Weather observations made during my nocturnal flee hunt make us doubt if our tent would withstand the hours-long downpour. Even if so, we would have flooded anyways since we have nothing to entrench ourselves with. We decide to go to the mountains but to return to Lalibela for the night.
A week ago in Gondar, we ran a few times into this nice couple and regretted that we did not make friends with them. Soon, we had another chance - we ran into them again, this time in Lalibela, at breakfast. Peter and Sabrina are from Vienna. We all quickly decide that we'll go hiking together.
Obserwacje pogody poczynione podczas nocnego polowania na pchły sprawiają, że zaczynamy mieć wątpliwości czy nasz namiot wytrzymałby kilka godzin silnej ulewy. Nawet jeśli tak, to i tak pewnie podtopiłoby nas, bo nie mamy się czym okopać. Postanawiamy iść w góry, ale na noc wrócić do Lalibeli.
Tydzień temu w Gondarze wpadliśmy kilkakrotnie na sympatyczną parę i żałowaliśmy później, że się nie zapoznaliśmy. Okazja pojawia się jeszcze raz, bo wpadamy na nich po raz kolejny tym razem w Lalibeli, przy śniadaniu. Peter i Sabina są z Wiednia. Szybko wspólnie decydujemy, że w góry pójdziemy razem.
The approach is at times very steep and very tiresome, as we're walking on rocks, mud and boulders submerged in streams. A focused, careful 4.5 mile-long climb is wearing us out.
Podejście jest chwilami bardzo strome i bardzo męczące, bo idziemy po kamieniach, błocie, zanurzonych w strumieniach głazach. 7 kilometrów pod górę w ciągłym skupieniu daje nam nieźle po tyłkach.
A construction of a 'hotel village' modeled on traditional tukul huts. A few years back, Bill Clinton stayed in a similar one in Lalibela. You can see true tukuls a few pictures below.
Budowa 'wioski hotelowej' wzorowanej na tradycyjnych chatach tukul. W podobnej zatrzymał się kilka lat temu w Lalibeli Bill Clinton. Prawdziwe tukule możecie zobaczyć kilka zdjęć poniżej.
Muchaw with rolled leaves up his nose, hiding behind a eucalyptus.
Muchaw ze zwitkami liści w nosie, ukrywający się za eukaliptusem.
We are passing a quiet village on our way.
Mijamy po drodze cichą wioskę.
Mijamy po drodze cichą wioskę.
Muleteers. This is how tourists usually get to Asheton Maryam.
Poganiacze mułów. W taki sposób turyści zwykle docierają do Asheton Maryam.
The road takes us along this rock wall. This is the most pleasant, flat part of the hike. We're now 13,000 feet above sea level.
Droga prowadzi wzdłuż tej skalnej ściany. To jest najprzyjemniejsza, płaska część wędrówki. Jesteśmy już prawie na 4000 m. n.p.m.
A narrow pass hidden in the rock leads to Asheton Maryam. The interior is very raw, almost a cave turned temple. Yet the church's treasures are impressive: several processional crosses, a prayer calligraphed on goat skin and a thousand year-old Bible that, were it in our part of the world, would be locked up behind the thick glass of a display case, and here it enjoys the freedom of lounging on the rock floor, in the company of other valuables and a priest's feet.
Do Asheton Maryam prowadzi wąski przesmyk ukryty w skałach, a wnętrze okazuje się być bardzo surowe. Ot, prawie jak jaskinia przerobiona na świątynię. Imponujące są za to skarby kościoła: liczne krzyże procesyjne, modlitwa wypisana na koziej skórce i tysiącletnia Biblia, która w naszej części świata zamknięta byłaby za grubą szybą muzealnej gabloty, a tutaj cieszy się swobodą i wyleguje na skalnej podłodze, w towarzystwie innych precjozów i księżych stóp.
The entrance.
Wejście.
Wejście.
The interior.
Wnętrze.
Wnętrze.
The rain is coming. The Austrians and Muchaw decide to start heading back to Lalibela. We stay behind to take the views in a little longer and to talk to the priest. The chat is nice but our relationship gets defined quite bluntly when, while saying goodbye, I reach to shake his hand and instead he pulls mine towards the money box.
Lee is napping under a rock ledge and I stay up worrying that the ledge will crush us. Then we start walking back. We're marching perkily, the fog is creating curious shapes, it's beautiful, it's mysterious. Nothing announces the adventure that's awaiting us.
Zanosi się na deszcz. Austryjacy i Muchaw postanawiają wracać do Lalibeli, a zostajemy żeby pogapić się jeszcze na świat z góry i pogadać z księdzem. Miło nam się rozmawia, choć to, że kiedy na pożegnanie podaję mu rękę, to on, zamiast ją uścisnąć, pociąga ją w stronę skarbonki dość dosadnie definiuje naszą relację.
Lee drzemie pod skalnym nawisem, a ja zamartwiam się, że nawis na nas spadnie. Po drzemce ruszamy w drogę powrotną. Maszeruje nam się dziarsko, mgła tworzy zadziwiające kształty, jest pięknie i tajemniczo. Nic nie zapowiada oczekującej nas przygody.
'Our' ledge.
'Nasza' półka.
Somewhere, we take a wrong turn. Soon, we discover that we ended up on the wrong side of the mountain.
And then we suddenly realize that we have accidentally entered somebody's property where we become targeted by 2 vicious dogs and 2 equally vicious children. The situation is quite comical but we're too terrified to laugh. We're stuck in a narrow passage surrounded by tall stone walls, on on side cut of by the screaming children, on the other by growling dog number 1 and this is when dog number 2 appears. It's a blind oldie, barely keeping his balance but he locates us by the smell and also takes a combative position.
We're saved by a women lured out of the hut by the commotion. She yells at the kids and they in turn chase away the dogs by unceremoniously hitting them with rocks. We continue in the direction pointed by the woman. The mud is deeper and deeper. Soon, we lose our path in it.
A young farmer comes to our rescue. He tells us to follow him. We're sinking ankle-deep in the sticky, thick mud. It starts to rain. I stop looking where I step and instead fix my eyes on the thin legs moving fast ahead of me and bare feet, the biggest feet I have ever seen. Finally we reach a place we recognize from the hike with Muchaw. We thank the farmer.
We reach Lalibela exhausted, soaked and grimy. Muchaw laughs and leads us to a local restaurant. We pay the local price: 36 birr ($2) for food and cokes for two.
W którymś momencie źle skręcamy i wkrótce odkrywamy, że wylądowaliśmy po przeciwnej stronie góry.
A potem niespodziewanie orientujemy się, że wleźliśmy niechcący do czyjejś zagrody, gdzie namierzają nas dwa zajadłe psy i dwoje równie zajadłych dzieci. Nie jest nam do śmiechu, choć sytuacja jest komiczna. Utykamy w otoczonym z dwóch stron wysokim murkiem wąskim przejściu, z przodu odcięci przez wrzeszczące dzieci, z tyłu przez szczerzącego zęby psa numer jeden i właśnie wtedy pojawia się pies numer dwa, ledwie trzymający się na nogach ślepy staruszek, który chwiejnie odnajduje nas po zapachu i też zajmuje pozycję bojową.
Ratuje nas wywołana hałasem z chaty kobieta, która krzyczy na dzieci, a te z kolei odganiają psy bezceremonialnie waląc w nie kamieniami. Idziemy we wskazanym przez kobietę kierunku, a błoto jest coraz głębsze. Wkrótce gubimy w nim ścieżkę.
Z pomocą przychodzi nam młody rolnik. Karze nam za sobą iść. Grzęźniemy po kostki w lepkim, gęstym błocie. Zaczyna lać. Przestaję patrzeć pod nogi i skupiam uwagę na śmigających przede mną chudych, bosych kończynach, zakończonych największymi stopami jakie widziałam. W końcu widzimy miejsce, które rozpoznajemy z wędrówki z Muchaw. Dziękujemy rolnikowi.
Do Lalibeli docieramy umęczeni, przemoczeni i umorusani. Muchaw się śmieje i prowadzi nas do malutkiej restauracji. Płacimy jak miejscowi, 36 birr (6 zł) za jedzenie i colę dla dwóch osób.
In the evening, we go with Peter and Sabina to drink tej and listen to traditional music. We're joined by Muchaw and his friend. The venue features a beautiful interior, great atmosphere and obscenely pricey tej. A pair of musicians are strolling the floor, they're both singing, he's playing masinko (a single string lute), she's dancing eskista, a traditional Ethiopian dance.
They invite onlookers to the floor to dance with them. The singing is improvised, the audience is feeding them lines, they turn them into facetious lyrics. Muchaw is in his element. He's dancing like a chicken, clapping to get the staff's attention, feeding the most wicked lines and provoking. He's constantly in the limelight.
We have a grand time, drink too much and later walk the secluded, pitch-dark road back to the hotel. It's hard to feel threatened in Lalibela. I can imagine myself living here, maybe teaching English, visiting Bet Giorgis at sunrise, making my own injera, taking eskista lessons and learning amharic.
Wieczorem idziemy z Peterem i Sabiną na tej i tradycyjną muzykę. Dołącza do nas Muchaw i jego przyjaciel. Piękne wnętrze, fantastyczna atmosfera i nieprzyzwoicie drogi tej. Po sali spaceruje para muzyków, oboje śpiewają, on przygrywa na masinko (jednostrunowej lutni), ona tańczy eskista, tradycyjny etiopski taniec.
Zapraszają na środek widzów żeby z nimi tańczyli. Śpiew jest improwizowany, widownia podrzuca im wersy, oni tworzą z nich humorystyczne przyśpiewki. Muchaw jest w swoim żywiole. Tańczy jak kogut, klaszcze na obsługę, podrzuca najbardziej mięsne wersy, prowokuje i wciąż jest w centrum uwagi.
Bawimy się świetnie, pijemy za dużo, a potem w środu nocy wracamy ciemną drogą do hotelu. W Lalibeli trudno jest się bać o swoje bezpieczeństwo. Mogłabym tu mieszkać, może uczyć angielskiego, odwiedzać o świcie Bet Giorgis, robić własną indżerę, brać lekcje eskisty i uczyć się amharskiego.
Pop in to the Facebook fan page for a short video of Muchaw dancing. The quality is terrible. You've been warned!
Wpadnijcie na blogowego Fejsbuka żeby obejrzeć jak Muchaw tańczy. Jakość filmiku jest potworna. Zostaliście ostrzeżeni!
bardzo lubię Twoje zdjęcia. niektóre wyglądają jak zrobione 20 lat temu - to moje ulubione.
ReplyDeleteDzięki, strasznie mnie ciągnie ostatnio do takiej obróbki zdjęć. Najchętniej 'postarzyłabym' wszystkie, ale zrobiłoby się zbyt monotonnie, więc się pilnuję ;)
ReplyDelete