Thursday, July 7, 2011

Neighbor's side dish is always tastier.


A bus, a tram, a plane, a plane, a shuttle, a plane, a car. 1,5h of sleep in 48 hours, 3 or 4 drinks, lots of bad coffee, new bruises from the backpacks... But we made it!

Autobus, tramwaj, pociąg, samolot, samolot, kolejka, samolot, samochód. 1,5 godziny snu w ciągu 48 godzin, 3 albo 4 drinki, sporo kiepskiej kawy, nowe siniaki od plecaków... Ale dotarliśmy!


I'm behind with blogging, so today you're coming along on a day trip with us. A little while back, we went to the Polish and Czech Cieszyn. Too bad you can't get there quickly by train, otherwise we'd be visiting more often. We went by mini bus and won't be doing it again anytime soon. On our way there, somebody who was scared of fresh air closed the only cracked window (and the day was hot), somebody puked on the floor, and for the grand finale, the bus broke down stranding us on a highway. We ended up hitchhiking the rest of the way to Cieszyn. But if you can believe it, our way there was still way more pleasant than our way back!

A w ramach nadrabiania zaległości, zdjęcia z naszej jednodniowej wycieczki do polskiego i czeskiego Cieszyna. Szkoda, że nie da się tam dotrzeć pociągiem w sensownym czasie, bo jeździliśmy znacznie częściej. Pojechaliśmy busikiem i dlatego jeździć będziemy raczej rzadziej. W drodze do Cieszyna w naszym busiku otwarty był jeden lufcik (a dzień był upalny), ale zaraz ktoś przezorny starannie go zamknął, potem ktoś puścił pawia na podłogę, a na koniec busik się zepsuł, więc do Cieszyna ostatecznie dojechaliśmy stopem. Ale nieprawdopodobnie, ta podróż i tak była o niebo przyjemniejsza, niż droga powrotna!


The obligatory pit-stops of our visits to Cieszyn are: beer and pizza at Verdi, yerba mate at Dobra Cajovna, shopping at Vega and topinky at U Huberta. We started at Verdi.
Obowiązkowymi punktami każdej wizyty w Cieszynie są: piwko i pizza w Verdim, mate w Dobrej Czajowni, zakupy w Vedze i topinky U Huberta. Zaczęliśmy od Verdiego.




At the end of a school year (maybe around the highschool graduation?) classes post their pictures at the local store windows. The pictures have changed a lot since when I lived in Cieszyn. Photoshop is the king now.
Pod koniec roku szkolnego (może po maturze?) klasy zamieszczają zdjęcia na witrynach miejscowych sklepów. Zdjęcia bardzo się zmieniły od czasów kiedy mieszkałam w Cieszynie. Teraz króluje Photoshop.



On warm days, Dobra Cajovna is a true oasis.
W ciepłe dni ogródek Dobrej Czajowni to prawdziwa oaza.

The backgammon set was a mess but we managed to replace the missing pieces.
Tryk-trak był nieco wybrakowany, ale udało nam się zastąpić brakujące pionki.



U Huberta is a rough drinking hole we always visit. It has its unpolished charm.
U Huberta to taka troszkę mordownia. Ma pewien niewypolerowany czar.



We met up with Sabinka.
Spotkaliśmy się z Sabinką.


Topinky served at U Huberta are battered and fried rings of stinky Czech cheese, atop fried slices of bread rubbed with fresh garlic. Unfortunately, either topinky are not as good as they used to be, or the cook had a bad day.
Topinky serwowane U Huberta, to zanurzone w cieście i usmażone śmierdzące twarożki ołomunieckie na kromkach smażonego chleba z czosnkiem. Niestety albo topinky się pogorszyły, albo trafiliśmy na zły dzień kucharza.


10 comments:

  1. Dżizas! jestem w szoku !:D Właśnie sobie porównałam moją tablicę pamiątkową z tą powyżej :O Wygląda bardziej jak zdjęcia z agencji modelek.

    Siniaki na ramionach przerabiałam już wiele razy i za każdym razem obiecywałam sobie 'nigdy więcej tyle bagażu!',ale zdaje się,że gdy przychodzi pora pakowania,to o tym zapominam :D

    nie mogę się doczekać posta z USA :)

    ReplyDelete
  2. czeskie jedzenie przyprawia mnie o radosny zawrót głowy! bomba

    ReplyDelete
  3. Topinki to już niestety nie to samo :( A my nawet do Huberta dawno nie zaglądaliśmy! Może właśnie przez te niezbyt już smaczne jedzenie, a może się starzejemy :)
    Trzymajcie się tam i koniecznie się musimy w końcu spotkać! Jak już wrócicie dawajcie znać!
    Pozdrowienia
    Ania od Głowy :)

    ReplyDelete
  4. ojejku...na serio. Klasa chyba cala bedzie modelami i modelkami w przyszlosci...a my cieszylismy sie z witryny pamiatkowej z powycinanymi zdjeciami i naglowkami gazet. Coz...

    ReplyDelete
  5. Maddie: Z tyłu plecak, z przodu plecak, a na ramieniu ciężka torba, którą w tramwaju co chwilę 'łapałam' bicepsem. Siniaki całkiem jak ślady palców na wyszarpanej żonie. Wyglądamy teraz jak rodzina patologiczna ;)

    Agnieszka: Słowo daję, Czesi i Kurdowie robią najlepszą pizzę poza granicami Włoch.

    Ania: A jednak! Szkoda. Menu też inne (pizza u Huberta?!). I towarzystwo też było nieciekawe (agresywne polskie buraki). No mam nadzieję, że w końcu się zobaczymy :)

    Marta: Cieszę się, że mnie to ominęło. Gdyby fotograf kazał mi się trzymać za głowę jak Marianowi, to dostałby fangę w nos.

    ReplyDelete
  6. haha. właśnie przy zdjęciu mariana pomyślałam 'uł!przesadzili.' :D ale zapozowałabym,gdybym mogła zatrzymać auto!

    ReplyDelete
  7. Tak, popieram, witryna ze zdjęciami ocieka kiczem:].

    ReplyDelete
  8. Ojeeeeej, ale mi się miło zrobiło :) Powiem tylko, że gdyby ze Swarzędza do Cieszyna pociąg jechał choć troszkę krócej, niż 11 godzin.... też bym tam częściej jeździła :]

    A witryny ze zdjęciami to był dla mnie szok! Wyjątkowa tradycja, o której nigdzie indziej nie słyszałam.

    ReplyDelete
  9. Jak się nazywa to z czego pije Lee? :) Mieszkałaś w Ciesyznie? :D

    ReplyDelete
  10. Karolina: Lee pije z tykwy. Acha, mieszkałam tam przez 4 lata.

    ReplyDelete

Tyler: Can I ask your name?
Ally: Anonymous.
Tyler: Anonymous? Is that Greek?