplyDelete
  2. Staramy się sprawiać wrażenie asertywnych i zawsze udajemy, że wiemy dokąd idziemy. Konsultacja mapy na ulicy to wielki wabik dla przewodników. Naganiaczom z restauracji mówimy, że właśnie zjedliśmy. Tym ze sklepów, że dzisiaj tylko zwiedzamy, kupować będziemy jutro. Najczęściej grzeczne 'la shukran' (nie, dziękuję) załatwia sprawę. Ale i tak Lee dał się naciągnąć na kupno dywanu, bo to jego słabość (chociaż w czasie podróży do Maroka nie mieliśmy od ponad roku domu i podróżowaliśmy przewrażliwionym na punkcie rozmiarów bagażu Ryanair ;-)

    ReplyDelete
  3. Miałam w tym roku w planie Maroko, ale już teraz mogę powiedzieć, że nie dam rady... Pięknie!

    ReplyDelete
  4. bardzo dobre rady. Musze przyznac ze jak bylam w Egipcie to mialam dosyc. Zreszta Andrew, ktory jest cierpliwy i tolerancyjny pod koniec pobytu wybuchal jak wulkan.

    ReplyDelete
  5. A ja się zastanawiam gdzie Wy teraz jestescie? Nadal w Polsce?
    I czy wiesz już moze, czy wyjdzie cos z Waszych nowojorskich planów?;>

    ReplyDelete
  6. Absolutely Abstruse: No to trzymam kciuki za następny rok! :-)

    Marta: No, bo to jest męczące. Ale muszę powiedzieć, że naciągacze narobili mi kompleksów lingwistycznych. Znajomość arabskiego, francuskiego, hiszpańskiego i angielskiego jest normą. Wielu zaskoczyło mnie również niezłym polskim, co skutecznie zniechęciło nas do naszej początkowej strategii 'Jesteśmy z Polonia i nic nie rozumiemy' ;-)

    Ula: I tak, i nie, najlepiej napiszę Ci na maila.

    ReplyDelete
  7. Cześć :)
    Kiedyś u nas w szkole był podróżnik i pokazywał zdjęcia właśnie z Maroka. A teraz Ty tam jesteś :) Bardzo podobają mi się zdjęcia uliczek z niebieskim akcentem. I oczywiście krajobrazy - niesamowite.
    Dziękuje za komentarz. Tak, podróżowanie to moje marzenie i sprawia mi dużo radości. Na razie cieszę się tymi małymi podróżami, ale w przyszłości też chciałabym znaleźć jakiegoś kompana podróży i wyruszyć w świat. Teraz powoli kończą się moje wakacje, ale zarezerwowałam sobie z bratem wycieczkę do Pragi, Wiednia i Morawskiego Krasu.
    Tak, myślałam sobie, że może powinnam mieć trochę większe zdjęcia, a teraz Ty mnie w tym utwierdziłaś. Chyba się więc za to niedługo zabiorę. Pozdrawiam :)

    ReplyDelete

Tyler: Can I ask your name?
Ally: Anonymous.
Tyler: Anonymous? Is that Greek?