The two weeks we spent in Watertown after moving away from Baltimore went by so terribly fast. While the family was away on vacation, we watched after the dogs, watched after the house (it's unbelievable how much floor-lining hair two dogs can produce in 24 hours; at this rate they should be bald within a week, how are they not?!?), did a successful apartment hunt, watched shameful amounts of TV shows (what! don't judge us! not everyday we have access to On Demand, or TV at all for that matter), and ate. Lots.
Watertown has a huge Armenian population. There are Armenian schools, Armenian churches, Armenian clubs, Armenian businesses and, most importantly for us, Armenian grocery stores. Let me tell you, an Armenian grocery store holds more treasures than the Louvre: hummus, baba ghanoush, jajek (cucumber and strained yogurt dip), tabbouleh, bean salads, falafel, roasted eggplant... And then there are olives, pickled artichokes, various breads, rose ice cream, and some of the best feta I've ever had. And don't even get me started on the pastries...
| Dwa tygodnie, które po opuszczeniu Baltimore spędziliśmy w Watertown upłynęły nam dramatycznie szybko. Rodzina była na wakacjach, a my opiekowaliśmy się psami i domem (nieprawdopodobne jakim dywanem sierści potrafi zasłać podłogę para psów w ciągu doby; przy takim tempie zrzucania kłaków powinny być łyse w ciągu tygodnia, dlaczego nie są?!?), polowaliśmy na mieszkanie (udało się), spędzaliśmy skandaliczną ilość czasu na oglądaniu telewizji (co! nie osądzajcie nas, nie na co dzień mamy dostęp do telewizji, a co dopiero VOD) i jedliśmy. Dużo. W Watertown mieszka duża mniejszość ormiańska. Są tu ormiańskie szkoły, ormiańskie kościoły, ormiańskie kluby, ormiańskie biznesy oraz, najważniejsze!, ormiańskie sklepy spożywcze. Zaprawdę powiadam, więcej w nich skarbów niż w Luwrze: hummus, baba ghanoush (pasta z bakłażana), jajek (dip z odsączonego jogurtu i ogórków), tabbouleh (pietruszkowo-miętowa sałatka z bulguru), sałatka z fasoli, falafel, pieczony bakłażan... A do tego oliwki, marynowane karczochy, przeróżne rodzaje pieczywa, lody różane i jedne z najlepszych serów feta jakie kiedykolwiek jadłam. O słodyczach nawet nie wspomnę... |
I am really drawn to numbers written out as words, so I regularly lingered in front of this house. Watertown always seems quiet and sleepy. The social life takes place in the backyards and on the back porches. I was wondering if I was committing a faux pas by hanging out on the front porch (a pile of dog shit left one day next to it suggested I was). | Lubię kiedy liczby zapisane są jako liczebniki, więc często zatrzymywałam się przed tym domem. Watertown zawsze wydaje się ciche i senne. Życie towarzyskie toczy się w ogrodach i werandach na tyłach domów. Zawsze zastanawiałam się, czy popełniam nietakt spędzając czas na ganku od strony ulicy (góra psiej kupy pozostawiona pewnego dnia tuż obok sugerowała, że chyba jestem na dobrym tropie). |
Jack.
Do you remember the police manhunt for the Boston marathon suspects that turned into a major shoot-out and a bomb throwing spectacle? Well, it all happened right before our family's house. If you watched TV coverage, then you probably saw our family being interviewed after they were evacuated from their house by a SWAT team. 4 months have gone by but there are still clear reminders of what took place - the pavement is still dark where the bombs exploded, there are bullet holes, and unrepaired dings. One day Lee went on the front porch, unaware that he walked into the frame of an interview. We spent next half an hour eavesdropping and spying from between the blinds. |
Pamiętacie policyjną obławę na braci podejrzanych o zdetonowanie bomb podczas Maratonu Bostońskiego, która zmieniła się w wielką strzelaninę i rzucanie bombami? To wszystko wydarzyło się tuż przed domem naszej rodziny. Jeśli oglądaliście wtedy telewizyjne relacje, to prawdopodobnie widzieliście wywiad z naszą rodziną, przeprowadzony po tym jak z domu ewakuowała ją jednostka SWAT. Upłynęły cztery miesiące, ale nadal są wyraźne ślady tego, co miało tam miejsce - chodnik znaczą ciemne smugi w miejscach gdzie eksplodowały bomby, są dziury po kulach i niezreperowane uszczerbki. Pewnego dnia Lee wyszedł na ganek, nieświadomy tego, że wlazł w kadr filmowanego właśnie wywiadu. Następne pół godziny spędziliśmy podsłuchując i podglądając zza żaluzji. |
Right before leaving Baltimore, we scored a nice old dresser from a neighbor who was moving to California and taking with him only what fit in his car. Lee sanded its ugly brown top by hand. | Nasz sąsiad z Baltimore przeprowadzał się do Kaliforni i zabierał ze sobą tylko to, co mógł upchnąć w aucie. Otrzymaliśmy od niego świetną starą komodę, a Lee ręcznie oszlifował jej szpetny brązowy wierzch. |
Moma.
We got together with Adam and Pete who, since our March visit to Boston, have moved into their new place. It's quite unusual, more on it soon! | Spotkaliśmy się z Adamem i Petem, którzy od czasu naszej marcowej wizyty przeprowadzili się w nowe miejsce. Jest zupełnie niecodzienne, więcej o nim wkrótce! |
An Ethiopian junky's quest to get a fix was a let down. 6 restaurants in Boston area, 4 left to try out, can I pleeeaaaase find one that does not suck. | Próby zaspokojenia etiopskiego nałogu skończyły się rozczarowaniem. W Bostonie i okolicach jest 6 etiopskich restauracji, do przetestowania pozostały mi 4. Błaaagam, czy choć jedna może nie być porażką. |
O kurcze, czyli byliście w centrum wydarzeń!
ReplyDeleteA co do restauracji.. może jest cos w tym, że te same rzeczy, ale w innym miejscu nie smakują już tak samo i to wcale nie o smak/jakość chodzi..?
Nie my, nasza rodzina! W kwietniu nie było nas już/jeszcze w Bostonie.
DeleteTrafna uwaga, tyle, że ja nie porównuję z Etiopią, tylko z restauracją Dukem w Baltimore, która jest dla mnie dowodem, że można. Kilka razy znaleźliśmy prawdziwie dobre jedzenie, m.in. w Sztokholmie i w LA, ale zwykle jestem rozczarowana. Od tygodnia codziennie gotuję etiopskie dania w domu. Cholera mnie bierze, bo nie smakują tak jak powinny, ale wierzę, że przy moim uporze kiedyś będą.
A to nie doczytałam :)
DeleteTo też jest fakt. Mam czasem wrażenie, że restauracje liczą, że ich goście nie jedli nigdy tej kuchni w oryginale i nie mają porównania. W Warszawie jest jedna jedyna restauracja portugalska i to co w niej serwują, szczególnie sztandarowe dania kuchni portugalskiej, niestety nawet nie stało przy tym co z Portugalii znam...
To doskonale wyjaśniałoby sytuację, gdyby nie to, że w niemal każdej etiopskiej restauracji większość klienteli stanowią Etiopczycy!
DeleteA ta warszawska restauracja jest prowadzona przez Portugalczyków?
Tak. Ale niestety pod "polskie gusta" jak kiedyś wyjasnił właściciel..
DeleteAch no tak, wszystko jasne. To tak jak chińszczyzna w Stanach, albo indyjskie samosy z keczupem w Krakowie...
DeleteWiesz czemu tak bardzo lubię Cię czytać i oglądać? Bo wydaje mi się, że w waszym życiu jest niezwykle dużo życia.
ReplyDeleteNie... po prostu te mniej żywe momenty nie trafiają na bloga!
DeleteUmarłam ze śmiechu jak czytałam o zaglądaniu zza żaluzji, świetna fotka! Jak Lee skończy odnawiać komodę to ją pokażecie? My z Michałem uwielbiamy odnawiać stare drewniane przedmioty, a później cieszyć się ich nowym blaskiem:-)!
ReplyDeleteJest gotowa, tzn. zależało nam tylko na oszlifowaniu i polakierowaniu (pobejcowaniu? no w każdym razie bezbarwna warstwa) blatu, reszta jest taka jaka była, czyli widać, że sporo przeszła. Pewnie pojawi się na zdjęciach kiedy obfotografuję mieszkanie.
DeleteZgłodniałam ;)
ReplyDeleteTak, jak masz zwierzęta w domu to sierść fruwa i jest wszędzie..