Monday, December 5, 2011

Day 4, part 1. Help me put the hippo in the closet!




On Day 4, we went to the National Museum of Scotland. It's massive. You could explore it every day for a week and still have things left to see. There are large exhibits on the Natural World, Science & Technology, World Cultures, the History of Scotland, Art, and more. A mind-boggling total of 20,000 objects across 36 galleries.

The museum and I got off on the wrong foot though. I had hurt my heel and was not in the mood for jokes. I was looking for the restrooms and a sign directed me up a very long flight of steps. As soon as I made it up there, another sign directed me down the very long flight of steps.

Czwartego dnia poszliśmy do Muzeum Narodowego (National Museum of Scotland). Jest ogromne. Można by je zwiedzać codziennie przez tydzień i nadal mieć sporo przed sobą. Są wystawy poświęcone m.in. Przyrodzie, Nauce i Technologii, Kulturom Świata, Historii Szkocji, Sztuce. Wszystkiego razem: niewyobrażalne 20 tys. eksponatów w 36 galeriach.

Ale początki były trudne. Uszkodziłam sobie stopę i nie byłam w nastroju na żarty. Do łazienki pokierowała mnie tabliczka nakazująca mi wspiąć się po długich schodach. Kiedy tylko znalazłam się na ich szczycie, kolejna tabliczka nakazała mi zejść po długich schodach.

The Natural World exhibit was pretty awesome, despite the omnipresent cadavers.
Wystawa poświęcona przyrodzie była świetna, pomimo wszechobecnych trupków.



Man vs. Bird. If approached by this albatross, I wouldn't dare to not share my pretzels.
Człowiek vs. Ptak. Temu albatrosowi nie odważyłabym się odmówić precelka.


The curators definitely have a sense of humor.
Kuratorzy zdecydowanie mają poczucie humoru.


An exhibit on Día de Muertos.
Wystawa poświęcona meksykańskiemu Día de Muertos.

A casket like this makes me rethink my disdain for my funeral. How can you say 'no' to such sweet ride out of this world?

Taka trumna sprawia, że mam ochotę przemyśleć swój lekceważący stosunek do własnego pogrzebu. No bo czy można wzgardzić podróżą w zaświaty taką bryką?

The museum has some fantastic interactive exhibits (not pictured, as you can imagine, we were busy competing against each other). Our favorites were one with pots that you could lift lids off of and guess by smell what was cooking; and a reflex measuring game where you had to push in buttons on a large board, as soon as they became lit.

Muzeum ma fantastyczne interaktywne wystawy (zdjęć brak, jak możecie się domyślić, byliśmy zajęci rywalizacją). Naszymi ulubionymi były: zestaw garnków - po uchyleniu pokrywek trzeba było po zapachu odgadnąć, co się w nich 'gotuje'; oraz gra badająca refleks, polegająca na wciskaniu zapalających się na wielkiej tablicy przycisków.

This tiny two people (I think?) car is accessed from the front. It reminds me of my newest headache: Lee wants to buy a Maluch.
Do tego dwuosobowego (chyba?) samochodu wchodzi się od przodu. Moja najnowsza migrena: Lee chce kupić malucha (auto, nie dziecko).

A pretty apron, a bottle of wine and I'd be ready to cook in this kitchen from the 60's.
Ładny fartuszek i butelka wina, i jestem gotowa pichcić w tej kuchni z lat 60.

Yup, that's Dolly.
Tak, tak, to Dolly.

Handsome Freddy the Robot.
Przystojny Robot Freddy.

Kim's Mini Meals is a tiny restaurant run by a Korean family. As soon as we walked in, I knew it was gonna be great - we were the only non-Koreans. And great it was.

Kim's Mini Meals to restauracyjka prowadzona przez koreańską rodzinę. Od razu wiedziałam, że będzie świetnie - byliśmy jedynymi nie-Koreańczykami, a to fantastyczny znak. I świetnie było.

Kimchi jeon - an omelet-like pancake made with seafood and kimchi. I recreated it for lunch today.
Kimchi jeon - coś pomiędzy omletem a plackiem, z owocami morza i kimchi. Odtworzyłam go dzisiaj na lunch.

We knew one thing: we needed some comfort that only a big serving of hot soup can bring! Udon noodle soup with seafood hit the spot.

Wiedzieliśmy jedno: potrzebujemy ukojenia, które czasami przynieść może jedynie wielka micha gorącej zupy. Gar zupy z makaronem udon i owocami morza tę potrzebę zdecydowanie zaspokoił.


Later, we parted ways. Lee went to visit the University of Edinburgh and I headed to the Surgeons' Hall Museum, a wonderland of pathology specimen in jars, casts of diseased organs, and surgical instruments. Heaven. Unfortunately, picture taking is not allowed there.

Później nasze drogi się rozeszły. Lee udał się na Uniwersytet Edynburski, a ja do Surgeons' Hall Museum, tajemniczej krainy pełnej anomalii anatomicznych w formalinie, odlewów zniekształconych organów oraz narzędzi chirurgicznych. Patologiczny raj. Niestety raj, w którym nie można robić zdjęć.

9 comments:

  1. świetny ten sweter z owcami i wycofuje co na jego temat powiedziałam ;) a maluch (fiat 126p) jeśli stanie się Waszym przestanie być banalny

    ReplyDelete
  2. Sweter wybacza ;) Ale proszę mi tu chłopa nie zachęcać motoryzacyjnie!

    ReplyDelete
  3. Gosia odbieram Cię jako kreatywną osobę, czy mogłabyś mi udzielić rady? Chcę kupić prezent dla 23 letniej kobiety (studentka, żona, mama rocznej dziewczynki), ale zupełnie brakuje mi pomysłu. Nie znam jej zbyt dobrze, tym bardziej mam z tym kłopot - nie mogę kupić książki, ani płyty, bo nie znam jej gustu. Chciałabym wybrać coś ciekawego i właśnie kreatywnego. Pomożesz? :)

    ReplyDelete
  4. Hmm, ciężka sprawa, bo zdaje się, że nie znasz tej osoby za dobrze? Ja lubię dawać/dostawać jedzenie, ale zastanawiam się czy wypada jedzeniowe DIY dać komuś, z kim nie jest się w miarę blisko? Zrobione od początku do końca (np. chutney!) albo zmodyfikowane (np. smakowe masła orzechowe, sery w zalewach itp.) plus fajne szklane opakowanie to fajny prezent i frajda tworzenia.
    Wino jest zawsze mile widziane, ale to żaden wielki myk kupić butelkę. Może dobrać do niego kawałek fajnego sera? Alma ma duży wybór.
    Myślę, że z jedzeniowymi prezentami w okolicach świąt ważne jest, żeby mogły spokojnie poczekać, aż przejdzie wielkie przejedzenie :)
    W Stanach lubiłam kupować na prezenty kinowe vouchery, ale w Krakowie znalazłam je tylko w mało nastrojowym Cinema City (aaa! nie wiem skąd piszesz!). To byłby fajny prezent bo dzień wykorzystania nie jest określony, a wiadomo, jak jest jak się ma w domu roczne dziecko.
    Nie wiem co jeszcze... kosmetyki wydają mi się trochę bezduszne, a z rzeczami do domu trzeba znać gust obdarowywanej osoby.

    ReplyDelete
  5. Oj a szkoda! Formalina rules ;-)))) No nie bardzo, ale zdjecia bylyby swietne.
    Tez mam kuku na punkcie koreanskiego jedzenia
    Bylam w zeszly weekend w Toronto no i oczywiscie musialam sie najesc w mojej ulubionej koreanskiej restauracji.

    ReplyDelete
  6. Piszę z Krakowa :P Jedzeniowe prezenty są super, tylko właśnie nie wiem co lubi itd... ale pomyślę o tym :) Znalazłam, też parę ciekawych drobiazgów w home&you i flo więc może tam spróbuję, ale tak jak napisałaś do tego pasowałoby znać gust danej osoby... Spodobał mi się bardzo pomysł wina+sera. Masz jeszcze jakiś pomysł kulinarny? Sorry że tak ciągnę, ale naprawdę w tej materii wydajesz mi się wprost i-d-e-a-l-n-ą osobą do czerpania inspiracji :)

    ReplyDelete
  7. Marta: Polecam w takim razie Mütter Museum w Filadelfii. Lee puka się w głowę, ale mnie od zawsze fascynują syjamskie bliźniaki, deformacje, medyczne ciekawostki.
    Życzę znalezienia nowej ulubionej w Montrealu!

    Anonim: Bardzo mi miło :) Może własnoręcznie przygotowana mieszanka przypraw? (Na Starym Kleparzu jest stoisko, na którym możesz tanio kupić wszystko czego potrzebujesz) Albo DIY herbatka ziołowa? Albo muesli? Albo sos bbq? Albo wszystkie składniki do grzańca plus pięknie wypisany przepis?

    ReplyDelete
  8. Postawiłam na ser i wino :) Dzięki wielkie za pomoc!

    ReplyDelete
  9. Moj znajomy, Juno- koreanczyk z pochodzenia raczej nie jest zachwycony tutejsza koreanska. Jak narazie znalezlismy swietna japonska, wiec dobry poczatek jest!

    ReplyDelete

Tyler: Can I ask your name?
Ally: Anonymous.
Tyler: Anonymous? Is that Greek?