Getting to Coptic Cairo is easy - the metro stops right in the heart of it. Straight from the platform you step into the world of narrow streets, churches, cementaries, and bakshish swindlers who can say one phrase in English and one only phrase only.
Do dzielnicy koptyjskiej łatwo jest dojechać - metro zatrzymuje się w samym jej sercu. Prosto z peronu wkraczamy w świat wąskich uliczek, kościołów, cmentarzy i naciągaczy na bakszysz, którzy po angielsku potrafią wypowiedzić jedno zdanie.
"Baby Moses landed here" - a church gardener says and extends his hand awaiting bakshish. When we fail to reach in our pockets, he repeats insistingly: "Baby Moses landed here". Again, nothing. "Baby Moses landed here!!!"
"Tutaj wylądował baby Mojżesz" - oświadcza ogrodnik w jednym z kościołów wskazując na pobliską studnię i wyciąga rękę po bakszysz. Kiedy nie sięgamy do kieszeni, dobitnie powtarza: "Tutaj wylądował 'baby Mojżesz'". Znów nic. ""Tutaj wylądował 'baby Mojżesz'!!!"
The sun is incredibly harsh. We buy sandwiches from a small cafe and sit in a stripey shade. We're celebrating our little victory - we paid the local price (1 Egyptian pound), yet we're still unaware that the big victory will go to the heat, which will soon conquer us completely and force us to retreat.
Słońce pali nie do zniesienia. W niewielkim barku kupujemy kanapki i siadamy w cieniu w paski. Świętujemy nasze małe zwycięstwo - zapłaciliśmy miejscową cenę (1 egipski funt) i jeszcze nie wiemy, że duże zwyciętwo przypadnie dziś upałowi, który wkrótce ostatecznie nas pokona i zmusi do ucieczki.
Do dzielnicy koptyjskiej łatwo jest dojechać - metro zatrzymuje się w samym jej sercu. Prosto z peronu wkraczamy w świat wąskich uliczek, kościołów, cmentarzy i naciągaczy na bakszysz, którzy po angielsku potrafią wypowiedzić jedno zdanie.
"Baby Moses landed here" - a church gardener says and extends his hand awaiting bakshish. When we fail to reach in our pockets, he repeats insistingly: "Baby Moses landed here". Again, nothing. "Baby Moses landed here!!!"
"Tutaj wylądował baby Mojżesz" - oświadcza ogrodnik w jednym z kościołów wskazując na pobliską studnię i wyciąga rękę po bakszysz. Kiedy nie sięgamy do kieszeni, dobitnie powtarza: "Tutaj wylądował 'baby Mojżesz'". Znów nic. ""Tutaj wylądował 'baby Mojżesz'!!!"
The sun is incredibly harsh. We buy sandwiches from a small cafe and sit in a stripey shade. We're celebrating our little victory - we paid the local price (1 Egyptian pound), yet we're still unaware that the big victory will go to the heat, which will soon conquer us completely and force us to retreat.
Słońce pali nie do zniesienia. W niewielkim barku kupujemy kanapki i siadamy w cieniu w paski. Świętujemy nasze małe zwycięstwo - zapłaciliśmy miejscową cenę (1 egipski funt) i jeszcze nie wiemy, że duże zwyciętwo przypadnie dziś upałowi, który wkrótce ostatecznie nas pokona i zmusi do ucieczki.
czyli podróż nie do zapomnienia - wchodząca pod skóre jak mawia mój ulubiony neurobiolog Gerald Hüther, ale fajnie ze już wracacie
ReplyDeleteDokładnie tak, mam wrażenie, że Afryka zmienia człowieka. Pewnych rzeczy, które tu widziałam, słyszałam, przeżyłam nigdy nie zapomnę. I cieszę się, że wracam, ale równocześnie rozrywa mi się serce.
DeleteJust beautiful. Love you both and hope you are well!!!
ReplyDelete-Aylea
Thanks! Love you back :) I hope to see you soon, I'm coming for a quick visit!
DeleteŚwietne zdjęcia! oglądam oglądam i naoglądać się nie mogę! :)
ReplyDeletepozdrawiam !
Dzięki, dzięki, jeszcze Ci się znudzi, będę Afryką męczyć jeszcze bardzo długo ;)
DeleteBardzo klimatycznie
ReplyDeleteTak, ale jakoś nie wyobrażam sobie tam mieszkać... Nie wiem dlaczego, ale my zawsze oceniamy miejsca w kontekście potencjalnego miejsca zamieszkania.
DeleteUwielbiam Twój blog, jest taki nieprzerysowany, nie pod publiczkę. Kochacie co robicie i to widać. Jesteś jedną z nielicznych(jak nie jedyną!)blogerek, które tak cenię! Ja myślę, że niepopularność tego bloga jest wielkim plusem! Życzę ogromu przygód i wrażeń!
ReplyDeletePozdrawiam!
Uśmiałam się z Twojego komplementu o niepopularności bloga. To trochę jak "bardzo ładny obrazek narysowałaś, zupełnie nie wiem dlaczego nikomu się nie podoba" albo "fajna z Ciebie dziewczyna, wbrew temu co mówią..." A tak poważnie, to bardzo dziękuję za przemiłe słowa. I ponawiam zaproszenie do Szkocji (może wspólna wyprawa na szkocką wieś?) :)
DeleteNie nie nie. Popularność blogów w tych czasach kompletnie nie świadczy o tym, że są one wartościowe. Ludzie lubią jak coś się dzieje, no wiesz szał ciał, dużo prywaty, kłótni, afer, nagłośnień, reklam, sponsorów... Chyba rozumiesz o co mi chodzi? A tego tutaj nie znajdziesz i to mi się ogromnie podoba. Popularność rośnie, ale z wraz ludźmi o takiej samej pasji jaką ma Gosia!
DeleteDziękuje za zaproszenie! Myślę, że jeszcze uda nam się spotkać razem!
Pozdrawiam!
Świetna jest gra cieni na rzucana na ziemię przez drewniane zadaszenie knajpki(?). Za to plakat z Jezusem i wklejoną twarzą kobiety dziwnie mnie niepokoi.
ReplyDeleteJar of cherry jam, zgadzam się z Tobą. Chociaż wydaję mi się, że właśnie blog staje się popularny, a jego urok w tym, że Gosia wciąż pisze go w ten sam, szczery sposób.. :)
Wiem, wiem, pani jest demoniczna!
DeleteDzięki, dziewczyny.