Friday, March 25, 2011

Gee, there's a lot of food left over from the funeral.


I'm continuing my project of photographing my market hauls. Free-range eggs, homemade butter, cilantro (does anyone not like it? because it tastes like soap? if so, give it another go, I promise your affection for cilantro is just around the corner!), sunflower sprouts, potatoes, apples, three varieties of sheep milk cheese (it survives freezing very well!), bread, rolls and a sweet pastry from my favorite all-natural bakery.
Kontynuuję projekt fotografowania zakupów. Jajka od wolnych kur, domowej roboty masło, kolendra (czy ktoś jej nie lubi? bo smakuje jak mydło? jeśli tak, trzeba dać jej kolejną szansę, wielka miłość do kolendry czeka tuż za rogiem!), kiełki słonecznika, ziemniaki, jabłka, trzy rodzaje bundzu (świetnie przeżywa mrożenie!), chleb, buły i drożdżówka z Piekarni Mojego Taty.

Lee's discovery: a curious pattern on a dirty glass.
Wzorek na brudnej szklance. Odkrycia dokonał Lee.

And another haul. We eat wheat germ and bran almost daily. There's a funny story about bran. When I moved to the States, I was surprised how few people were familiar with wheat bran. One day I was telling someone about the health benefits of eating bran, but I confused the word 'intestines' with 'testicles'. His eyes were as big as saucers when I was explaining how, due to eating bran, my testicles are doing really well.
Kolejne zakupy. Zarodki pszenne i otręby jemy prawie każdego dnia. Z otrębami wiąże się śmieszna historia. W USA mało kto je zna i kupuje. Krótko po mojej przeprowadzce do Stanów wykładałam komuś walory zdrowotne otrębów. Ale pomyliły mi się słowa 'intestines' (jelita) i 'testicles' (jądra). Oczy mojego rozmówcy były okrągłe jak spodki, kiedy tłumaczyłam mu, że dzięki otrębom moje jądra mają się świetnie.

A very special day! Lee made breakfast and brought it to bed! He handed me the plate and then yelled at me when I started eating: 'How about a picture?!?'
Święto! Lee zrobił śniadanie. Do łóżka! Wręczył mi talerz, a potem nakrzyczał na mnie kiedy zaczęłam jeść: 'A zdjęcie?!?'

Little Man sporting a jogurt cup hat. Yes, I know I'll be frying in hell.
Little Man w czapce z pojemnika po jogurcie. Wiem, będę się smażyć w piekle.

Our reading couch lounge.
Nasze legowisko-czytelnia.

We visited Kraków's new multimedia Underground Vaults Museum. It's definitely lots of fun for the kids, but grown-ups might be a bit disappointed. It's definitely form over substance. But there are some great documentaries on Kraków's history playing in the screening rooms and those are way worth the trip.
Odwiedziliśmy Podziemia Rynku. Dobrze, że Kraków ma multimedialne muzeum, dla dzieciarni jest to wielka frajda. Ale dorośli mogą się czuć zawiedzeni. Forma zdecydowanie przerosła treść. Natomiast w salkach kinowych pokazywane są świetne dokumenty na temat historii Krakowa i one zdecydowanie warte są wycieczki.

Homemade pizza.
Pizza domowej roboty.

I made my own flour and corn tortillas for the first time. I used to buy them at a store but always felt uneasy about the amount of unnecessary chemicals that went into them. Too bad I didn't know how easy they are, otherwise I'd have been making them all along.
Po raz pierwszy sama zrobiłam pszenno-kukurydziane tortille. Zawsze kupowałam je gotowe, i zawsze żarło mnie ile jest w nich niepotrzebnej chemii. Szkoda, że wcześniej nie wiedziałam jakie to łatwe.

And ready refried bean tacos.
I już gotowe tacos ze smażoną fasolą.

19 comments:

  1. wow! Ale Wy zdrowo jecie!
    Powinnas zorganizowac jakies kursy zdrowego, wegetarianskiego jedzenia!
    Dla takich jak ja...
    Moja kolezanka do tej pory placze ze smiechu gdy opowiada historie:
    Jechalysmy rano do szkoly, zazwyczaj bylo tak ze nasze prace musialysmy naklejac na twardy papier, ba, najlepiej oprawiac...co bylo ciezkie gdy czlowiek chcial spac. Tak wiecnie bylo to oczywistoscia wiec zapytalam sie jej kiedys "Did you mount Harvey ?"....w sensie czy oprawila prace dla naszego nauczyciela Harvey'a.

    Pewnie znasz strone stuff on my cat? Ja bym wyslala Little Man'a...jest przepiekny!

    ReplyDelete
  2. Dobre, dobre :)
    Fakt, przeważnie jemy bardzo zdrowo, ale jeśli mamy ochotę na tłustą pizzę to też ją bez wyrzutów sumienia zamawiamy. Jemy czasem ryby i owoce morza, więc naszej diety wegetariańską nazwać nie można.
    Nie znałam tej strony, dzięki! Lee od dłuższego czasu myśli nad założeniem dziennika z perspektywy naszych kotów.

    ReplyDelete
  3. chciałabym się czegoś dowiedzieć o tych zarodkach..z cztym to się je? d; a tak poza tym to mam podobne wnioski co Marta. Jecie zdrowo, smacznie i kolorowo ;d zazdrość mnie zzera ;d

    ReplyDelete
  4. Zarodki są świetnym źródłem kwasu foliowego, witaminy E i innych zdrowych cudów. Ja dodaję je do jogurtu, kaszy manny, owsianki, rozbełtanych jajek (jajecznica, omlety), placków ziemniaczanych i do mąki (na pizzę, naleśniki, itp). Są dość neutralne w smaku i nie odstraszają szorstkością jak otręby.

    ReplyDelete
  5. O matko, ale Wy jesteście fajni!:D
    Kolendry kiedyś nie lubiłam, ale od kilku lat za nią przepadam.
    Na widok kota się roześmiałam:D

    Baaardzo się cieszę, że przyjeżdżacie, możesz napisać coś więcej? Wracacie do Stanów na stałe? Z jakiej okazji zatrzymacie się w Nowym Jorku, na ile?
    I skąd wysnułaś tą moją rzekomą asertywność?;))

    ReplyDelete
  6. nie mogę się napatrzeć na pierwsze zdjęcie. tyle świeżych pyszności! zazdroszczę Wam,że oboje chcecie jeść zdrowo i to robicie. Mi czasem trudno się 'przebić' pod presją buntujących facetów w domu. :)
    Zarodków nie jadłam. Kupujecie je w sklepie z ekologiczną żywnością?
    Haha. Będę stałą czytelniczką bloga Lee, jeśli takowy założy. Mój brat pewnie też, ma jakąś dziwną słabość do 'śmiesznych' kotów :D
    Odkładam odwiedzenie podziemnego rynku i odkładam..

    ReplyDelete
  7. Ula: Będziemy w Maryland, ale to przecież rzut beretem (albo krótka wycieczka chińskim autobusem ;)
    Skąd? No bardzo Cie proszę! Jesteś chodzącej definicją asertywności. Królowa wikipedia mówi o niej tak: http://bit.ly/bgCgXm i myślę, że spokojnie możesz odhaczyć wszystkie punkty.

    Maddie: Myślę, że ten kto gotuje, ten ma prawo dyktowania pozostałym domownikom diety :) Mam też szczęście, że Lee jest wszystkożerny i mało wymagający. Jego ulubione danie z dzieciństwa to niedogotowane spaghetti mamy ;)
    Napewno dam znać, jeśli Lee urodzi w końcu tego bloga!

    ReplyDelete
  8. Hahaha :D I żadnej czekolady?? Ani nawet cukierków pudrowych? O, nie, takie zakupy by u mnie nie przeszły! ;o)

    ReplyDelete
  9. Ja słodyczy nie jem prawie w ogóle, ale Lee ma wielką słabość do czekoladek Mieszko i wawelskich michałków. Nie widać ich na zdjęciach bo nie kupujemy ich na targu, tylko w okropnym Carrefourze. Oprócz tego bywamy w Biedronce po mleko sojowe.

    ReplyDelete
  10. A na ile będzie w Maryland?
    Z tą definicją asertywności sporo pasuje, ale też nie wszystko;).

    Nie jesz prawie w ogóle słodyczy?! Ale Ci dooobrze! Tak w ogóle to ile masz wzrostu i ważysz, jeśli nie ukrywasz tych danych?;)
    I lepiej poproś Lee, żeby zrobił Ci jakieś zdjęcia, bo tak jak jego rozpoznam na ulicy Nowego Jorku bez problemu, tak z Tobą będzie ciężko!;)))

    ReplyDelete
  11. Wygląda na to, że spędzimy tam całe lato. Pracujemy nad planem :)
    Słodycze (w sensie cukierki, batony itp) mogłyby dla mnie nie istnieć, ale lubię niektóre wypieki. Tak już mam, że wolę ostre od słodkiego.

    Mam 159 cm wzrostu i kiedy ostatni raz weszłam na wagę, waga powiedziała 55 kg, a ja zemdlałam. Zdecydowanie pobijam życiowe rekordy, siedzenie na dupsku najwyraźniej mi nie służy ;) Odżywiam się zdrowo, ale mam kiepską przemianę materii i zdecydowanie za mało się obecnie ruszam.

    Lee ma zerowy pociąg do aparatu. Będę musiała przymusić ;)

    Pozdrawiam,
    Pulpet

    ReplyDelete
  12. A ja myślałam, że masz ze 170cm! Czyli jesteśmy prawie tego samego wzrostu, ja mam 158cm, a obecnie ważę 57kg i kiedy zerkam do lustra to budzi się we mnie agresja i nienawiść;P.

    ReplyDelete
  13. 159cm? Tez dałabym ci o 10cm więcej ! :)

    ReplyDelete
  14. Ula, my w Krakowie nie mamy dużego lustra i myślę, że to częściowo przyczyniło się do mojego bicia rekordów!

    Dziewczyny, serio? Wyglądam na więcej? Haha, w wirtualnym świecie nie widać jaki ze mnie kurdupel. Przypomina mi się historia sprzed trzech lat. Byliśmy w Cieszynie i strasznie padało. Wyskoczyłam do sklepu w wielkich kaloszach i z ogromną parasolką. Mijałam grupę podrostków i jeden z nich aż się zakrztusił, a potem wskazał mnie kolegom: "O kurde, patrz jaka ona mała!" ;)

    Hey Angel! I'm so happy to see that your photo business is going well! SC is lucky to have you!

    ReplyDelete
  15. Skąd masełko?Takie od niehormonowej krówki?

    ReplyDelete
  16. Od pani na Starym Kleparzu. Ma ciemne, niefarbowane włosy i okulary, no i jest młodsza niż konkurencja. Sprawdzona na 100%, tylko u niej kupuję ser i masło. Może się kiedyś razem wybierzemy w sobotę?

    ReplyDelete
  17. Patrząc na te wszystkie smakowitości cieknie ślinka :>

    ReplyDelete
  18. Widzę, że nie tylko mnie nie oczarowały Podziemia Rynku. Jedynie filmy dały rade zatrzymać mnie na dłużej, a zazwyczaj w muzeach, unikam oglądania tv. :)

    ReplyDelete

Tyler: Can I ask your name?
Ally: Anonymous.
Tyler: Anonymous? Is that Greek?