Are you too tortured by the awful feeling that you have forgotten something when you're leaving the house for a longer while? I always am and, usually, for a good reason. I notoriously leave behind my comb and my toothbrush. But this time I hit a new low: upon arrival at the airport, I discovered that I brought the filters, the camera charger, the cord, but... not the camera. On the flip side, I did accidentally drag the analog camera along with me, so some film pictures will appear here at some point. Here are some photos from our short visit to Baltimore, as captured by my phone. |
Też tak macie, że kiedy wychodzicie z domu przed dłuższą nieobecnością, męczy Was to okropne uczucie, że czegoś zapomnieliście? Mnie męczy zawsze i zwykle okazuje się, że słusznie. Notorycznie zapominam o grzebieniu lub szczoteczce do zębów. Ale tym razem pobiłam samą siebie: dopiero na lotnisku odkryłam, że filtry mam, ładowarkę mam, kabel mam, za to zapomniałam... aparatu. Udało mi się za to całkiem niechcący przytaszczyć ze sobą analoga, więc jakieś zdjęcia z kliszy jeszcze się kiedyś pojawią.
A zatem telefonowa fotorelacja z naszej krótkiej wizyty w Baltimore.
|
Don't let the appearances fool you! This frigid looking land turned out to be way warmer than what Boston has gotten us used to in recent months. |
Pozory mylą! Ta mroźnie wyglądająca kraina okazała się znacznie cieplejsza niż to, do czego przyzwyczaił nas w ostatnich miesiącach Boston.
|
After a night spent at our friends' place, in the fine company of their new pup, my asthma attack caused us to dramatically evacuate to a hotel (we also discovered that Lee had forgotten to pack the cosmetic/medicine bag, the curse of the forgotten toothbrush is still going strong!). |
Po nocy spędzonej u przyjaciół w towarzystwie ich nowego szczeniaka, atak astmy zmusił nas do dramatycznej ewakuacji do hotelu (przy okazji odkryliśmy, że Lee zapomniał torby z kosmetykami i lekami, klątwa zapomnianej szczoteczki do zębów trwa!).
|
A view of the... Katyn Memorial. I'm wondering if this is why Lee's watching Wajda's 'Katyń' right now. |
Widok na Pomnik... Katyński. Ciekawe czy to dlatego Lee ogląda właśnie 'Katyń' Wajdy.
|
Shopping at favorite stores in Hampden. |
Zakupy w ulubionych sklepach w Hampden.
|
And a visit to Glenn's store. Michelle is presenting her vintage scores. |
I wizyta w sklepie Glenna. Michelle prezentuje swoje wintydżowe łupy.
|
North Avenue's coming back to life. Recently, a radical co-op coffee shop/bookstore/vege eatery, Red Emma's, has moved there. On the way to dinner with Chris, taking an unplanned route, we spotted a sign: 'Tijuana Tacos'. Screams, shrieks, and turning around on screeching tires. Back in the day, we had Tijuana for a neighbor. I learned my first Spanish words to order food when the English speaking owner was not in. We still reminisce about a spontaneous block party that broke out after concerned neighbors gathered to discuss an armed robbery of Tijuana. Later, it closed its doors and we were left with a hole in our hearts and stomachs. Hallelujah, Tijuana is alive! |
North Avenue coraz bardziej odżywa. Ostatnio przeprowadziła się tam radykalna co-op kawiarnia/księgarnia/vegejadalnia Red Emma's.
W drodze na obiad z Chrisem, nieplanowaną trasą, natknęliśmy się na szyld 'Tijuana Tacos'. Wrzaski, piski i nawracanie na skwierczących oponach. Z Tijuana Tacos mieszkaliśmy kiedyś po sąsiedzku. Pierwszych hiszpańskich słów w życiu uczyłam się po to, żeby móc zamawiać tam jedzenie, kiedy nieobecny był akurat mówiący po angielsku właściciel. Do tej pory wspominamy spontaniczną imprezę na naszej przecznicy, w którą zamieniło się zgromadzenie zaniepokojonych sąsiadów po rabunkowym napadzie właśnie w Tijuanie. Potem została zamknięta, a nam pozostała dziura w sercu i żołądku. A okazuje się, że Tijuana żyje!
|
Beers and shuffleboard with Chris at the Laughing Pint. |
Piwo i shuffleboard z Chrisem w Laughing Pint.
|
An Easter chicken shitting out bubble gum. As well as an unusually unappetizing restaurant name. |
Wielkanocny kurczak srający gumą do żucia. Oraz wyjątkowo mało apetycznie brzmiąca restauracja.
|
A visit to Canton and one of the best doors in Baltimore featuring three local symbols: a crab, Mr. Boh (the mascot of the Natty Boh beer), and the Old Bay seasoning. |
Wizyta w Canton oraz jedne z najfajniejszych drzwi w Baltimore z trzema lokalnymi symbolami: krabem, Mr. Boh (maskotką piwa Natty Boh) oraz przyprawą Old Bay.
|
A breakfast to-go. One for the lady, one for the dude. |
Śniadanie na wynos. Jedno dla damy, drugie dla chłopa.
|
The beautiful house of our friends. |
Piękny dom przyjaciół.
|
An Afghan lunch with Viv and fulfilling late-night drunk food cravings with Michelle and Chris. |
Afgański lunch z Viv i zajadanie pijackich głodów w środku nocy z Michelle i Chrisem.
|
Till the next time, Baltimore!
Do następnego razu, Baltimore!
Tijuana Tacos i afgańskie żarcie - mmmmm! ostatnio przeszukiwałam twój blog przed moim wypadem do Krakowa, jeśli wrócę jeszcze do Stanów, na mapie knajp do zaliczenia, na pewno znajdą te opisywane przez ciebie :)
ReplyDeleteJeśli z jakiegoś (szalonego) powodu zdecydujesz się na odwiedzenie Baltimore, to służę poradami kulinarnymi i survivalowymi!
Deleteech..napisalam najwspanialszy komentarz na świecie i się nie dodał :( wiec to jest tylko tribute (znacie Tenacuious D? :D) pytalam jak Wam sie podobal "Katyń" i napisalam, ze widze, ze nadal polskie historyczne u Was na tapecie, wspomnialam tez cos o tym, ze ja mam zaleglosci w tym zakresie i chyba jeszcze, ze wybralabym chlopskie sniadanie ;p oczywiscie zdania byly ladniejsze a slowa bardziej wyszukane. pozdrawiam
ReplyDeleteZnamy! Na tapecie Lee (zapewniam, że tapety mamy różne...) ostatnio w kółko kino polskie i arabskie. Nie mam wątpliwości, że Lee zna polską historię najnowszą lepiej ode mnie. Ja 'Katynia' nie widziałam, ale Lee mówi, że to świetnie zrobiony film i całkiem jak nie Wajdy. A wcięty komentarz to jak zgubiona parasolka - niby nic wielkiego, ale okropne poczucie straty :)
DeleteStraszne lubię klimat ... Waszego życia :) Afgański lunch brzmi dobrze ale zajadanie pijackich głodów to coś czego nic nie zastąpi, tosty królują.
ReplyDeleteBiorę śniadanie dla chłopa, a na deser dla damy ;)
ReplyDeletePiękna podłoga w domu przyjaciół.
Pamiętam jak kiedyś zapomniałam kosmetyczki dla calej rodziny jadąc na wakacje- okazało się, że mnóstwa rzeczy wcale nie potrzebujemy :D
pozdrawiam słonecznie chociaż leje od rana brr
Rodzina musiała się ucieszyć ;) Zgadza się, takie sytuacje pięknie weryfikują co nam tak naprawdę jest potrzebne.
Delete