Wasn't it rather obvious that if we woke Mr. Van up, he was gonna jump on the first opportunity to break on us? In the past, he selected various locations to do so: a spot with a view of an open air museum or a road through the middle of nowhere, but for some reason it has always had a weak spot for Walmart parking lots. In Fairbanks, it decided to stay on one of them for a whole two days. Therefore, we were not entirely surprised then he again refused to cooperate by a Walmart store.
Chyba raczej jasne było, że skoro obudziliśmy Pana Vana, to on wykorzysta pierwszą lepszą okazję i nam się rozkraczy? W przeszłości wybierał różne lokalizacje: miejsce z widokiem na skansen albo drogę przez głuszę, ale z jakiegoś powodu zawsze miał słabość do walmartowskich parkingów. W Fairbanks uparł się, żeby zostać na jednym przez całe dwa dni. Nie zdziwiliśmy się więc specjalnie, kiedy ponownie odmówił współpracy przed Walmartem.
For the first two hours, Walmart mechanics were attempting to solve the mysterious issue, but then their work hours were over and they closed the shop. Lee made friends with one of the mechanics and the nice guy stayed after hours to help us. The next day he was driving to Kentucky to try out for Jeopardy!
Przez pierwsze dwie godziny nad problemem głowili się mechanicy z Walmartu, ale potem skończyli pracę i zamknęli warsztat. Lee zdążył zaprzyjaźnić się z jednym z nich, więc miły mechanik dostał po godzinach żeby nam pomóc. Następnego dnia jechał do Kentucky żeby wziąć udział w eliminacjach do gry Jeopardy! (czyli polskiego Va Banque).
We were being carefully watched from the nearby roof. After a few hours, we gave up. We called Pops and he took us and our dripping bags of thawed-out seafood home. Mr. Van got better the next day after spending the night at his beloved Walmart parking lot.
Nasze poczynania były bacznie obserwowane z pobliskiego dachu. Po kilku godzinach musieliśmy się poddać. Zadzwoniliśmy po tatę Lee, żeby przyjechał po nas i nasze kapiące torby rozmrożonych owoców morza. Panu Vanowi polepszyło się po nocy spędzonej na jego ukochanym walmartowskim parkingu.
We rented a truck. The move became reality.
Wynajęliśmy ciężarówkę. Przeprowadzka stała się rzeczywistością.
At Cindy and Jeff's the line between civilization and nature is thin. The wildlife is constantly trying to claim another piece of the house.
U Cindy i Jeffa zaciera się granica pomiędzy cywilizacją i naturą. Przyroda stale próbuje zagarnąć kolejny kawałek domu.
This poor birdie attempted to fly into the house through a closed window.
Ten biedny ptak próbował wlecieć do domu przez zamknięte okno.
Lee is a nap master.
Lee jest mistrzem drzemek.
The boxes were repacked so many times within last two years, that little miracles like this happen.
Pudła były w ciągu ostatnich dwóch lat przepakowane tyle razy, że trafiają się takie cuda.
The only thing better than cooking dinner is eating dinner that someone else cooked. On the last night, when we were hectically packing, Cindy and Jeff made tacos.
Co może być lepszego niż gotowanie obiadu? Jedzenie obiadu ugotowanego przez kogoś innego! W ostatni wieczór, kiedy my gorączkowo kończyliśmy pakowanie, Cindy i Jeff zrobili tacos.
My passenger had a magnetic personality. We were having fascinating conversations about literature and history, but soon it became clear that he's blocking the view. He had to go ride with Lee.
The move from South Carolina to Baltimore was an exhausting one. I was driving a big truck that I had no feel for, while sitting on a huge pillow. During the stops, a few times I hysterically stomped and refused to drive any further, but every time I climbed back onto the pillow. After 15 hours, we finally arrived.
Mój pasażer miał magnetyczną osobowość. Prowadziliśmy fascynujące rozmowy o literaturze i historii, ale wkrótce okazało się, że zasłania mi widok z okna i musiał się przesiąść do Lee.
Podróż z Południowej Karoliny do Baltimore była wyczerpująca. Siedząc na wielkiej poduszce prowadziłam wielgachną ciężarówkę, której w ogóle nie 'czułam'. Podczas postojów kilkakrotnie histerycznie zatupałam nogą odmawiając dalszej jazdy, ale za każdym razem z powrotem wdrapywałam się na poduszkę. Po 15 godzinach w końcu dojechaliśmy.
To gdzie teraz będziecie mieszkać? :) Biedny ptaszek :(
ReplyDeleteZdjęcia ptaka przerażające, czyli takie jakie lubię. Ale ze mną jest coś nie tak.
ReplyDeleteA zdjęcie drzemiącego Lee mogłabyś sprzedawać jako grę 'znajdź śpiącego człowieka'.
Myślę, że powinnaś dopisać sobie do CV tą 'przejażdżkę' ciężarówką!
;)
Bardzo mi sie ptak podoba- stoi jakby na bacznosc.
ReplyDeleteUfff....tez jestem na pudlach. Nie lubie tego.
Brawa dla Lee :D nieźle się nagłowiłam, nim znalazłam go drzemiącego na zdjęciu :D
ReplyDeletepozdrawiam :)
Mmmm, Tacos.
ReplyDeleteKarolina: Nie wiem. Pewnie jak zawsze zdecydujemy w ostatniej chwili. Nie tęskniliśmy za Baltimore, ani za Stanami w ogóle, ale przypomniało nam się jak fajnie jest znać kupę ludzi, mieć dostęp do etnicznego żarcia i móc łatwo i przyjemnie zarabiać przyzwoite pieniądze.
ReplyDeleteHolga: Lubię martwe zwierzęta. Jak już Cię zdiagnozują, to obiecaj, że podzielisz się ze mną lekami ;) Cierpimy pewnie na to samo ;)
Marta: Miałam to samo skojarzenie: ptasi generał :)
Hattu: Haha. Pozdrawiam również!
Jeff: Beats Kentucky chicken! ;)
hattu: piąteczka :D też musiałam poświecić chwilę by zlokalizować śpiącego Lee. Bardziej spodziewałam się go ujrzeć na jednej z kanap :D
ReplyDelete..nie wiedziałam ,że martwe zwierzęta mogą być tak fotogeniczne!
ReplyDeleteTak jak i podoba się zdjęcie z Lee. Lol. Nie przestajecie mnie zaskakiwać :D
Przygotowania do przeprowadzki osiągneły u was zupełnie inny level :D Nawet oznaczasz swój karton z bielizną, żeby broń Boże nic się z nią nie stało :D
Ja niby za Anglią też nie tęskniłam, ale im bliżej do mojego powrotu, tym częściej wyobrażam sobie przedłużenie wakacji i podróż po świecie. (ciężko wzdycha)
Maddie: Bo ptaszek był bardzo świeży. Ale w karolińskim upale bardzo szybko przestał być...
ReplyDeleteNo właśnie, ja nie powinnam nigdzie bywać, bo zbyt kochliwa jestem i od razu chcę się wiązać ;)
Uwielbiam takie jedzenie w tak licznym gronie, a ptaszek faktycznie fotogeniczny, gdyby wiedział jaką karierę robi w necie, eh :)
ReplyDeleteDeZet
Czasami mam wrażenie, że Wasze życie to jeden wielki żart:D.
ReplyDeleteTo zdjęcie drzemiącego Lee przypomniało mi bajkę "Gdzie jest Wally?" czy też tutejsza "Where's Waldo?";))
Martwe zwierzęta rzeczywiście są fotogeniczne, czasami trafiam na piękne foty zrobione analogami.
Tak czy inaczej, szkoda ptaszka...
DeZet: :)
ReplyDeleteUla: Jak to! Nasze życie jest nowelą!!!
Na jeszcze ciepłym filmie mam właśnie trupki.