Gliwice Palm House... it feels like home when I return to it. After recent bureaucratic battles with the City Hall, I escaped to it seeking a moment of peace.
Gliwicka Palmiarnia... wracam do niej jak do domu. Po niedawnych biurokratycznych bojach z Urzędem Miejskim uciekłam do niej po chwilę spokoju.
Gliwice Palm House's history dates back to 1880. In the 1980s the frame of the new building was constructed OVER the existing palm house, and the old building was taken down.
Historia gliwickiej Palmiarni sięga roku 1880. W latach 80. XX w. nowa konstrukcja OBUDOWAŁA istniejący obiekt, a następnie stary budynek został rozebrany.
A festive reopening of the Palm House in the 1990s was accompanied by a cacti exhibit. Somebody made a cardinal mistake and marked all the species. Rumor has it that Gliwice druggies immediately consumed all the hallucinogenic specimen.
Uroczystemu ponownemu otwarciu Palmiarni w latach 90. towarzyszyła wystawa kaktusów. Ktoś popełnił jednak kardynalny błąd podpisując poszczególne gatunki i, jak głosi plotka, gliwiccy narkomani natychmiast skonsumowali wszystkie okazy halucynogenne.
The exoskeleton of Palmiarnia.
Egzoszkielet Palmiarni.
I recommend visiting the Palm House, although I can't guarantee that you'll score as sweet of a deal as I did - $3 bought me not only an admission ticket and the right to take pictures, but also a stalker who followed me during my entire visit.
Polecam odwiedzenie Palmiarni, choć nie mogę zagwarantować, że traficie na taką okazję jak ja - za 10zł dostałam nie tylko bilet wstępu i prawo do fotografowania, ale również natręta, który łaził za mną przez całą długość mojej wizyty.
Że co? Bali się, że coś ukradniesz, czy po co był ten natręt?
ReplyDeleteMy też mamy w ZG palmiarnię, ale nie trzeba placić za wstęp bo wewnątrz jest po prostu restauracja.
Też się zastanawiam. Sama nie wiem co gorsze - natręt, który myślał, że skradnę kaktusa, czy natręt, który myślał, że skradnie mi serce.
ReplyDeleteWidzę, że w zielonogórskiej palmiarni organizowane są wyścigi winniczków. U nas takich atrakcji chyba nie ma!
Natręt zapewne dbał o to abyś nie wyniosła kaktusa w kieszeni :)
ReplyDeleteGliwice <3 ;d
ReplyDeletea co sądzisz o Gliwickim "Czajniku" ? to chyba główna kawiarnia (poza tą z galaretkami na obracjącej się witrynie)
Ciekawe ile kosztuje bilet bez natręta.. albo z księciem na białym rumaku :D
ReplyDeletePodoba mi się ujecie z lwem. Takie dystyngowane :)
MaLa: Czyli jak mało dyskretni panowie ochroniarze z Rossmana, którzy zawsze łażą i patrzą mi na ręce. Doprowadzają mnie tym do pasji, więc zawsze zadaję im pytania, które ich peszą, np. o tampony.
ReplyDeleteKaCy: Nigdy nie byłam, chyba istnieje od niedawna? Ale domyślam się, że to miejsce typu sieć Dobra Cajovna, a takie miejsca lubię. Faktycznie, w Gliwicach nadmiaru fajnych kawiarni nie ma...
Maddie: Dzięki! Najeździłam się w dzieciństwie na gliwickich lwach. Chłopaki pilnują miasta od dawna :) http://bit.ly/eMpwuL
Ale fajnie miejsce!
ReplyDeleteI jeszcze bardzo zblazowany pan z trzeciego zdjecia.
Tak sobie myslalam ze fajnie byloby gdyby w Znem byla palmiarnia.
Ale chyba to sie nie kalkuluje, bo ogrzewanie byloby koszmarnie drogie.
W Toronto jest- niestety w srednim sasiedztwie.
Tam tez jest pewnie duzo natretow.