Friday, September 6, 2013

The peacock twilight rays aloft its plumes and blooms of shadowy fire.

You know those games in which you put together scrambled pieces of a picture? There is only one empty space in the frame, so in order to move one piece, you've got to move all the others first? It was like that with our apartment. It's small, so in a process of relocating the bed, the table, or an armchair, other furniture, piles of boxes, and suitcases would migrate with them.

We couldn't wait for everything to fall into its place, so that we could devote more time and energy to exploring Boston. But now that our place is comfy and homey, it's hard for us to leave it. We fight it because the winters in New England are long and hard, and we know that we will regret every wasted summer moment.

When we leave the house, I usually grab the miraculously resurrected Mamiya. The Canon usually assists me at home, so today some pictures from the dwelling.
Znacie te gry, w których układa się elementy obrazka? W ramce jest tylko jedno wolne miejsce, więc żeby przesunąć jeden element, należy najpierw przesunąć wszystkie inne? Podobnie było z naszym nowym mieszkaniem. Jest małe, więc w procesie przemieszczania łóżka, stołu czy fotela w wędrówkę ruszały z nim inne meble, stosy pudeł i walizki.

Nie mogliśmy się doczekać, aż wszystko trafi na swoje miejsce, i więcej czasu i energii będziemy mogli przeznaczyć na eksploracje Bostonu. Ale teraz, kiedy nasze mieszkanie jest domowe i przytulne, trudniej jest nam je opuszczać. Walczymy z tym, bo zimy w Nowej Anglii są długie i srogie, i wiemy, że żałować będziemy każdej niewykorzystanej letniej chwili.

Kiedy wybywamy z domu, zwykle zabieram ze sobą cudownie zmartwychwstałą Mamiyę, Canon ostatnio służy mi głównie w domowych pieleszach. Zatem dzisiaj trochę zdjęć z pieleszy.

Lee's nalewka obsession is doing ok. The first stages of a raspberry creation are sitting in the window. Nalewkowa obsesja Lee ma się dobrze. W oknie pierwsze etapy malinówki.

The sunset turnes the raspberries into a scene from a religious brochure. Zachodzące słońce zamieniło maliny w widoczek z religijnej broszury.


We tried feeding the squirrels with acorns we collected for them in the park, but who would get excited about acorns if you can dive in the trashcan for a piece of cheese or a piece of lemon (sic!). Próbowaliśmy karmić wiewiórki przywleczonymi specjalnie dla nich z parku żołędziami, ale kto by jadł żołędzie, kiedy można zanurkować w śmietniku po kawałek sera, albo cytryny (sic!).

Batman is keeping order.
Batman pilnuje porządku.

A nearby Thursday farmer's market is great. Now all I need is a decent knife since mine was left in Poland. Pobliski czwartkowy targ jest świetny. Teraz do szczęścia brakuje mi tylko noża z prawdziwego zdarzenia, bo mój został w Polsce.

Beautiful afternoon light somewhat compensates for the small size of the place and the view of the trashcans. Piękne popołudniowe światło rekompensuje nieco niewielki metraż i widok na śmietnik.


Last night at the train station, we picked up our first guest, so you understand that I have got to run. Adventures await!

Wczoraj wieczorem odebraliśmy z dworca naszego pierwszego gościa, więc sami rozumiecie, że muszę uciekać. Przygody czekają!

11 comments:

  1. Naleweczka wyglada pysznie:-) Ja wlasnie zaczelam robic nalewke z jezyn:-)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Nie zapowiadało się, bo w Massachusetts spirytus jest nielegalny, ale... Lee znalazł w rosyjskim sklepie :)

      Delete
  2. Też mamy taki problem ! nie da się zmienić nic w umeblowaniu nie zasłaniając przy tym okna, drzwi albo dostępu do łóżka.

    Widzę, że również jesteście fanami kawiarek Bialetti :)

    Życzę Wam szybkiej aklimatyzacji w nowym miejscu :)

    pozdrawiam

    ReplyDelete
    Replies
    1. Koniec sierpnia/początek września to czas porzuconych na ulicy cudów i serca nam się pękały kiedy znaleźliśmy np. świetną kanapę w idealnym stanie i nie mieliśmy dla niej miejsca. Ale i tak mamy szczęście, bo to, co się nam się nie zmieściło w mieszkaniu, czeka na nas w piwnicy u rodziny.

      Kawiarki górą!

      Delete
  3. Ten nóż nie wygląda na najpraktyczniejszy z możliwych, fakt! :)
    Na nalewkę bym wpadła, przy okazji, ale do tego czasu śladu po niej nie będzie :)
    Zdjęcie z globusem - cudowne!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Jest USA w planach? Jeśli tak, to dzielnie będę naleweczki strzec do Twojego przyjazdu!

      Delete
    2. W planach jest, bliżej nieokreślonych. Ale w bliskim czasie chcę temat wizy zamknąć, tak na wszelki wypadek :)

      Delete
  4. A Twoje zdjęcia jak zawsze cieszą oko, a nawet oba 'oka' ;)

    ReplyDelete
  5. O matulu, jaki piękny czajnik, jakiś firmowy ?
    zdjęcia też cudne i zwierzaki- moja słabość też piękne ale ile można chwalić ;) :)
    pozdr:)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Firma nazywa się Chantal. Kupiliśmy go dawno temu na Amazon.com
      Aaaaagghh!!! Tuż przed wyjazdem z Baltimore znalazłam dokładnie ten sam czajnik w szmateksie, kosztował grosze. Kwiczałam, że nie można go tak na pastwę losu tam zostawić, no ale po co nam drugi. Szkoda, szkoda, szkoda! Mogłam go dla Ciebie kupić!

      Delete
    2. :D to by było coś, czajnik z Baltimore :) Dzięki za info, lecę szukać takiego :)

      Delete

Tyler: Can I ask your name?
Ally: Anonymous.
Tyler: Anonymous? Is that Greek?