Wednesday, February 20, 2013

Day 34, 35. When I could wear the sunset?


Day 34.


At 2:30 am a minibus comes to pick us up. In Ethiopia, the long-distance buses and minibuses are ranked into 3 classes (or 'levels' as they call them here). Our ride is 'level 1' - comfortable, air-conditioned and takes only 7 hours to get to Addis (and not 10 like the bus does).


After 10 hours on hard benches, with no suspension, overcrowded and in warm stench, we arrive in Addis. I don't even know why such turns of events still surprise me. My back hurts so much, I hide in a bathroom to cry.


Back in Harar, we made plans with Peter and Sabina to go south together. We took it upon ourselves to arrange it since we had to return to Addis anyways, which they despise and avoid.


In Taitu, we meet up with the driver we booked for our trip which begins tomorrow. The driver announces that something came up and he's not going with us. He sends a replacement - a friend who, despite assurances, does not speak a word of English.


For a few nervous hours we go back and forth, negotiating with an equally unreliable guide (who we're supposed to meet up with in the south), hastily searching for a new driver, and informing the Austrians about the constantly changing situation.


After 1 hour of sleep, 10 hours of minibus misery, and the long logistic drama, all I want is to sleep in, in a comfortable bed. Yet I know it won't happen anytime soon. We're leaving in a few hours.

Leaving Harar, we saw for ourselves that at night this city belongs to hyenas. Their packs were awkwardly pacing the deserted streets. Seeing this was the best that has happened to us today.


Day 35.

In Africa, sheep, goats, cows, and donkeys all have their value. On the road, they are carefully avoided. Dogs have no value. Nobody avoids them.

Vanessa told us that on the way from Addis to Bahir Dar, her minibus ran over 2.

The first thing I explain to our driver, Yared, when we climb into his car at dusk, is that it is our wish that he does not hit dogs. Just to be sure, I repeat it a few times, in English and in an Amharic-gesticulative mix. Yared nods understandingly. A few minutes later, a dog appears in a distance. Yared looks at us with hesitation: 'Kill him?'

It's hard for me to believe that in last 48 hours, we spent 24 of them on the road, and there will be many days just like these.

We arrive in Arba Minch after dark. Quickly, we find a hotel, have dinner and a few brews, and crash. Tomorrow we're getting up at 6am.



Dzień 34.


O drugiej trzydzieści w nocy przyjeżdża po nas minibus. W Etiopii długodystansowe autobusy i minibusy są podzielone na trzy klasy (czy jak tutaj mówią, 'levels' - poziomy). Nasz minibus jest klasy pierwszej, czyli jest wygodny, ma klimatyzację i jedzie do Addis tylko siedem godzin (a nie dziesięć jak autobus).


Po dziesięciu godzinach na twardych ławkach, bez amortyzacji, w przepełnieniu i ciepłym smrodzie, docieramy do Addis. Nie wiem doprawdy dlaczego takie niespodzianki jeszcze mnie dziwią. Plecy bolą mnie tak, że w ukryciu płaczę w łazience.


Jeszcze w Hararze umówiliśmy się Peterem i Sabiną na wspólny wyjazd na południe. Zobowiązaliśmy się wszystko zorganizować, bo my i tak musieliśmy wrócić do Addis, którego oni nie znoszą i wolą unikać.


W Taitu spotykamy się z umówionym na jutrzejszy wyjazd kierowcą. Kierowca oświadcza, że coś mu wypadło i nie pojedzie. Wysyła na zastępstwo swojego przyjaciela, który wbrew zapewnieniom nie mówi ani słowa po angielsku.


Przez kilka nerwowych godzin miotamy się negocjując przez telefon z równie niesłownym przewodnikiem, z którym mamy spotkać się na południu, szukając na gwałt nowego kierowcy i informując Austryjaków o wciąż zmieniającej się sytuacji.


Po jednej godzinie snu, dziesięciu godzinach minibusowej męki i wielogodzinnym logistycznym dramacie, jedyne na co mam ochotę, to wyspać się do oporu w wygodnym łóżku, a wiem, że szybko to nie nastąpi. Wyruszamy za kilka godzin.

Wyjeżdżając z Hararu zobaczyliśmy na własne oczy, że nocą to miasto należy do hien. Ich stada niezgrabnie przemierzały opustoszałe ulice. Ten widok to najlepsze co nas dzisiaj spotkało.


Dzień 35.


Owce, kozy, krowy i osły mają w Afryce swoją wartość. Na drodze starannie się je omija. Psy są bezwartościowe. Psów się nie omija.

Vanessa powiedziała nam, że w drodze z Addis do Bahir Dar jej minibus przejechał dwa.


Pierwsze co tłumaczę naszemu kierowcy, Yaredowi, kiedy o świcie gramolimy się do jego samochodu, jest to, że naszym życzeniem jest żeby omijał psy. Na wszelki wypadek powtarzam to kilka razy, po angielsku i w mieszance amharsko-gestykulacyjnej. Yared ze zrozumieniem kiwa głową: 'No problem'. Kilka minut później na drodze majaczy pies. Yared patrzy na nas z niepewną miną: 'Kill him?'


Trudno jest mi uwierzyć, że w ciągu ostatnich dwóch dni spędziliśmy w drodze 24 godziny, a takich dni będzie sporo.


Po zmroku dojeżdżamy do Arba Minch. Szybko znajdujemy hotel, jemy obiad, wypijamy kilka piw i padamy ze zmęczenia. Jutro pobudka o szóstej.





Yared, Lee and I departed Addis, the Austrians were awaiting us in Adama, 56 miles away.
Z Addis wyjechaliśmy w trójkę: my i Yared. Austyjacy czekali na nas w Adamie, 90km od stolicy.


A break for breakfast in Debre Zeit. At this point, we're unaware of the fact that, in an attempt to please us, Yared picks pricey, touristy places with a view.
Przerwa na śniadanie w Debre Zeit. Jeszcze nie wiemy, że Yared, chcąc nam dogodzić, wybiera miejsca dla turystów, drogie i z widokiem.

A view of Bishoftu Lake won't remain idyllic for much longer, there are monstrous hotels being built along its shore to accommodate the weekend crowd from Addis.
Widok na jezioro Bishoftu niedługo pozostanie sielankowy, wzdłuż brzegu wyrastają kolejne hotelowe molochy dla weekendowiczów z Addis.

Filleting the catch on the shore of Koka Lake.
Filetowanie połowu nad brzegiem jeziora Koka.


A break at Lake Langano, at the very posh Sabana Lodge. Our Addis host has a vacation house close by. 
Przerwa nad Jeziorem Langano, w ekskluzywnym Sabana Lodge. Nasz host w Addis ma niedaleko dom letniskowy.

I'd never pay $80 a night in Ethiopia, but I do have fond memories of this break, mostly because of the fabulous restrooms.
W życiu nie wydałabym w Etiopii ponad 80 dolarów za noc, ale przerwę wspominam miło, głównie ze względu na fantastyczne toalety. 

After that day, we always insisted to eat and drink where Yared did. It turned out to be great, as he likes to eat well (and on a shoestring).
Po tym dniu już zawsze nalegaliśmy, że chcemy jeść i pić tam gdzie Yared i świetnie na tym wyszliśmy, bo on lubi dobrze (i tanio) zjeść.

That day we drove almost 350 miles, it's a lot on Ethiopian roads.
Tego dnia przejechaliśmy 550 kilometrów. Jak na etiopskie drogi to bardzo dużo.

2 comments:

  1. Jejku, naprawdę płakałaś?Musiało być bardzo źle...Historia z przejeżdżaniem psów potworna,myślę, że wysiadłabym po jednym takim incydencie.I pewnie byłabym do tego bardzo agresywna.Ciekawe ile psich istnień uratowaliście...

    ReplyDelete
    Replies
    1. Było źle, bałam się, że wypadnie mi dysk (o boże, co wtedy! wolałabym z niczym w afrykańskim szpitalu nie lądować, tym bardziej z kręgosłupem).

      Powinnam dodać, że Yared żartował. Dobry z niego facet.

      Delete

Tyler: Can I ask your name?
Ally: Anonymous.
Tyler: Anonymous? Is that Greek?