Walking down from the Calton Hill, we said goodbye to the setting sun. When we got to the Royal Mile, it was dark already. We set off towards the castle.
The Royal Mile is equally representative as it is fake. Souvenir shops, overpriced pubs, tour guides in 'historic costumes', little thrilling restaurants for tourists.
Darkness does the Royal Mile well...
Schodząc z Calton Hill pożegnaliśmy resztki zachodzącego słońca. Kiedy dotarliśmy do Royal Mile, było już ciemno. Ruszyliśmy w stronę zamku.
Royal Mile jest w równym stopniu reprezentacyjna, co udawana. Sklepy z pamiątkami, drogie puby, przewodnicy wycieczek w strojach 'z epoki', mało podniecające restauracje dla turystów.
Ciemności dobrze robią Royal Mile...
The castle is impressive. This was our only encounter with it. The castle towered above us for the next few days, but we never decided to go visit. We didn't see the famous Edinburgh vaults either. We avoided most of the biggest tourists attractions all together.
I'd love to visit the vaults one day, just without the dress up circus and without the cheap thrills of scaring the tourists. I'll also need to find a way to visit the castle for free, because I doubt I'll ever throw almost 50 bucks for two tickets.
Zamek robi wrażenie. To było jedyne bliskie z nim spotkanie. Zamek górował nad nami przez następne kilka dni, ale nie zdecydowaliśmy się na jego odwiedzenie. Nie zwiedziliśmy również w słynnych edynburskich podziemi. W ogóle ominęliśmy szerokim łukiem większość największych turystycznych atrakcji.
Podziemia chciałabym kiedyś zobaczyć, ale bez tej całej szopki z przebierankami i tanim straszeniem turystów. A co do zamku, to będę musiała znaleźć sposób jak wejść do niego za darmo, bo ponad 150zł za dwa bilety chyba nigdy nie przeboleję.
jej, jak pięknie! <3
ReplyDeleteNoc, noc noc! Zdjęcia nocy są najlepsze! :)
ReplyDeleterozbudzasz we mnie ochotę na powrót do edynburga!
ReplyDeletepamiętam te brukowane ulice..
Evutza: Bardzo dziękuję!
ReplyDeleteMarta K: :)
Maddie: Ja zawsze przeszukuję strony z tanimi biletami i łapię się na tym, że szukam wciąż biletów do Edynburga! Znaczy się, mam niedosyt :)
hmmm...klimatycznie.
ReplyDeleteodsłoniłam naklejkę z Dublinem: przez kilka lat mieszkałam na Smiethfield- konie stukały o bruk już od rana. i ten zapach.... :)))
cieszę się, że już zmieniłam dzielnicę- to jest tylko Turystyczny spektakl a coraz więcej Travellers'ów parcuje na full time charakteryzując się na różne eventy...
konie. wszyscy wiedzą co teraz tu się z nimi dzieje... mój znajomy: kiedyś rodzinna wypasiona stadnina a dziś rodzinne bankructwo- po kolei usypiają konie bo nie stać ich jz na nie....
ale się rozgadałam!
pozdrawiam i wszystkiego dobrego :*
Tak? Ja z kolei tej sztucznie ugładzonej twarzy Dublina zobaczyłam bardzo mało. To zasługa mojej przyjaciółki, która dobrze mnie zna i wie co mnie kręci, a co nie.
ReplyDeleteKraków pod tym względem jest strasznie męczący. Turyści, naganiacze, napompowane kawiarnie (choć to być może nie jest udawane, lecz dogłębnie krakowskie ;), pseudotoczytamto restauracje. Brakuje mi tej twarzy pośredniej, pomiędzy brudkiem a wygładzeniem!
Też nie byłam w zamku, kręciłam się tylko na dziedzińcu (i tylko w ciągu dnia).
ReplyDeleteJa się wspinałam za to na Arthur's Seat, też były super widoki. :)
My też się wspięliśmy, ale o tym będzie innym razem :)
ReplyDeleteZatem czekam. ;) I wrzucę swoje zdjęcia ze Szkocji. :)
ReplyDeleteAle piękne, nocne ujęcia. Ja Edynburg miałam okazję widzieć jedynie w dzień. Baaardzo żałuję.
ReplyDeleteDouble N: Właśnie ładują się zdjęcia na Twoim blogu, a ja przebieram nóżkami :)
ReplyDeleteKameleon: Mam wrażenie, że Edynburg jest wyjątkowo fajnie oświetlony. Trzymam kciuki za Twoje przyszłe nocne wędrówki :)