I am convinced that the Egyptian Museum looks pretty much the same way it did the day it opened in 1858. Artefacts are kept in dark, dusty cabinets, and the whole place feels like a forgotten storage. The collection, though, is mind-blowing. If you were to stop and contemplate every sarcophagus, every papyrus, every statue, every figurine, and every necklace, a week, maybe even a month would not be enough. The most memorable were to me: the back of Tutankhamun's burial mask (we all know the front side photographs), a blue faience shrimp, and a papyrus telling the story of a consummated relationship of a cat and a mouse who was way bigger than the feline.
Jestem przekonana, że Muzeum Egipskie wygląda mniej więcej tak samo jak w dniu otwarcia, w 1858 roku. Eksponaty wystawione są w ciemnych, zakurzonych gablotach, a całość sprawia wrażenie zapomnianego magazynu. Ale same zbiory zwalają z nóg. Gdyby przystanąć i poświęcić choć kilka sekund każdemu sarkofagowi, każdemu papirusowi, każdej rzeźbie, każdej figurce i każdemu naszyjnikowi, to nie starczyłoby tygodnia, ba, miesiąca na zobaczenie wszystkiego. Najbardziej utkwiły mi w pamięci: tył maski pośmiertnej Tutanhamona (przód wszyscy znamy ze zdjęć), krewetka z niebieskiego fajansu, oraz papirus opowiadający historię skonsumowanej zażyłości kota i znacznie większej od niego myszy.
Picture taking is strictly forbidden. It's good to sometimes see the world with an unequipped eye, but it's more difficult to leave the equipment in the hands of a stranger, who later expects bakshish for doing his job.
W muzeum nie wolno robić zdjęć. Dobrze jest czasem chłonąć świat gołym okiem, trudniej jest zostawić cały sprzęt w obcych rękach, które to ręce za robienie swojej pracy oczekują potem bakszyszu.
A few hours into touring the museum, we suddenly remembered that in its collection is the Saqqara Bird (a proof, as some say, that ancient Egyptians understood the laws of aerodynamics because... they either had seen planes in their skies, or even built planes themselves; if you think this is ridiculous but have some curiosity anyways, I recommend you watch this show on the History Channel), but nobody we asked could point us in the right direction. Therefore, we walked through the ENTIRE museum again, peeking into every single cabinet. Nothing. I bet the Bird sits somewhere in storage.
Po kilku godzinach przypomniało nam się, że w zbiorach znajduje się Saqqara Bird (czyli, jak twierdzą niektórzy, dowód na to, że starożytni Egipcjanie rozumieli zasady aerodynamiki, bo... albo widzieli na swoim niebie samoloty, albo nawet sami je budowali; jeśli pukacie się w głowę z lekkim zaciekawieniem, to polecam obejrzeć ten program na History Channel), ale nikt nie potrafił nam powiedzieć gdzie dokładnie. Przeszliśmy więc jeszcze raz CAŁE muzeum zaglądając do każdej gablotki. Bez skutku. Ptak pewnie siedzi w magazynie.
On the Zamalek Island, we discovered a park where couples go for very innocent dates and where two towers stand that are made to look like palm trees, but palm trees they sure are not. On the top, they have strange transmitters? Microphones? Antenas? We kicked around on the grass for a while and then walked to the southern end of the island to stare at Nile. The northern part of the island is where the Cairo elite lives and the atmosphere is very European.
Na wyspie Zamalek odkryliśmy park, do którego chadzają pary na bardzo przyzwoite randki i w którym stoją dwie upozorowane na palmy wieże, na szczycie których znajdują się przedziwne nadajniki? Mikrofony? Anteny? Powylegiwaliśmy się tam na trawie, a potem poszliśmy z południowego krańca wyspy popatrzeć na Nil. W północnej część wyspy mieszka elita Kairu, a klimaty są bardzo europejskie.
Crossing a street in Cairo is a skill a visitor has to learn. For the most part, it means turning off your survival instinct and thinking - you simply must enter the street right in front of the speeding cars, and they will stop at the last moment. You might as well do so closed-eyed. It wasn't only us who thought so. "Close your eyes and trust Allah to safely guard you. I always do so." - we heard behind our backs when we were getting ready to cross an extremely wide and busy street in front of the Egyptian Museum. The man smiled and said we can cross together, he's heading the same way. He's a doctor at the museum and he always takes a break at noon at a nearby cafe. The conversation was flowing so well that we decided to spend with him our break in exploring the museum. We drank coffee and asked him a million questions about the museum and its collections, he told us a lot about the history of Ancient Egypt, and then he asked if we were going to the Lotos Celebration at the Nile that night. We have not heard about it so he told us a lot of interesting things about the celebration preparations that anually take place at the Egyptian Museum. Oil is pressed from the lotus flowers. It is green and, beside the beautiful smell, it also has wonderful properties used in cosmetology and natural medicine. If we want, on the way back to the museum, we can stop at the goverment warehouse where the oil is stored. After the festival, the leftover oil will be sold to the western perfume makers, so if we want to buy a small amount for ourselves, now is a good time. We did want to.
A few minutes later, lead by the doctor, we arrived at... a typical store aimed at naive tourists. The 1st floor was filled with fake papyri and the 2nd floor with lines of shelves full of fake oils in ugly decorative bottles. The supposed lotus flower oil looked just like green dishsoap. The sales boy and the doctor immediately started to apply various pungent oils to our forearms and when we refused to buy anything, the furious 'doctor' ran out onto the street.
We were pretty dissapponted at ourselves that we allowed him to fool us like that but, at the same time, we were pretty impressed with his scam. He managed to be at the right place at the right time and very wisely pressed our buttons.
Nagui laughed at our story. He collects couchsurfers' accounts of their encounters with the Egyptian scammers. He already has quite an array of them.
Przechodzenie przez kairską ulicę to sztuka, której trzeba się nauczyć. Polega ona głównie na wyłączeniu instynktu i myślenia - należy po prostu wejść pod koła pędzących samochodów, a one zatrzymają się w ostatniej chwili. Równie dobrze możnaby to robić z zamkniętymi oczami. Nie tylko my tak pomyśleliśmy. "Zamknijcie oczy i zaufajcie Allahowi, że was bezpiecznie przeprowadzi. Ja zawsze tak robię." - usłyszeliśmy za plecami przygotowując się do przejścia wyjątkowo szerokiej i ruchliwej ulicy przed Muzeum Egipskim. Mężczyzna uśmiechnął się i powiedział, że możemy przejść razem, idzie w tę samą stronę. Jest docentem, pracuje w muzeum i zawsze o 12 idzie na lunch do pobliskiej kafejki. Rozmawialiśmy i tak przyjemnie się nam konwersowało, że postanowiliśmy spędzić naszą przerwę w zwiedzaniu z nim.
Piliśmy kawę i wypytywaliśmy o różne rzeczy dotyczące muzeum i jego zbiorów, on opowiadał nam o historii Starożytnego Egiptu, a potem zapytał czy wybieramy się wieczorem nad Nil na obchody Święta Lotosu. Nie słyszeliśmy o tym, więc opowiedział nam sporo o przygotowaniach do święta, jakie co roku mają miejsce w Muzeum Egipskim. Z kwiatów lotosu wyciskany jest olej, a święto jest celebracją tego pierwszego tłoczenia. Olej jest zielony i poza pięknym zapachem ma również zastosowanie w kosmetyce i lecznictwie. Jeśli mamy ochotę, to w drodze powrotnej do muzeum możemy zajrzeć do rządowego magazynu gdzie olej jest przechowywany. Po festiwalu to, co zostanie, będzie sprzedane do na Zachód, do wytwórni perfum, więc jeśli chcemy kupić niewielką ilość dla siebie, to teraz jest dobry moment. Chcieliśmy.
Kilka minut później, prowadzeni przez docenta, dotarliśmy... do typowego sklepu dla nierozgarniętych turystów. W salce na parterze - udawane papirusy. W salce na piętrze - półki pełne udawanych olejów w szkaradnych buteleczkach. Rzekomy olej z kwiatu lotosu do złudzenia przypominał ludwika. Sprzedawca i docent natychmiast zaczęli nas maziać różnymi specyfikami, a kiedy odmówiliśmy zakupu, wściekły 'docent' wybiegł ze sklepu.
Pluliśmy sobie w brodę, że tak daliśmy się mu nabrać, ale jednocześnie byliśmy pełni uznania. Znalazł się w odpowiednim miejscu, w odpowiednim czasie i bardzo umiejętnie naciskał nasze guziki.
Nagui uśmiał się z naszej historii. Zbiera relacje couchsurferów na temat ich przygód z egipskimi naciągaczami. Ma już całą kolekcję.
Świetne nocne fotki!
ReplyDeleteA po ostatniej zgłodniałam;]
The photos are amazing and incredibly beautiful. We miss you guys, travel safe and don't be surprised if I steal a few of these pics! Love you guys
ReplyDeleteKev, V and Axe
nadrabiam zaległości! normalnie taka ilość tekstu by mnie ciut odstraszyła, (myślę,że to niećwiczona cierpliwość) ale piszesz w taki sposób, że przesuwając suwak miałam nadzieję,że to jeszcze nie koniec. zazdroszczę Wam tej wyprawy. Chociaż Egipt (jak i sama Afryka) nie jest miejscem, które jakoś szczególnie chcę odwiedzić ;-)
ReplyDeleteco za historia z tym "docentem"!
ReplyDeletePodobnie, jak Maddie, miałam nadzieję, że treści w tym wpisie będzie jeszcze więcej, bo "rozczytałam" się z zapartym tchem! :) Sama uwielbiam historie o naciągaczach, a Wasza brzmi wręcz nieprawdziwie!
ReplyDeleteJeśli zaś chodzi o muzeum, to strach pomyśleć, że na przełomie XIX/XX wieku i tak wywieziono z Egiptu wszystko to, co najcenniejsze... a prawdziwe mumie służyły podobno swego czasu za ozdobę każdego szanującego się bogatego domostwa na wyspach brytyjskich!
Bardzo dobrze wspominam wizytę w Muzeum Kairskim, ale to było przeszło 10 lat temu i wtedy nie był to jeszcze tak popularny dla rodaków kierunek (ani tak relatywnie tani). Na mnie wrażenie zrobiły mumie (takie smutne, maleńkie, skurczone, suche, wystawione na publiczny widok), natomiast wielkie wiedza miejscowych przewodników (którym moja jasna skóra służyła za przykład różnic między Egiptem Dolnym a Górnym ;)
ReplyDeletea co do naciągaczy, nieźle Was wziął, faktycznie ;)