Friday, March 18, 2011

Scoob and me don't do castles. Because castles have paintings with eyes that watch you.


It was Lee's first visit to the Wawel Castle. Certain parts of it can be visited for free on Sundays, so since we're pretty broke, that's exactly what we did. We'll go back to see more soon.

Wawel's history is quite overwhelming. It's location - at the crossing of several primary European trade routes - made the hill an important stronghold as early as the 7th century. The castle has been the residence of Polish kings since 11th century and Kraków was the capital of Poland, before Warsaw took over.

As you'd expect, it's been rebuilt many times, following changing architectural fashions. Some of its parts date to 11th century!


Lee po raz pierwszy odwiedził Wawel. Niektóre części są w niedziele dostępne do bezpłatnego zwiedzania, więc skoro jesteśmy spłukani, wybraliśmy się właśnie do nich. Niedługo wrócimy zobaczyć więcej. Jestem pewna, że Lee padnie z wrażenia kiedy zobaczy Dzwon Zygmunta.

Czym jest Wawel każdy wie. Pozwólcie więc, że skorzystam więc z okazji, żeby powiedzieć coś, o czym wstydzę się pisać po angielsku. Nie na temat, ale męczy mnie to od dłuższego czasu. Otóż, chodzi mi o lotniskowe zwyczaje Polaków. Już kiedyś chyba o tym wspominałam. Obserwujemy te zwyczaje z konsternacją za każdym razem kiedy latamy z Polski lub do Polski. Wiecie o czym mówię? O kolejce formującej się na godzinę przed podstawieniem samolotu? Czy to skrzywienie z czasów sklepowych niedostatków, że mamy potrzebę 'wystania swojego'? Kiedy wracaliśmy ze Szwecji, Polacy wynieśli z lotniskowej kawiarenki większość krzeseł i ku zdumieniu innych podróżnych... zasiedli do dłuuugiej kolejki do bramki. W takich momentach odmawiam ćwiczenia polskiego z Lee, bo jest mi zwyczajnie wstyd.


Taking pictures inside is strictly forbidden. But Lee really really loved this corky ceiling and asked me to take a shot of it anyways. I took one and got badly yelled at. But the pic turned out to be really dark. Things you do for love... I took another one.
Robienie zdjęć wewnątrz jest surowo zabronione. Ale Lee zakochał się w suficie z głowami wawelskimi i prosił mnie, żebym jednak jedno zdjęcie zrobiła. Zrobiłam, panie na mnie nakrzyczały, ale okazało się, że zdjęcie wyszło bardzo ciemne. Czego się nie robi z miłości... zrobiłam jeszcze jedno.


14 comments:

  1. Najbardziej lubie ten dziedziniec renesansowy.
    Niesamowita przestrzen.
    No i katedre. Zaluje tylko ze odgrodzili czakram. Ale zawsze mamy red bulla na doladowanie energii ;-)

    ReplyDelete
  2. --> Marta ma rację szkoda, ze odgrodzili czakram!
    Btw, jak plotka w malopolsce niesie podobno wampiry energetyczne wysysaly z niego energie a nie z innych ludzi..a teraz jak maja ograniczony dostep do energii to 'strach sie bac'..jakis lokalny "Twilight" sie szykuje ;-P

    a tak na serio to - Mega zdjecia..no i tak czego się nie robi z miłości ..ech ..;-)


    Dr Troll

    ReplyDelete
  3. Powiem szczerze, że zupełnie zapomniałam o czakramie. Ciekawe czy odgrodzony na amen? Może można kogoś przekupić, tak jak z wieżą Mariackiego po godzinach...

    ReplyDelete
  4. Chyba tak. Ponoc dyrekcja wypiera sie istnienia czakramu na terenie Wawelu. Ale moze zmienia zdanie?

    ReplyDelete
  5. wstyd się przyznać, sama jeszcze do wnętrza Wawelu nie dotarłam. :)
    I nie cierpię zakazów używania aparatów! na szczęście zdarza się je ominąć bez ponoszenia konsekwencji.
    Wracając ze Szwecji kolejka ustawiła się dopiero na 10minut przed otwarcieem bramki, co mnie nawet zdziwiło. Bardziej rzuciła mi się ilość piwa, którą panowie w jeansowych kompletach musieli wypić by,jak przypuszczam,zapomnieć o strachu przed lataniem. Niestety musiałam mówić po polsku, hah :)

    ReplyDelete
  6. Niestety trafiłam na Wawel już po godzinie sprzedaży biletów ;(

    ReplyDelete
  7. lotniskowe zwyczaje Polaków - ojj chyba nie tylko Ciebie to drażni, nie wiem czy można zaliczyć do nich klaskanie po udanym lądowaniu, ale myślę, że tak - nienawidzę tego!!!

    ReplyDelete
  8. Klaskanie - rzecz gustu..ale nie jest to wylacznie produkt polski. Zapewniam :)

    Ja tam lubie!

    Dr Troll

    ReplyDelete
  9. This comment has been removed by the author.

    ReplyDelete
  10. Ja myślę, że te walki o miejsce w kolejce, to właśnie z pamiętnych czasów, kiedy trzeba było się bić o papier toaletowy...
    Polacy zresztą mają według mnie z tym duży problem, stojąc w kolejce zamieniają się we wściekłe psy i są gotowi dorwać się do gardła, jeśli ktoś odważy się wejść przed drugą osobę. Doświadczyłam tego nawet na tutejszym Greenpoincie;).


    W klaskaniu po wylądowaniu też jesteśmy dobrzy, ale tak jak napisał Dr Troll, nie jesteśmy jedyni!
    Z moich obserwacji wynika, że klaszczą raczej te biedniejsze narody i z większym temperamentem:).

    ReplyDelete
  11. Haha, piwko żeby ukoić nerwy - rozumiem. Ale przedstartowe głośne mielenie jęzorem na temat Smoleńska, "hej Jurek, ciekawe o co się rozbijemy? o sosnę czy o brzozę", które jak się domyślam jest sposobem na kojenie narodowej traumy, doprowadza mnie do sza-leń-stwa.

    Klaskanie po lądowaniu to przedziwny zwyczaj. Wydawało mi się, że typowo polski, ale mówicie, że nie?

    Jest coś, o czym chciałam we wpisie wspomnieć, ale w ostatniej chwili pomyślałam, że łatwo to źle zrozumieć. Ale co tam, jej to istotne w tej dyskusji. A mianowicie to, że Polacy (i nie tylko, ale rzuca mi się to zawsze w oczy na lotnisku) bardzo często maskują brak obycia arogancją. Braku doświadczenia w czymkolwiek nie trzeba się wstydzić. Ale żeby poprosić o pomoc czy radę, to wymaga odwagi i skromności. I tego chyba właśnie nam brakuje. Regularnie przemierzam lotniska doprowadzając nowicjuszy do ich bramek, często służę jako tłumacz, staram się pomóc bo rozumiem, że pierwsza zagraniczna podróż może być stresującym doświadczeniem. Ale jasna cholera mnie bierze kiedy ktoś zachowuje się jak arogant i cham, bo tak na prawdę nie wie jak się w danej sytuacji zachować. Wiecie o czym mówię?

    Haha, nie znoszę stania w kolejkach, ale jeśli już muszę (lokalne oddziały pocztowe!), to też ochrzaniam cwaniaczków próbujących wcisnąć się przede mnie :)

    ReplyDelete
  12. Ech..ciężki temat..denerwuje mnie tez to, ze ludzie wstają ze swoich miejsc jak samolot jeszcze jedzie po płycie i świeci sie, ze trzeba mięć zapięte pasy. Większość wstaje, otwiera luki i pcha sie do drzwi. Przecież i tak nie będzie jeszcze ich bagażu, przecież samolot jeszcze sie toczy, a to i tak niczego nie przyspieszy. Podróżowanie z innymi Polakami zawsze przyprawia mnie o ból głowy. Wykłócanie się, pchanie do drzwi w autokarach, muzeach, tłumaczenie obcokrajowcom po POLSKU, ale niby wolniej żeby zrozumieli. Oczywiście są wyjątki, ale niestety większość zachowuje się podobnie.

    ReplyDelete
  13. Lecielismy kiedys z malzonem LOT-em, impreza z jednej i drugiej strony.
    Z mojej strony dwoch panow (jeden z panow stal w przejsciu, nad moja glowa i gadal/popijal przez dlugosc lotu z innym gosciem)
    Jak piwo zaczelo sie lac po mojej skarpetce to zwrocilam uwage. Ale oczywiscie- to ja jestem any-socjalna.

    Malzon mial blondyne, ktora caly lot siedziala na kolanach bardzo umiesnionego pana (no musial byc umiesniony, ze ja tak trzymal) i caly czas zarzucala blond wlosem w malzona. Zwracanie uwagi nie wiele dalo, bo pani miala cel: zakokietowac miesniaka, tak wiec po chwili rzucala wlosem jakby nigdy nic.

    Panie stewardessy nie zwracaly nikomu uwagi, bo chcialy miec swiety spokoj. Natomiast pifko rozdawaly w ilosciach przemyslowych, bo przeciez wiekszosc pasazerow ma wpojone ze trzeba aby koszty biletu przynajmniej w czesci sie zwrocily.

    Nie wyobrazam sobie takiego zachowania w innych liniach lotniczych.


    Klaskanie mi absolutnie nie przeszkadza.

    ReplyDelete
  14. To co opisałyście brzmi bardzo znajomo. Jest jeszcze jedna kwestia, o której zapomniałam, a która strasznie mnie drażni: ścisłe obklejanie taśmy, na której wyjeżdżają bagaże. Przez to ani bagaży nie widać, ani nie można się do nich dostać. Grrr.

    A LOT już nie serwuje darmowych drinków na transatlantyckich trasach. Chyba poszli po rozum do głowy :)

    Ostatnio horror historie samolotowe napierają z każdej strony. Stewardesa zgubiła w samolocie bagaż podręczny mojej przyjaciółki. Bagaż odnalazł się w luku bagażowym pod pokładem, ale gdyby był w nim laptop/aparat/czy coś równie delikatnego, to byłoby po sprzęcie.

    Ale medal wędruje do naszego amerykańskiego przyjaciela, który tydzień temu doprowadził swoim napadem paniki do awaryjnego lądowania samolotu!

    ReplyDelete

Tyler: Can I ask your name?
Ally: Anonymous.
Tyler: Anonymous? Is that Greek?