For a change, here are some digital shots from my visit to Dublin.
Dla odmiany tym razem kilka zdjęć cyfrowych z mojej wizyty w Dublinie.
The monumental St. Nicholas church. Back at home, when I was searching online for some info on it, I came across pictures of it from different angles and, as it turns out, it does not look as impressive straight on. Not at all. I guess the profile is its forte.
Gmaszysko kościoła Św. Mikołaja. Szukając po powrocie informacji na jego temat w internecie, znalazłam jego inne ujęcia i okazało, że od frontu wcale nie wygląda tak imponująco. Wcale, a wcale. Czyli zdjęcia z profilu dobrze mu robią.
On day two, we were going to see the Howth Head's cliffs, but we missed our train. Before catching the next one, we stopped by the Science Gallery to get some coffee.
Drugiego dnia wybierałyśmy się zobaczyć klify na przylądku Howth, ale uciekł nam pociąg, więc w oczekiwaniu na następny wstąpiłyśmy do Science Gallery na kawę.
I didn't discover this oddity until I was looking through the pictures on my computer.
Dopiero oglądając zdjęcia na komputerze odkryłam to kuriozum.
The topics of the previous exhibits were very interesting. And I really wished we had enough time to see the current one. It was called Memory Lab and the visitors could participate in the experiments that were a part of the research done by Trinity College in Dublin. That time around the Science Gallery lost to the cliffs, but I'll be back for sure.
Tematy przeszłych wystaw są bardzo ciekawe. Bardzo żałowałam, że nie starczyło nam czasu na obejrzenie bieżącej ekspozycji. Dotyczyła ona pamięci, a zwiedzający mogli wziąć udział w eksperymentach prowadzonych przez dubliński Trinity College. Tym razem wygrały klify, ale do Science Gallery napewno jeszcze wrócę.
And here we're already returning from the cliffs. The pics from there will be in the next post. Oh, how I missed real ginger beer!
A tu już z klifów wracamy. Zdjęcia pojawią się przy okazji następnego posta. Tęskniłam za prawdziwym piwem imbirowym.
Miśka made me breakfast every day. Totally spoiled, I did not take it well when I later returned to the self-service breakfast reality in Kraków.
Miśka codziennie robiła mi śniadanie. Rozpuszczona jak dziadowski bicz ciężko przeżyłam powrót do krakowskiej śniadaniowej rzeczywistości samoobsługowej.
Świetne to czarno-białe ujęcie i te odbicia w okularach aaa! :)) Chętnie wzięłabym udział w jakiś eksperymentach :D Ale faaajne śniadanie! A Miśka mieszka tam? :)
ReplyDeleteDzięki! Tak, Miśka tam mieszka, co zdecydowanie dodaje Dublinowi punktów w rankingu fajnych miast ;)
ReplyDeleteta dłoń "w szklance" na piątym jest bardzo fajna:D
ReplyDeletei kocham muzea/wystawy, w których można się przetestować :) szkoda, że nie mogłaś wziąć udziału, jestem strasznie ciekawa jak to wyglądało dokladniej! :)
Następnym razem napewno pobawię się w królika doświadczalnego i zdam relację!
ReplyDeleteMiśka musi być równie pozytywną osobą jak ty!:) (przedostatnie zdjęcie traktuję jako dowód :D ) .. i Dublin też musi być fajny!
ReplyDeletekorzenie mnie intrygują. były tam jakieś prace remontowe?
Świetny efekt udało ci się uzyskać z tą trzecią ręką! :D czasem by mi się taka przydała jak np. czytam gazetę i piję kawe i jeszcze coś podjadam :D
Dla mnie już luksusem jest zrobiona dla mnie, pyszna kawa rano, gdybym do tego dostała jeszcze takie śniadanie, mmm..
zdjecia z jedzeniem zamieniaja mnie w glodne zombie.
ReplyDeleteIde atakowac lodowke.
Maddie: No pewnie, że Miśka jest superowa. Z innymi się nie przyjaźnię ;)
ReplyDeleteZ tego co pamiętam, to korzenie tam są tak same z siebie. Dzięki, choć efekt niezamierzony. I też przydałaby mi się trzecia ręka. Napisałam trzecia klepka, i to chyba prawda, dzisiaj rządzi kac i roztargnienie.
Marta: Tylko niech zombie się trzyma z daleka od cukru!