Monday, March 19, 2012

Look up in the sky! It's Bert Raccoon, king of the air!


Technical difficulties are delaying stories from my visit to Ireland. Therefore today I have for you just a coarse account of everyday life in Kraków.
Trudności techniczne opóźniają relację z Irlandii. No to dzisiaj zgrzebny post z krakowskiego życia codziennego.


Thankfully, this is now history. After using two crutches for an eternity and using one just as long, today he finally left the house crutch-free.
To już na szczęście zamierzchłe czasy. Po wieczności o dwóch kulach i wieczności o jednej, dzisiaj Lee wreszcie wyszedł z domu o własnych siłach.




Religion and science don't really mix well in my opinion, so I was quite curious what this hospital run by the Order of the Fathers Hospitallers would be like.
Połączenie religii i nauki to moim zdaniem średnio udana mieszanka, ale tym bardziej byłam ciekawa wizyty w tym szpitalu.

Holy pictures make it feel more like a place where people die, not get better.
Święte obrazy bardziej kojarzą mi się z miejscem gdzie się umiera a nie wraca do zdrowia.

The former convent built in mid 18th century is full of charm, but I think I prefer more modern buildings for hospitals.
Dawny klasztor z połowy XVIII wieku ma swoje niewątpliwe uroki ale na szpitale wolę chyba bardziej nowoczesne budynki.


This day we had a terrible craving for potato pancakes (actually, when do we not...). We walked into 'Pod Filarkami' milky bar just as the last portion was being sold. We ended up getting them at a little place across the street. They were yummy but way overpriced and served on plastic plates.

Tego dnia mieliśmy potworną chcicę na placki (zresztą, kiedy nie mamy...). Do baru 'Pod Filarkami' weszliśmy akurat wtedy kiedy ktoś kupował ostatnią porcję dnia. Ratowaliśmy się plackami z małego barku po drugiej stronie Starowiślnej. Były pyszne, ale kosztowały małą fortunę (13zł za porcję!) i były podane na plastiku.


It does not look like much but it was sooo good... Smashers and curried peas and carrots.
Nie wygląda jak nic specjalnego, ale to było genialne. Puree ziemniaczane i curry groszkowo-marchewkowe.

A Russian night: pumpernickel, frosty bottle of vodka and herring.
Rosyjski wieczorek: pumpernikiel, zmrożona wódka i śledź.

At the last Spanish class of the semester, we made breakfast together. Later, our teacher presented us with cueca, a traditional Chilean dance. A male dancer courts his partner like a cock courts a hen. See for yourselves here.

Na ostatnich zajęciach z hiszpańskiego w semestrze zrobiłyśmy wspólne śniadanie, a potem nasza lektorka prezentowała nam tradycyjny chilijski taniec cueca, w którym tancerz zaleca się do tancerki jak kogut do kury. Zresztą zobaczcie sami tutaj.

Yet again the gods of CouchSurfing favored us with a great houseguest. Irina is a German biologist who specializes in raccoons. She is in the midst of her solo travel through Europe and Asia, during which she's visiting national parks and nature preserves, and interviewing wildlife conservationists and field researchers. Her itinerary includes Poland, Slovakia, Romania, Ukraine, Georgia, Azerbaijan, Kazakhstan, Russia, China, Tajikistan, Kyrgyzstan, and Mongolia.
The day after Irina left, I got spooked by something minor and couldn't sleep. I remembered that soon she'd be fearlessly hitchhiking solo through Kazakhstan and camping out in Siberia, and I felt very ashamed of myself.

Po raz kolejny bogowie CouchSurfingu okazali się przychylni i zesłali nam świetnego gościa. Irina jest niemiecką biolożką i specem od szopów praczy. Jest w trakcie samotnej podróży przez Europę i Azję, podczas której odwiedza parki narodowe i rezerwaty przyrody, i przeprowadza wywiady z działaczami ochrony przyrody i naukowcami badającymi dzikie zwierzęta w ich naturalnym habitacie. Trasa wiedzie przez Polskę, Słowację, Rumunię, Ukrainę, Gruzję, Azerbejdżan, Kazachstan, Rosję, Chiny, Tadżykistan, Kirgistan i Mongolię.
Dzień po wyjeździe Iriny przestraszona drobnostką nie mogłam zasnąć i wstyd mi się zrobiło, kiedy przypomniałam sobie, że ona będzie bez strachu jeździć sama stopem po Ukrainie i spać pod namiotem na Syberii.

5 comments:

  1. baaardzo lubie takie zwykle posty

    ReplyDelete
  2. Takie w których nic się nie dzieje, całkiem jak w filmie polskim?
    Widziałem taką scenę kiedyś... Na przykład, no ja wiem? Na przykład zapala papierosa, nie? Proszę pana, zapala papierosa... I proszę pana patrzy tak: w prawo... Potem patrzy w lewo... Prosto... I nic... Dłużyzna proszę pana...

    ReplyDelete
  3. W takim szpitalu, to zdaje się, można poczuć tchnienie śmierci. Czy w takiej atmosferze można dojść do siebie? :P Drugie szpitalne zdjęcie kojarzy mi się z kostnicą. Brrr

    ReplyDelete
  4. Ma wrażenie, że nie rozstajesz się z aparatem fotograficznym. Można u Ciebie znaleźć coraz ciekawsze zdjęcia.

    ReplyDelete
  5. Umieralnia - pierwsza myśl na widok tego szpitala

    ReplyDelete

Tyler: Can I ask your name?
Ally: Anonymous.
Tyler: Anonymous? Is that Greek?