Sunday, November 20, 2011

Day 1, part 3. Is fheàrr an t-olc a chluinntinn na fhaicinn.


It's hard to believe that the wonderfully gloomy Cowgate Street is only a block away from the polished main drag.
Trudno uwierzyć, że cudownie ponurą ulicę Cowgate od ugładzonego głównego traktu dzieli jedna przecznica.


Sin Club & Lounge occupies an old church building. If we were into clubbing, we would have definitely checked it out. I like adapted sacral architecture objects. Old Edinburgh churches house a hostel and a popular banquet venue as well.

Klub Sin urządzony jest w budynku kościoła. Gdybyśmy byli bywalcami klubów, to wybralibyśmy się na bank. Lubię architekturę sakralną przerobioną na inne cele. W dawnych edynburskich kościołach mieszczą się również hostel oraz popularna sala bankietowa.

Cowgate owes its name to the fact that cattle used to be herded through it to the nearby Grassmarket. In 18th and 19th century, it was a dangerous Irish slums area. The sense of sketchiness is still there.

Cowgate swoją nazwę zawdzięcza temu, że pędzono nią bydło na pobliski Grassmarket. W XVIII i XIX wieku była niebezpieczną dzielnicą irlandzkich slumsów. Wrażenie brudziku pozostało.

An apartment with the ceilings covered with pictures.
Mieszkanie z sufitem wyklejonym zdjęciami.




Undocumented: our visit to Tea Tree Tea, a tea shop that looks like it caters to old ladies and moms with babies in tow. What a strange place it was! It played rock music and had an über friendly barista singing along in a horrible voice. We had a mind-blowing coconut, caramel & milk chocolate bar there and I reminisced about it for days to come.

Nieudokumentowana: nasza wizyta w Tea Tree Tea, herbaciarni, która wygląda jakby wśród jej gości były głównie starsze panie i kobiety z dziećmi. Co za przedziwne miejsce! W głośnikach rock, a niesamowicie przyjacielski barista przyśpiewuje fałszując okropnie. Zjedliśmy tam kokosowo-karmelowego batona z mleczną czekoladą, o którym rozmyślałam przez kolejnych kilka dni.

Are you familiar with cask ales? For cold nights, when a pint of ice-cold beer does not quite tickle your fancy, cask ales are the way to go. They are unpasteurised, un(artificially)carbonated and hand-pumped from unrefrigerated casks in which live yeast lives. We had a couple of pints and some whisky, and played backgammon at Teuchters.

Znacie cask ales? W chłodne wieczory, kiedy kufel zimnego piwa nie brzmi zachęcająco, cask ales to genialna sprawa. Są niepasteryzowane, nie gazowane sztucznie i ręcznie pompowane z nieschłodzonych beczek, w których mieszkają drożdże. W Teuchers piliśmy cask ales, piliśmy whisky i graliśmy w tryk-traka.

The last stop of the night was Kebab Mahal, a little no-frill Indian place beloved by the locals for its food and late hours.
Ostatnim przystankiem tej nocy był Kebab Mahal, indyjski bar bez bajerów, uwielbiany przez lokalsów za pyszne jedzenie i długie godziny otwarcia.


We chowed down on some vegetable pakora, vegetable samosas, vegetable curry, and mixed pickles before stumbling down back to our hostel.
Pożarliśmy warzywną pakorę, wegetariańskie samosy, warzywne curry i mieszankę pikli, po czym zaczęliśmy toczyć się do hostelu.


14 comments:

  1. Fajny klimat ma ten nocny Edynburg. Taki trochę mroczny, XIX- wieczny, jak z powieści o Sherlocku Holmesie:-)

    ReplyDelete
  2. Śniadania jeszcze nie jadłam, ale po ostatnich dwóch zdjęciach szybko muszę to zrobić, bo już sobie wyobrażam jakie to dobre!

    ReplyDelete
  3. w nyc byłam w kościele przerobionym na centrum handlowe ;)
    sufit z fotami <3 w ogóle zaglądanie w okna mieszkań strasznie mnie kręci, zwłaszcza w takich miastach w których ludziom wyrasta kość inwencji w mózgu, a nie kość meblościankowa ;)

    ReplyDelete
  4. Kameleon: Dokładnie tak. Tego wieczoru, łażąc po mieście rozmawialiśmy o Kubie Rozpruwaczu, bo z nim kojarzyły nam się te klimaty. Co z tego, że miasto się nie zgadza ;)

    Abs: Haha. A miałam tych zdjęć nawet nie wrzucać, bo nie dość, że zrobione po pijaku (myślę, że widać ;), to jeszcze jedzenie już w połowie wciągnięte!

    ReplyDelete
  5. Bzu: Pluję sobie w brodę, że dopiero patrząc na zdjęcia wpadłam na to, że mogliśmy wejść na ten wiadukt i stamtąd podglądać! Staliśmy długo pod tymi oknami i jakoś nam to nie przyszło do głowy.

    ReplyDelete
  6. napisz proszę jak ustawiłaś parametry w aparacie, że wyszły Ci takie piękne zdjęcia nocą?

    ReplyDelete
  7. Asiu,
    Przysłona: 2.8
    Czas: 1/60
    ISO: 3200
    Pozdrawiam :)

    ReplyDelete
  8. Nie zaszumiło aż tak bardzo, jak na tak wysokie ISO...

    ReplyDelete
  9. dziękuję bardzo :) pozdrawiam :)

    ReplyDelete
  10. Anonim: Nie przejmuję się specjalnie szumem, choć pewnie powinnam. Mam niestabilną rękę, nie wyobrażam sobie podróży ze statywem, więc czasem tak wysokie iso jest dla mnie wyjściem.

    Asia: Nie ma sprawy :)

    ReplyDelete
  11. Uwielbiam te okolice. Niedaleko, na Candlemaker Row jest świetna księgarnia z książkami o designie: Analogue Books. Można tam też kupić ciekawe grafiki. Jest tez przykurzony antykwariat, w którym wypatrzyłam morawską gwiazdę o jakiej marzę, ale chyba taka sterta metalu i szkła nie przeszłaby niepostrzeżenie w moim bagażu podręcznym... Mogę się przynajmniej dalej ćwiczyć w minimalizmie ;). Milo się czyta Twoje spostrzeżenia z mojego ulubionego miasta. Pozdrawiam.

    ReplyDelete
  12. Hmm, kto wie? Podczas swojej pierwszej wizyty w Krakowie Lee był tak zakochany w mieście, że korzystając z remontu nawierzchni starówki, przywłaszczył sobie jedną kostkę brukową. Ogromną. Ochrona na lotnisku w Niemczech miała oczy okrągłe jak spodki kiedy bagaż Lee przejeżdżał przez rentgena. Zapytany, Lee beztrosko oznajmił, że wiezie 'kamień'. I go przepuścili.
    Ale zaraz, czemu nie można by przewozić gwiazd morawskich?

    ReplyDelete
  13. podoba mi się ta "przybrudzona", mroczna ulica. świetna na nocne zdjęcia. Sufit również zdobył moje serce, więc łączę się w bólu, że nie weszliście na wiadukt :) Może całe mieszkanie byłoby równie ciekawe.

    No i zgłodniałam !

    ReplyDelete
  14. Ha! No ale bruk z Krakowa to jest coś, muszę się zgodzić z Lee. Przynajmniej kamień nie ma ostrych kantów, gwiazda ma:
    http://www.kaboodle.com/reviews/moravian-star-lights
    Ale to jednak absurd. Kamień można, a akcesoriów do manicure już nie. Już widzę jak grupa terrorystów obezwładnia pilota nożyczkami do paznokci :). Jak w skeczu Georga Carlinga: czy facet z naprawdę wieeeelkimi dłońmi może latać samolotem?

    ReplyDelete

Tyler: Can I ask your name?
Ally: Anonymous.
Tyler: Anonymous? Is that Greek?