Sunday, September 5, 2010

I've got seven planets to destroy by the end of the day.


I freaking kid you not, even a medina is easier to navigate than Seville. I was sweaty, dehydrated, with a heavy backpack (hello, Moroccan blanket!), and I was about to lose it. We spent what seemed like forever, trying to figure out where we were. Finally, we made it to our destination: a place that claimed on its profile to be ‘the most beautiful apartment in Seville’. I sure hope this is not true, otherwise the Sevillanos live in some pretty mediocre places...


Nie żartuję, łatwiej odnaleźć się w medynie niż w Sewilli. Zgrzana, odwodniona i obładowana ciężkim plecakiem (ten przeklęty marokański koc!), bliska byłam rzucenia głową. Mieliśmy wrażenie, że w wieczność zajęło nam odnalezienie właściwej drogi. W końcu dotarliśmy do celu: mieszkania, które na swoim internetowym profilu ogłasza się jako ‘najpiękniejsze w całej Sewilli’. Jeśli to prawda, to mieszkańcy Sewilli mają dość kiepskie mieszkania...


As the siesta had already begun, we hurried to find a place that was still open and serving food. We found an unpretentious neighborhood bar, and we got full on simple food, and drunk just enough to wake up sober after a siesta nap.


Trwała już siesta, więc w pośpiechu udaliśmy się na poszukiwania otwartego miejsca, żeby coś zjeść. Znaleźliśmy bezpretensjonalny mały bar, gdzie zamówiliśmy proste jedzenie i wypiliśmy akurat tyle piwa, żeby po drzemce zupełnie otrzeźwieć.


Later we walked around the city, attempted to see a free flamenco performance (the room was full of sweaty Americans, we passed), got lost a few times, had a meal not worth mentioning, and learned that Seville is enjoyed best when you’re just sitting at a quiet square and just watching the people and the time pass.


Później spacerowaliśmy po mieście, próbowaliśmy obejrzeć koncert flamenco (bar był napakowany spoconymi Amerykanami, uciekliśmy), kilka razy się zgubiliśmy, zjedliśmy obiad, którego nie warto wspominać, i odkryliśmy, że najlepiej doświadczyć Sewilli siedząc na zacisznym placyku, zachłystując się ludźmi i chwilą.


Goodbye, Santa Maria...
Żegnaj Santa Maria...

On the left: The siesta meal. Bacalao (dried cod) sandwich.
Po lewej: Nasz posiłek podczas siesty. Kanapka z bacalao (suszonym dorszem).

And at this place we had the meal that will not be missed. We made up for it the next day.
A tu zjedliśmy ten posiłek, za którym nie będę tęsknić. Nadrobiliśmy to następnego dnia.

5 comments:

  1. achy i ochy!!! I nic wiecej nie trzeba!

    ReplyDelete
  2. All of your pictures are so gorgeous but something about the color and light in this set is really beautiful. I think I am amazed by the saturation of color even in night photos. Oh and I love bacalao! Smells terrible when you cook it but it's delicious

    ReplyDelete
  3. Marta: ;-)
    Aylea: I'm signing up for a cooking lesson with you!

    ReplyDelete
  4. Czesc ;) Podobają mi się te zdjęcia robione wieczorem.

    Też niestety nie wiem o co chodzi z tymi zdjęciami. Dodaję je przez program tinypic.com i już w dniu załadowywania zdjęć i dodawania ich na bloga zauważyłam, że właśnie część z nich jest ucięta do polowy. Próbowałam wtedy jeszcze raz, a wtedy ucięły się inne, które jeszcze przed chwilą były całe... Natomiast teraz, kiedy odczytywałam komentarza od Ciebie, też kilka zdjęć było uciętych, ale po wejściu na stronę po jakiejś minucie wszystko było już ok... Za to niektóre z wcześniejszego posta są teraz ucięte. Nie podoba mi się to.

    A na ostatnim zdjęciu, tak, to ja. Nie jest to najlepsze zdjęcie, ale chciałam mieć takie z kawą wiedeńską ;)

    Pozdrawiam

    ReplyDelete
  5. Czasem nawet piękne miejsce potrafi być okropne jeśli coś nie fajnego się zdarzy.Ale Sewilla i tak jest piękna twoimi oczami:)podobają mi się kafelki z moim imieniem;-)
    S.

    ReplyDelete

Tyler: Can I ask your name?
Ally: Anonymous.
Tyler: Anonymous? Is that Greek?