Saturday, July 31, 2010

Kiedy moi bracia i ja bawiliśmy się w Indian i kowbojów, ja zawsze byłem chińskim robotnikiem drogowym.


The morning in Gdańsk began with breakfast at the hostel, and a game of backgammon. I’ve got to say a few things here about the hostel - it was genius and the best one we’ve been to. If you ever plan a visit to Gdańsk (and you should!), you have got to stay at the Happy Seven Hostel.


Poranek w Gdańsku rozpoczął się śniadaniem w hostelu i partyjką tryk-traka. Muszę powiedzieć, że ten hostel jest genialny, najlepszy w jakim kiedykolwiek byliśmy. Jeśli planujecie wizytę w Gdańsku (a warto!), musicie zatrzymać się w hostelu Happy Seven.



A quick shot of our room - the Library.

Szybkie zdjęcie wnętrza naszego pokoju - Biblioteki.


On the way to the train station we stopped by at an old-fashioned hat workshop we found the night before.

Po drodze na dworzec wstąpiliśmy do upatrzonego poprzedniego wieczoru starodawnego zakładu kapeluszniczo- czapkarskiego.

The destination was the Teutonic Order’s castle in Malbork.

Celem podróży był krzyżacki zamek w Malborku.

My favorite spot in the castle - a trapdoor restroom, used to get rid of enemies who had to go.

Moje ulubione miejsce w zamku - kibelek z zapadnią do pozbywania się przyciśniętych potrzebą wrogów.

In the evening we made it to the city of Toruń and immediately set out on the search for a place to have dinner and watch the game. It turned out to be a very difficult task and eventually, we gave up and walked into a Native-American Steakhouse. An obvious mistake.

Wieczorem dojechaliśmy do Torunia i od razu ruszyliśmy w poszukiwania miejsca na kolację i mecz. Okazało się to wielce problematyczne i w końcu zrezygnowani wylądowaliśmy w indiańskim steakhousie. Jasne, że błąd.



Here I just have to share with my fellow Poles my frustration over the situation on the restaurant market in Poland. Trust me, you don’t wanna know.

Pozwólcie, że wyleję tutaj moje żale dotyczące sytuacji na polskim rynku gastronomicznym. Jestem poważnie sfrustrowana tym, że kuchnia polska jest najczęściej reprezentowana tylko i wyłącznie pierogami. Wkurza mnie, że wciąż wygrywa nieudolnie pozorowana egzotyka. To maltretowanie wyszukanych składników, z którymi kucharz nie wie co zrobić. Ta żałosna pretensjonalność! Poważnie, restaurację (rzekomo) serwującą kuchnię polską zdecydowali się nazwać Avokado? Avocado!?! Dlaczego niezależnie od profilu restauracji, czy jest ona (ponownie rzekomo) włoska, polska czy indiańska, w menu znajdzie się camembert z żurawiną, sałatka grecka i kebab? I te sztandarowe trzy sosy prosto z butelki podawane do wszystkiego: majonez czosnkowy, majonez z keczupem, keczup z kawałkami smutnych warzyw (niby, że to salsa?).

Ta ‘indiańska’ restauracja nie razi mnie bardziej niż restauracja ‘góralska’. W obu, słusznie chyba, poczułam się potraktowana jak idiotka. Nie, jasne, że nie oczekiwałam indiańskich specjałów, ale po steakhousie spodziewałam się kilku steaków plus prostych dodatków typu pieczone ziemniaki, chociaż tak naprawdę to wisi mi to, bo mięsa i tak nie jem. Ale jakiś czas temu w Gliwicach nabrałam się i leciałam z wywalonym jęzorem do budki ‘Chico Mexicano’ tylko po to, żeby odkryć, że nie serwują meksykańskiego żarcia. Libańska restauracja libańską kuchnią nie grzeszy. W indyjskiej restauracji w Krakowie na stół wjechały samosy z keczupem. Słowo daję, nic mnie już nie zaskoczy.

Ciekawa jestem, co Wy o tym myślicie.


Cowboys on the walls. Even kids know that if there are Indians, there have got to be cowboys.

Na ścianach kowboje. Przecież każde dziecko wie, że jak są Indianie, to kowboje też muszą być.

I swear, one of the menu items is called ‘Squaw’s Ecstasy on a Cactus’.

Poproszę Ekstazę Indianki na Kaktusie...

Trail of the Egyptian Merchants, or how to justify kebab on a Native American menu.

Pasaż Kupców Egipskich, czyli jak wmanewrować kebab w indiańskie menu.




10 comments:

  1. Jak byłam małą dziewczynką, to ekscytowały mnie restauracje. Ktoś podający jedzenie z przybraniem. Karta dań. Serwetki. Nerwowość półgodzinnego oczekiwania. Potem gdy zaczęłam odróżniać dobre jedzenie od zwykłego, moja fascynacja minęła bo w swoim polskim życiu chyba ze DWA razy spotkała mnie miła niespodzianka gastronomiczna. Smutek i żal. Teraz przepełnia mnie świadomość, że niewiele jest miejsc gdzie zjem lepiej niż w domu;)

    ReplyDelete
  2. Pamietam jakie wrazenie zrobil na mnie zamek w Malborku , gdy bylam jeszcze dzieckiem.
    Gdańsk kocham. Mam nadzieje,ze w tym roku uda mi sie byc tam nie tylko 'przejazdem'.

    Czesciej niz restauracje odwiedzam kawiarnie (a i tutaj niewiele z nich mnie czyms zachwycilo )Za duzo przyjemnosci czerpie z gotowania :) Chociaz ostatnio bylam w warszawskim Arsenale i sie nie zawiodlam. Chyba nie maja ta frytek i ketchupu. :D Za to caly czas chodzi mi po glowie Qchnia Artystyczna. Bylas moze ? :)

    I Wasz hotelowy pokoj byl naprawde swietny ! Zazdroszcze.

    ReplyDelete
  3. Pasaz egipskich kupcow! Mocne..a byla pizza od wloskich imigrantow?

    Popieram Cie w 100%. Jedzenie w Polsce specjalizuje sie w "pseudo" kuchni.
    Napisze o Zakopanem bo temat najbardziej znam. W Zakopanem nie ma dobrej restauracji!!! No moze Pstrag (dania rybne ale slynny sos czosnkowy jest takze).
    Pozatym 1000 restauracji serwujace te sama nieistnejaca w praktyce kuchnie goralska. I jak klony obija sie wnetrza drewnem aby stworzyc "charakter" amenu wyglada wszedzie identycznie.

    Jedyna warta odwiedzienia to Bakowa Zochylina- to miejsce zapoczatkowalo inne "goralskie" restauracje. Ale i tak pstrag z Morskiego Oka- ma z Morskim Okiem wspolnego tyle ile ja z Chinami.
    O restauracji meksykanskiej nie wspomne bo to dramat. Jesli ktos serwujacy dania meksykanskie nie umie zrobic normalnego guacamole to ja nie wiem co potrafi?!
    Jest jeszcze sushi, ale swieze ryby pod Tatrami, za wyjatkiem pstraga nie istnieja wiec troche boje sie tam isc.

    Jedyny ratunek to bar Grota- jesli bedziesz w Znem to idz!
    Tanio, polsko i szybko czyli miejsce na wymarciu!
    Tutaj wlasnie stoluja sie zakopianczycy. Oczywiscie wnetrza sa malo reprezentacyjne i nie ma "theme"-u ale za to nigdy nie mialam bolu brzucha po ich jedzeniu!

    ReplyDelete
  4. No właśnie! Dzięki, drogie panie :-)

    Bzu: Ja mam taką samą świadomość. Dlatego wolę raczej wydać na dobre produkty, a ugotować sama. Marzy mi się własna kuchnia (to już 14 miesięcy!)i gotowanie wielkich obiadów dla przyjaciół.

    Maddie: Nie byłam w Qchni, ale szanuję zasady pani Gessler i jeśli będę mieć okazję, to napewno się wybiorę. Warszawa tak daleko...

    Marta: Dzięki za sugestie! Zakopane nadal na liście miejsc do pokazania Lee. Wiesz, nie zdziwiłabym się gdyby te pstrągi były właśnie z Chin. A tanio, polsko i szybko to dokładnie to, czego szukam!

    ReplyDelete
  5. a macie jakas date na odwiedzenie Zakopanego?
    Co do pstragow to jest ewidentny false advertising- bo przeciez kazdy wie ze na terenie Parku Tatrzanskiego lowic, polowac i zbierac nic nie wolno.

    I pewnie masz racje- pstragi z Chin, tak jak zreszta 90% innych artykulow.

    ReplyDelete
  6. Nie mamy, w ogóle od kilku dni nic nie robimy, tylko przyklejeni jesteśmy do komputera w oczekiwaniu na wieści wyroczni (UJ) w sprawie naszych planów na najbliższy rok. A czemu pytasz? Wybieracie się może?

    ReplyDelete
  7. Tak, bede w PL we wrzesniu, z 2 tygodniowa przerwa!
    Choc bede sama Andrew musi pracowac ;-(

    ReplyDelete
  8. O, to może uda mi się wtedy wyciągnąć Lee do Zakopanego! Buuu dla niewyrozumiałej pracy Andrew.

    ReplyDelete
  9. no niestety.Ma 3 tygodnie urlopu i powodzenia!

    ReplyDelete
  10. I jakby co:
    spooky.marta@gmail.com

    ReplyDelete

Tyler: Can I ask your name?
Ally: Anonymous.
Tyler: Anonymous? Is that Greek?